TOP10: Filmy, które chcielibyśmy nienawidzić, a nie potrafimy

Dzieło filmowe potrafi wywoływać najbardziej sprzeczne emocje, a niekiedy podzielić widownię na dwa skrajnie zróżnicowane obozy. Za przykład może tu posłużyć klasyczna dziś „Psychoza” Alfreda Hitchcocka, która wkrótce po swojej premierze zebrała chłodne recenzje krytyków. Niegdyś prowokujący widzów do wyjścia z kina thriller na przestrzeni lat zyskał status arcydzieła. Są też filmy skrajne emocje budzące nie w odbiorcy masowym, a tym pojedynczym – filmy, które my sami chcielibyśmy nienawidzić, ale nie potrafimy. Takie tytuły uwzględnia poniższy ranking, niebędący jednak listą samych tylko pozycji nieudanych, a takich, które prowokują ambiwalentne uczucia z najróżniejszych powodów.

10. „Węże w samolocie” (2006)

Snakes on a Plane

Zaczynamy „z grubej rury”. Kto widział „Węże…” i nie zapałał do nich chorą miłością, ten trąba, a kto szczerze je znienawidził, ten już w ogóle powinien schować się pod kamień. Film Davida R. Ellisa to modelowy przykład produkcji niezrozumianej przez odbiorców. Niezrozumianej na szeroką skalę. Na forach internetowych znajdziemy dziesiątki nieprzychylnych komentarzy, najczęściej sugerujących, że reżyser powinien nakręcić „Węże w samolocie” jako komedię, nie film „na poważnie”. Jak to dobrze, że głupota nie boli…

Ciekawostka: jeśli macie chrapkę na film o gadach terroryzujących środek lokomocji nakręcony jednak w stu procentach na poważnie, „polecamy” tytuł „Snakes on a Train”.

9. „Ze śmiercią jej do twarzy” (1992)

death becomes her

Nie, „Ze śmiercią jej do twarzy” nie jest kiepskim filmem. Nie jest nawet filmem powszechnie znienawidzonym – przeciwnie, wielu wskaże go jako najlepszą komedię w karierach odtwórców trzech głównych ról (genialna Meryl Streep, Goldie Hawn, Bruce Willis). Polski widz zwyczajnie może mieć jednak obrazu Roberta Zemeckisa dosyć, jako że stacje telewizyjne nieznużenie wałkują go od ładnych kilkunastu lat. Inaczej niż „Kevin sam w domu”, jest to jednak film, do którego chce się wracać – nawet po raz enty.

Ciekawostka: Isabella Rossellini występuje w jednej ze scen filmu nago, a niemal w każdej pozostałej – półnago. „Ze śmiercią jej do twarzy” nie da się nienawidzić.

8. „Młoda czarownica” (1989)

teen witch

W dniu szesnastych urodzin Louise dowiaduje się, że jest czarownicą. To od niej zależy, czy nadnaturalne moce spożytkuje we właściwy sposób i nie doprowadzi do katastrofy. Tylko czego spodziewać się po kierowanej hormonami licealistce? Opis fabuły „Teen Witch” aż nadto upodabnia film do młodszego o kilka lat telewizyjnego hitu – „Sabriny, nastoletniej czarownicy”. Wyreżyserowana przez Doriana Walkera komedia nie jest jednak męczącą i nieśmieszną szopką, a obrazem stanowiącym świadectwo swoich czasów. „Młoda czarownica” sztandarowo reprezentuje tandetę lat 80.: na pierwszy plan wysuwa się tu nie logika, a fun – fun z wielką, wytapirowaną fryzurą. Największym hitem okazuje się jednak scena raperskiego pojedynku, w którym trójka bohaterów udaje, że wie, czym jest hip-hop. Drugiego tak uroczo naiwnego filmu nie znajdziecie nigdzie.

Ciekawostka: Roby Lively (filmowa Louise) finałową scenę z „Młodej czarownicy” odegrała na ślubie swojej siostry Blake i Ryana Reynoldsa. Wymagała tego publika. Tak kultowy jest to film!

7. „Teksańska masakra piłą mechaniczną 2” (1986)

the texas chainsaw massacre 2 1986

Niektóry widzowie nadal wątpią, by pierwszy sequel „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną” Tobiego Hoopera był kontynuacją godną najbardziej kultowego horroru w historii kina. Ich zdanie podziela jednak coraz mniejsza liczba fanów Leatherface’a. Sygnowany nazwiskami Caroline Williams i Dennisa Hoppera slasher na przestrzeni lat spowity został nicią kultu absolutnego, a fakt odejścia Hoopera od tonu pierwowzoru na rzecz schizofrenicznej groteski nie budzi już takich kontrowersji, jak przed laty. „Dwójka” może być filmem bardziej skomercjalizowanym niż arthouse’owym, nie oznacza to natomiast, że zasługuje na ostre cięgi. Sceny, jak ta, w której Stretch wymachuje tytułową piłą w powietrzu, parodiując przy okazji mrożący krew w żyłach epilog pierwszej „Teksańskiej masakry…”, na stałe wpisały się do kanonu każdego zdrowo zdystansowanego fana kina grozy.

Ciekawostka: choć pewne recenzje sugerują, że komediowy ton działa na niekorzyść filmu, Hooper wyznał, że już pierwsza „Teksańska masakra piłą mechaniczną” kręcona była z odpowiednią dozą czarnego humoru. Haters gonna hate…

6. „Martyrs. Skazani na strach” (2008)

08martyrs

Łatwo jest pałać do (filmu) Pascala Laugiera nienawiścią. Lwia część „Martyrs” skupia się na okrutnym torturowaniu głównej bohaterki, która okrutnie torturowana ma być tylko dlatego, że jest kobietą, do tego młodą i ładną. Każdy policzek wymierzony w jej stronę to policzek wymierzony w stronę widza. Film jest obrzydliwie brutalny i perwersyjnie sadystyczny, odnieść można wrażenie, że Laugier kręcił go, by zaspokoić swoje niezdrowe fantazje. Na temat jego przejaskrawionej mizoginii rozprawiać można godzinami. Co ratuje więc „Skazanych na strach”? Fakt, że jest to kawał bezkompromisowego kina grozy, w którym tytułowy strach jest namacalny, i który prowokuje nerwowe odwracanie wzroku od ekranu. Film wstrząsa widzem, obrzydza go, wywołuje w nim falę złości. I między innymi o to w horrorze chodzi.

Ciekawostka: polski podtytuł, „Skazani na strach”, nie ma ABSOLUTNIE nic wspólnego z fabułą filmu. Nienawidźmy więc polskich dystrybutorów i tłumaczy filmowych.

5. „Tango i Cash” (1989)

tango et cash

Jeden z tych filmów, za które Sylvester Stallone zdobył w pełni zasłużoną nominację do Złotej Maliny. W okularach nie jest Sly’owi do twarzy, a ubiegłoroczna kreacja w dramacie „Creed: Narodziny legendy” dowiodła, że nie pasują do niego też kiepskie role – jest w końcu niezapomniany filmowy Rocky aktorem utalentowanym. „Tango i Cash” to projekt napisany przez zupełnego laika: każdy twist w fabule ujawniony zostaje tu za pośrednictwem nagłówków w gazetach, w scenariuszu roi się od niezamierzonego homoerotyzmu. Nie potrafimy jednak nienawidzić tego filmu; nie, kiedy do szczęścia potrzeba nam odmóżdżającego, wysoce rozrywkowego kina z gatunku „buddy cop movie”.

Ciekawostka: Patrick Swayze miał początkowo wcielić się w Tango, lecz rolę przydzielono Stallone’owi. Pierwsze skrzypce grał tego samego roku w „Wykidajle”, innym rozrywkowym filmie o niskim poziomie wykonania. Dwie pieczenie na jednym ogniu?

4. „Władcy Wszechświata” (1987)

Masters of the Universe

Na homoerotyzm „Tango i Casha” warto spuścić kurtynę milczenia, nie sposób jednak przeoczyć homoerytyki starszych o dwa lata „Władców Wszechświata”; ta żyje bowiem własnym życiem. Wszystko za sprawą scen z udziałem He-Mana (Dolph Lundgren) i Szkieletora (Frank Langella), a zwłaszcza tej sekwencji, w której pierwszy pada ofiarą laserowego pejcza drugiego. W internecie roi się od fanficów, łączących Lundgrena i Langellę w (raczej kiepsko dobraną) parę. „Władcy…” to produkcja inspirowana przez serię zabawek dla dzieci i nie można powiedzieć o niej wiele dobrego. Poza faktem oczywistym: nigdy nie nakręcono lepszego filmu „pod wódkę”. Czy będziecie pić za każdym razem, kiedy Courtney Cox wygląda, jak ofiara mody, czy zawsze wówczas, gdy He-Man wykrzykuje: „na potęgę posępnego czerepu!”, i tak zalejecie pałę. „Władcy Wszechświata” wydadzą się natomiast filmem tym lepszym, im więcej kieliszków w siebie wlejecie.

Ciekawostka: „Władcy…” są dziełem noszącym tak oczywisty „potencjał alkoholowy”, że w sieci znajdziecie mnóstwo stron z zasadami osadzonego w świecie filmu drinking game.

3. „Plan dziewięć z kosmosu” (1959)

plan 9 from outer space

Sprawa jest prosta: „Plan dziewięć…” to film, który ugruntował pozycję Eda Wooda jako reżysera beznadziejnego, a zarazem taki, bez którego nie wyklułoby się pojęcie „so bad it’s good”. Pozycja obowiązkowa dla każdego kinomana!

Ciekawostek związanych z „Planem dziewiątym z kosmosu” jest tak wiele, że zasługują na osobny artykuł. Najciekawszą wydaje się fakt, że sam Wood uznawał film za swój największy powód do dumy. To anegdota smutna i wzniosła jednocześnie.

2. „Showgirls” (1995)

showgirls

Pomimo statusu jednego z najgorszych filmów wszech czasów, „Showgirls” Paula Verhoevena nie zasługuje na nieustanne pomiatanie przez widzów i krytykę. W tym przejaskrawionym i drapieżnym dziele postawiono na bardzo prozaiczne „środki wyrazu artystycznego”. Przekaz gaśnie tu na tle setek obnażonych, kobiecych piersi: „Showgirls” jest satyrą na hipokryzję i wyzysk w Las Vegas, nomen omen za największy atut aktorek uznającą ich nagą skórę. Nie sposób jednak nie zgodzić się z Quentinem Tarantino – zawziętym obrońcą produkcji Verhoevena, wedle którego film pomyślany został jako wysokobudżetowe homagium bijące pokłony kinu exploitation. Nie odmawiajmy sobie odrobiny przyjemności, zwłaszcza jeśli ta ma opierać się na zabawie seksem, kiczem i ludzką autokontrolą.

Ciekawostka: orędowali nad filmem Verhoevena także inni uznani reżyserzy – Jim Jarmusch i zmarły w ubiegłym miesiącu Jacques Rivette.

1. „Wilk z Wall Street” (2013)

wolf wall st

Jeśli „Showgirls” to celuloidowa pochwała wyzysku, „Wilka z Wall Street” uznać można za ohydną pochwałę hedonizmu. Bądźmy jednak szczerzy: czy kolaboracja Martina Scorsese i Leonardo DiCaprio kiedykolwiek przyniosła nam rozczarowanie?

Ciekawostka: trzydzieści pięć nagród z grubo ponad stu pięćdziesięciu nominacji – tyloma laurami wyróżniono „Wilka z Wall Street”.

Honorable mention: „Prometeusz” (2012), „Sztanga i cash” (2013).

Stały współpracownik

Autor bloga HisNameIsDeath.wordpress.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?