Tutaj tak samo jak w Prison Break mamy motyw ucieczki. O co mi jednak chodzi z podwójnym uciekaniem? Raz, że bohaterowie uciekają przed swoją codziennością, w końcu popełnili przestępstwa i nie do końca mieli do czego wracać. Dwa, że sami zamykając się w pułapce, muszą potem z niej uciec. No i wiadomo, znowu tunel. W dodatku syndrom sztokholmski przejawia się w kilku miejscach, m. in. w trzeciej relacji miłosnej – Denvera (Jaime Lorente) i Monici (Esther Acebo). Geniusz nie przewidział tego w planie. Tak samo w jego wizji nie miało być dziur, pojawiających się mimo wszystko w fabule. Spora irracjonalność w działaniach bohaterów odpycha wiele osób od tej produkcji. Podoba mi się wprowadzenie retrospekcji i ogólny trening przed skokiem. Niestety, klasycznie znowu większość rzeczy (poza śmiercią bohaterów) idzie gładko. Co tu dużo mówić, są momenty lepsze i gorsze.
Mi ten serial bardzo przypadł do gustu i chyba świadomie nie skupiałem się na niedociągnięciach w trakcie oglądania. Co właściwie w planie najbardziej mi się podobało? Po prostu Bella Ciao. Zobaczymy jak nasz geniusz, czyli Profesor, rozwinie się w trzecim sezonie, który został niedawno zapowiedziany. Oby jego plan był równie intrygujący i jak najbardziej spójny.
Tym razem nie Domek z papieru, ale Dom z kart. Specjalnie zestawiam tutaj dom z domkiem. Skala i stawka, o jaką gra geniusz manipulacji, Frank Underwood (Kevin Spacey), jest ogromna. Początkowo załamany niemożliwością objęcia posady Sekretarza Stanu, postanawia zemścić się na prezydencie i samemu realizuje plan, dzięki któremu finalnie siada na jego fotelu. Przyznam – koncepcja jak najbardziej ciekawa. Serial polityczny będący naprawdę popularną produkcją, zajmującą topowe miejsca w rankingach. Ja osobiście odpadłem na początku trzeciego sezonu, ale dwa pierwsze są bardzo intrygujące!
Underwood jest strasznie uparty i nie daje za wygraną. Pozbywa się wszystkich na swojej drodze. Tutaj warto zaznaczyć totalną dziurę fabularną, a mianowicie to, co stało się z Zoe Barnes (Kate Mara). Frank tak po prostu zepchnął ją na tory. Drastycznie zrealizowana scena, naprawdę emocjonująca, ale gdzie jakaś konsekwencja? Nagranie z kamery nie pokazuje Underwooda, bo stał za filarem – okej. Ale czy to nie jest przypadkiem tak, że pociąg ma własny monitoring? Wiadomo, że nie można było od razu skazać protagonisty (czy może raczej antagonisty) na porażkę. Tak więc geniusz wyszedł z tego cało i mu się upiekło.
Istotnymi elementem planu Franka jest nie kto inny niż, zwyczajnie, ludzie. Główną pomocą i oparciem jest jego żona Claire (Robin Wright). Nietuzinkowe małżeństwo, oboje równie żądni władzy, chociaż mąż zdecydowanie przeważa. Zarówno pani jak i pan Underwood stosują nieczyste zagrania, sterują konkretnymi osobami oraz mediami. Nie mogą pozwolić sobie na błąd. Claire zakłada fundację przykrywkę, Frank steruje kongresmenem Russo (Corey Stoll), a gdy nie jest potrzebny, pozbywa się go. Niezależnie czy problemem są politycy własnego rządu, czy angażujący się biznesmeni z innych krajów, tutaj Chin, wszystko idzie dobrze. Znowu.
Nie wiem czy to jest tak, że każda z postaci to zawsze geniusz, czy po prostu scenarzyści boją się pisać o doznaniu totalnej porażki przez postacie, bo to się nie przyjmie. Pozwalając sobie na dygresję, warto tutaj wspomnieć o Bohaterze o tysiącu twarzy Josepha Campbella. Opisuje on koncepcję znaną od mitów, według której historie tworzone przez człowieka mają pewien schemat. Składa się on z dwunastu kroków, poczynając od wezwania na przygodę, przechodząc przez rozwój, tragedię (przykładowo śmierć mentora), na zwycięstwie i powrocie kończąc. Może właśnie dlatego Frankowi i innym wybitnym planistom się udaje. To w końcu się sprawdza.
Kluczem House of Cards i jednocześnie tym, który mnie kupił, jest Doug Stamper (Michael Kelly). Niby zwykły szarak, powiedziałbym losowy gość, a ma istotny wpływ na fabułę. Na pierwszy rzut oka wydaje się popychadłem i człowiekiem od brudnej roboty. W rzeczywistości tym drugim jest, ale sposób, w jaki wykonuje swoje zadania, a także chłód bijący od postaci – to jest to! Genialnie ujęty w planie Underwooda. Bez niego Frankowi by się nie udało, jestem tego pewien. Nasz protagonista jest elokwentny, zna się perfekcyjnie na relacjach, potrafi udawać, kiedy chce lub potrzebuje. Niestety, nie wszystko może zrobić sam. Doug pytał się go nawet, czy ma zlikwidować Zoe. To mógł być ten moment, w którym Frank dostałby tak mocno po tyłku, że nigdy więcej by się nie wystawiał. Nie wiem, czy zostało to rozwiązane w dalszych sezonach, możecie mnie uświadomić.
Ja zostanę przy opinii, że postać grana przez Kevina Spacey’ego to istny geniusz manipulacji w dwóch pierwszych sezonach.
Na koniec tej niby opowiastki, niby analizy, trochę pogadanki o błędach, stawiam takie pytanie. Jak to właściwie jest, że chcemy świadomie unikać widzenia dziur w całym? Niejednokrotnie zachowuję się tak, jak już opisywałem. Staram się nie widzieć problemów fabularnych. Omijam je dla swojej przyjemności z oglądania. Może im dłużej będę siedział w pisaniu artykułów filmowych, tym większe będzie zboczenie zawodowe.W jakich produkcjach, Waszym zdaniem, były realizowane najlepsze plany? Które miały największe dziury? Mnie poza opisanymi przypadkami urzekło też Tabu i Psychoza, jako przykłady ciężkich, niemoralnych działań.
Źródło: Ilustracja wprowadzająca: Materiały prasowe