Pomyślałem, że warto byłoby zacząć od jakiejś gry rytmicznej, dzięki której całkiem łatwo i szybko nauczę się korzystać z okularów do rzeczywistości wirtualnej. Oczywiście najpierw mój wzrok skierował się w stronę w stronę popularnego Beat Saber. Jednak to jest już dosyć oklepana produkcja, a z moją kondycją zmęczyłbym się przed końcem pierwszego utworu. W tym momencie moim oczom ukazał się inny tytuł, a mianowicie Drums Rock. Założenia są z goła podobne. Mamy dwa kijki i uderzamy nimi to w lewo to w prawo w rytm grającej muzyki. Twistem jest tutaj fakt, że nie jesteśmy zwykłym perkusistą w zwykłym zespole. Odgrywamy perkusję do coverów najbardziej znanych utworów rockowych i staramy się w ten sposób zlikwidować demony, które próbują nas ominąć w drodze z piekła do naszego świata. Lecą to z lewej, to z prawej. My natomiast uderzając w bębny odpowiadające ich pozycji likwidujemy je. Wydaje się proste? Takie też jest! Chyba że staramy się wbić jak najlepszy wynik.
Im wyższy wynik, tym więcej pieniążków dostajemy. Za pieniążki natomiast kupujemy sobie elementy kosmetyczne, które w rozgrywce zmieniają tylko wygląd naszej perkusji, pałki perkusyjne czy dłonie głównej postaci. Jeśli staramy się zwiększyć wynik, możemy rzucić pałeczką w dany bęben czy talerz. Jeśli złapiemy pałeczkę, to następne uderzenie nią liczy się podwójnie. Prosta mechanika, a dodaje do rozgrywki całkiem sporo dynamiki. Ponadto możemy w ogóle nie trafić w rytm utworu, za co gra ukaże nas zdjęciem części warstwy muzycznej. Przez to trochę czuć niedosyt i przy skopaniu utworu na maksa ma się ochotę znów go powtórzyć, aby tym razem usłyszeć go w całej jego okazałości. Niestety słychać, że utwory to covery, niemniej jednak da się ich słuchać. W Drums Rock usłyszymy covery takich utworów, jak I Love Rock ‘N Roll, Bring Me To Life, czy też Black Betty. Jak na pierwszą grę w VR bawiłem się naprawdę dobrze.
Kolejna pozycja składa się w zasadzie z dwóch tytułów. Zacznijmy od części pierwszej, czyli The Walking Dead: Saints & Sinners. Już menu główne robi tutaj ogromne wrażenie. Można w nim wyczuć niesamowity klimat produkcji. Jednak to rozgrywka stanowi tutaj trzon. Zaczynamy od tutorialu, w którym to poznajemy podstawowe mechaniki produkcji, jak poruszanie się, korzystanie z broni palnej, białej czy noża oraz ekwipunku. Uczymy się, jak przeładować pistolet, czy rozmawiać z postaciami niezależnymi. Potem trafiamy już do wstępniaka historii i do naszej głównej bazy wypadowej. Po drodze jednak musimy rozprawić się z nieumarłymi, którzy kręcą się po cmentarzu. Tutaj możemy wykorzystać umiejętności, których nauczyliśmy się przy okazji tutorialu w praktyce. W bazie możemy rozłożyć rzeczy, które znajdziemy w świecie gry i ulepszyć swój ekwipunek, czy wytworzyć przedmioty, które przydadzą się nam podczas eksploracji świata. Ciche buty, większy ekwipunek, tradycyjny baseball z gwoździami, czy lepszy nóż już czekają, aby je scraftować.
Do różnych lokacji dostajemy się za pomocą mapy. W lokacjach tych możemy natknąć się na różnych przeciwników. Czy to szwendaczy, czy ludzi tworzących grupki. Przy moim pierwszym wypadzie trafiłem jednak na nieumarłych. Bardzo szybko zniszczył mi się nóż i skończyła amunicja. Trzeba było zatem improwizować. Wziąłem zatem butlę z gazem i zacząłem tłuc nią nacierających wrogów. Szło to dość powolnie i topornie, ale działało. Nie mogłem w końcu wrócić do bazy z pustymi rękoma. Skupiłem się na tej trójce, która była przede mną. Byłem bowiem pewien, że pozbyłem się wszystkich, które mogłyby zajść mnie z tyłu. Jakże się zatem zdziwiłem, gdy nagle jeden ze szwendaczy zaszedł mnie z tyłu i złapał, próbując ugryźć. Udało mi się od niego opędzić i z sercem na ramieniu począłem uciekać w stronę łódki, aby móc wrócić do swojej bezpiecznej już bazy. Nie wiem, czy była kiedykolwiek sytuacja w grze, w której przestraszyłbym się równie mocno.
Ta sytuacja sprawiła, że musiałem już odpocząć tego wieczoru. Przez następne dni jednak grałem dalej i doszedłem już do takiego poziomu umiejętności, że potrafiłem rozprawić się nie tylko ze szwendaczami, ale również z ludźmi. Niczym asasyn wdrapałem się po rynnie i przeszedłem po parapecie, aby móc dostać się niepostrzeżenie do domu i zlikwidować przeciwników jeden po drugim. Bardziej lub mniej cicho. W końcu musiałem zebrać potrzebne części na ulepszenia swojego ekwipunku. Niestety sprzęt PS VR2 miałem na określony czas, więc nie mogłem się za bardzo ruszyć z fabułą, jednak zapowiadała się ona dość ciekawie. Z ciekawością odpaliłem zatem The Walking Dead: Saints & Sinners – Chapter 2: Retribution, która – jak się okazuje – była bezpośrednią kontynuacją jedynki. Nawet samouczek jest ten sam. Intro wprowadzające do tytułu jest bardzo podobne, ale bierze pod uwagę to, co działo się w części poprzedniej, zatem w przerażeniu przed spoilerami wyłączyłem grę, aby móc jeszcze kiedyś wrócić do tej historii. Oba tytuły nie mają najpiękniejszej grafiki, jednak swoim stylem przekonują i potrafią wciągnąć. Dźwiękowo również jest bez rewelacji, ale przekonująco. Żałuję, że ostatecznie niestety nie udało mi się ukończyć tej historii, jednak miałem mało czasu, a na mojej wirtualnej półce już czekał kolejny tytuł.
W tym tytule wcielamy się w pirata, który kiedyś był rybakiem. Jest to kontynuacja gry A Fisherman’s Tale i nosi bardzo oryginalny tytuł, bo Another Fisherman’s Tale. O ile nie dane mi było zagrać w pierwszą część, o tyle tę drugą mogę zdecydowanie polecić. Ona najlepiej przedstawia to, w jaki sposób można wykorzystać sprzęt do rzeczywistości wirtualnej. Zarówno sterowanie dłońmi, głową czy resztą ciała postaci sprawia, że wszelkie zagadki, które twórcy dla nas przygotowali, wymagają nie tylko dobrej koordynacji ruchowej, ale także pomyślunku. Całość jest dodatkowo ubrana w całkiem ciekawą, ładną, bajkową wręcz grafikę. Niestety gra nie ma polskiej wersji językowej, ale mam wrażenie, że twórcy bardzo się postarali, aby użyć jak najprostszego języka. Dzięki temu łatwo jest skupić się na opowieści. Zdecydowanie warto to zrobić, bo o ile na początku tytuł jest raczej sielankowy, o tyle później dostajemy naprawdę potężnego twista. Łatwo się domyślić o co chodzi, ale uważam, że historia została tutaj opowiedziana naprawdę dobrze. Ze wszystkich tytułów, które wymieniłem w tym materiale, ta gra podobała mi się najbardziej. Nie jest ona jednak długa. Gracz sprawnie posługujący się za pomocą okularów rzeczywistości rozszerzonej może ukończyć tytuł w nawet dwie godziny, jednak mi Another Fisherman’s Tale zajęło około pięciu godzin.
No i na tym zakończyło się moje pierwsze spotkanie z PlayStation VR2. A ty masz ten sprzęt? A może nie kręcą Cię takie rzeczy? Który z tych tytułów Tobie najbardziej przypadł do gustu? A jakie inne gry możesz mi jeszcze polecić? Koniecznie daj mi znać w komentarzu. Do następnego razu!
Ilustracja wprowadzenia: kolaż z materiałów prasowych