Poznajmy się od filmowej strony #9 – Dawid Wajda

Wybór najlepszej filmowej dziesiątki nie należy do łatwych zadań. Przeglądając wpisy moich kolegów i koleżanek z redakcji, mogę śmiało powiedzieć, że moja teza się potwierdziła. Momentami było przykro patrzeć jak redaktorzy zarzynają się stawiając na swoją „dychę”. Myśl o tym, że trzeba zrezygnować jednocześnie z z filmowych perełek, które mimo chęci nie udało się upchać w rankingową „topkę” rzuciło na kolana znaczną większość.  Dlatego też jakaś mądra głowa wymyśliła, że pod właściwą listą zrobi kolejną, tak na wszelki wypadek, aby mieć czyste sumienie wobec siebie i swoich filmowych miłości. Mimo to, postanowiłem, że wywiąże się z warunków zadania. Jeśli ma być „dycha” to będzie „dycha” i ani jednego tytułu więcej.

Oczywiście ekranowych doskonałości jest mnóstwo, dlatego swój wybór musiałem podporządkować najistotniejszemu kryterium, które pomoże mi wyselekcjonować same ważne dla mnie tytuły. Po krótkiej refleksji, okazało się, że będą to filmy, które wpłynęły na mnie w jakiś metafizyczny sposób. Filmy, które nie tylko ukształtowały mój gust filmowy, ale również osobowość. Produkcje, które wznieciły odrobinę wrażliwości, zwłaszcza w dzieciństwie. Wybrane prze zemnie tytuły zakorzeniły się na dobre w mojej głowie i wykreowały wspaniałe lekcje z życia i codzienności. Może nie będzie to lista, która powali swoją wielkością i ambicją. Będzie to jednak moja dość zróżnicowana lista, która cegła po cegle zbudowała mój „movies room”. No to jedziemy.

PS. Oczywiście kolejność filmów jest przypadkowa- raczej nikt nie jest wstanie uporządkować swojej „topki” w sensownej kolejności.

Jeśli chcecie zobaczyć listy faktycznie dobrych filmów, zerknijcie tutaj:

Poznajmy się od filmowej strony #6 – Angelika Borucka

Poznajmy się od filmowej strony #1 – Łukasz Kołakowski

Poznajmy się od filmowej strony #2 – Dominik Dudek

Poznajmy się od filmowej strony #3 – Krzysztof Wdowik

Poznajmy się od filmowej strony #4 – Szymon Góraj

Poznajmy się od filmowej strony #8 – Wiola Oszczapińska

Bruce Wszechmogący (2003), reż. Tom Shadyac

Fot. Kadr z filmu Bruce Wszechmogący

Może ten film nie należy do grona ambitnych, ale stanowi esencje rasowej komedii. Bardzo udana i zabawna. Każdy z nas marzył o byciu „Bogiem” i posiadaniu nieograniczonych mocy sprawczych. Kiedy nasz bohater dostaje możliwość zastąpienia stwórcy w jego obowiązkach, wbici w fotel przyglądamy się absurdalnym perypetiom. Film, który nie tylko bawi do łez, ale również niesie ze sobą solidną dawkę lekcji. Nie często możemy dopatrzeć się życiowego  przesłania w kabaretowych wręcz produkcjach. Symbol komedii okraszony trafioną obsadą i wyposażony w nietuzinkowy scenariusz. Bruce Wszechmogący to dobry materiał na każdą okazję.

Kevin sam w domu (1990), reż. Chris Columbus

Fot. Kadr z filmu Kevin sam w domu

Widząc tą pozycję, możecie się śmiać. Natomiast prawdą jest to, że Kevin sam w domu to film gigant, który jest nieśmiertelny. Ten film pokoleniowo hipnotyzuje kolejnych widzów. Wspaniała przygoda dziecka, który zostaje sam w domu. Chyba każdy marzył o takiej okazji, gdzie możesz robić to na co tylko masz ochotę. Film ten promuje wspaniałe wartości od wieków i dla mnie jest magiczną produkcją, która w dzieciństwie skutecznie teleportowała mnie w wspaniałe miejsca, z których nie chciałem wracać. Jest to również film perfekcyjny pod względem technicznym. Praca kamery i montaż jest rewelacyjny. Jeden z moich ulubionych krytyków filmowych Michał Oleszczyk na swoim blogu w sposób nienachalny udowadnia genialność tej produkcji. Z chęcią wracam do czasów, kiedy choinkowe lampki oświetlały ekran telewizora, w którym lada moment pojawić się miał dzielny blondynek broniący swojej posiadłości.

Jestem Bogiem (2011), reż. Neil Burger

Fot. Kadr z filmu Jestem Bogiem

Fabuła, która wciąga błyskawicznie. Film, który swoją świeżością intryguje do granic możliwości. Pobudza wyobraźnie i rozkręca fantazję. Twoje uczucie kiedy dowiadujesz się, że wykorzystujesz tylko 4% swojego mózgu. Gdybyś był wstanie rozbujać jego parametry to nie miałbyś przed sobą żadnych ograniczeń. Świetnie zrealizowany scenariusz i rewelacyjnie wykorzystany pomysł. Moim zdaniem poważny kandydat na najlepszy thriller epoki.

 Django (2012), reż. Quentin Tarantino

Fot. Kadr z filmu Django

Uwielbiam westerny i tyle. Za dzieciaka oglądałem z zapartym tchem „zakapeluszowanych” mężczyzn jeżdżących konno. Kiedy dowiedziałem się, że Tarantino siada za sterami Django, byłem pewny, że będzie to doskonałe kino. Jestem ogromnym fanem westernowych klimatów, gdzie sztyblety są uzbrojone w dźwięczne ostrogi, a biodra rasowych kowbojów przepasane skórzanym pasem, na którym pobłyskują srebrne colty. W tym filmie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Ruchy kamery, świetny montaż czy dialogi, które aż kipią świeżością i dynamiką. Muzyczne niespodzianki użyte w tej produkcji oszołomiły mnie równie mocno. Trzeba być pewnym siebie draniem, aby z powodzeniem wykorzystać rap w westernie. Po prostu cudo!

Zielona mila (1999), reż. Frank Darabont

Fot. Kadr z filmu Zielona mila

Są filmy lepsze i gorsze. Zdarzają się również takie, których oceniać nie ma sensu, dlatego że są po prostu doskonałe. Piękno same w sobie. Film, który wstrząsnął mną tak bardzo, że musiał znaleźć się w tej „topce”. Wzrusza, uczy i wzbogaca nasze dusze. Jak widać kino potrafi posilić nas metafizyczną energią i siłą, która buduje nasze sumienie. Jak często zdarza się, że oceniamy kogoś po okładce, a prawda kryje się gdzieś w ciemnym kącie. Refleksyjny i wzruszający film- Zielona mila– to niezniszczalny tytuł z legendarną obsadą.

"Nie ganiaj za ludźmi. Bądź sobą, rób swoje i pracuj ciężko. Odpowiedni ludzie- Ci którzy naprawdę pasują do Twojego życia pojawią się i zostaną". Absolwent dziennikarstwa. W wolnych chwilach konferansjer.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?