Woody Allen postanowił nakręcić po raz kolejny to samo z paroma zmianami kosmetycznymi i gatunkowymi. On jako aktor? Jest. Towarzysząca mu Mia Farrow? Jest. Zabiegana komedia z chamskimi pociskami i życiowymi myślami? Jest. Pytanie, dlaczego padło słowo perełka?
Kadr z filmu Danny Rose z Broadwayu
Powodów jest przynajmniej kilka. Po pierwsze, narratorem nie jest sama postać reżysera. Akcja dzieje się w sławnej (i de facto już kultowej) restauracji Carnegie Deli – to właśnie tam przesiaduje grupka przyjaciół, gdzie jeden rozpoczyna anegdotkę o tytułowym Dannym Rosie. Pomysł ciekawy, tym bardziej że bohater Allena nie posiada takich cech jak zazwyczaj. Pracując jako impresario, stara się wyszukać, a następnie wylansować niezliczone ilości talentów. Ciężko nazwać go neurotycznym lub nieporadnym, bardziej pasuje słowo pechowy. Popadając na dziwolągów i beztalencia, nie potrafi wybić nikogo na rynku, lecz gdy w końcu mu się to udaje (śpiewak Lou Canova czaruje publiczność starymi hitami), zaczyna spełniać wielorakie zachcianki, by pozostać w łaskach. Jedną z nich jest przyprowadzenie kochanki muzyka, Tiny Vitale (znakomita Farrow, wręcz wyborna!). I tak mniej więcej wygląda cały film. Para powolutku zakochuje się i przeżywa różnorodne zwroty akcji.
Warto chwilkę pozostać przy dwójce protagonistów. Dopełniają się wzajemnie dzięki odmiennym charakterom – Farrow ciągle nabuzowana emocjami, Allen starający się ją uspokoić za wszelką cenę. Resztę jednak znamy, następuje mała zmiana zachowań, przekształcenie poglądów i wartości, a koniec końców wszystko zaczyna iść w jak najlepszym kierunku. Nie znaczy to, że zaśniemy/wyłączymy film po trzydziestu minutach. Zważcie uwagę na to, że Allenowi zależało na stworzeniu takiego love story. Dodatkowo twórca miesza gatunki – znajdziemy tu podrzędną gangsterkę, slapstickowy akcent (po raz kolejny nachodzą mi na myśl czeskie komedie!), odrobinkę kryzysu i dramatu, no i oczywiście komedię na całego. Zważywszy na to, co dzieje się na ekranie, nazwanie Dannego przygodową produkcją również nie będzie kłamstwem. Tu skaczą, tu uciekają, tu walczą o życie. Urocze, nieprawdaż?
Kadr z filmu Danny Rose z Broadwayu
Danny Rose z Broadwayu okazuje się być również filmem o artystach i ich położeniu. Allen nakręcił swoisty hołd dla wszystkich łowców talentów, jak również obrazowo przedstawia otoczkę show-biznesu i imprezowej części Nowego Jorku. Naśmiewa się z parweniuszy i ludzi trwoniących majątek, daje widzowi do zrozumienia, że warto (wręcz trzeba) pamiętać o twórcach mniejszego formatu i ich początkach. Widać w tym trochę sentymentu, a także szczerej chęci nakręcenia czegoś od serca, z pomysłem innym niż wszystkie. Czy to ujęcia z koncertu, czy to przedstawienie wspomnianej knajpy – jego smykałka do kamery po prostu cieszy oko widza. Uroku dodaje brak koloru – to powrót do czasów, kiedy królowały czarno-białe ekrany. Klimat niezastąpiony.
Pełen energii film zachwyca i cieszy oko. Znajdziemy tu na przykład taką scenę, kiedy kamera oryginalnie posuwa się wraz z bohaterami idącymi przed siebie, raz spowalnia, raz przyśpiesza. Właśnie tego samego motywu użył Noah Baumbach w wybitnych Opowieściach o rodzinie Meyerowitz. Niby smaczek, a wyłapanie go poprawia samopoczucie. By the way, jeżeli ktoś nie widział, to do tej produkcji również zachęcam. Bardzo Allenowskie klimaty, taki powrót do starego Woody’ego. Warto, oj warto.
Kadr z filmu Danny Rose z Broadwayu
Na sam koniec zostawiłem kwestię dialogów, tak znanych fanom Allena. Humor bazuje na sprawach związkowych, zachowaniach postaci, trochę jest w nim polityki, nie obeszło się także bez seksistowskich żarcików. Większość okazuje się — jak zwykle — celna do bólu, o części jednak szybko zapominamy. Do dziś pamiętam w sumie ze trzy cytaty:
Osiem i pół dolara napiwku? Za taką kwotę mógłbym się przespać z tą kelnerką!
Potrzebuję valium wielkości krążka hokejowego!
Ciągle czuję się winny, choć nic nie zrobiłem
Przysięgam, że nie zawiedziecie się na tym mniej znanym Allenie. Na luźniejszy dzień w sam raz. Pamiętajcie jednak – oglądajcie tego Hebrajczyka samemu! Nikt przecież nie chce, by tak złote dialogi mu umknęły. Tak samo wspomniana fabuła, która (o dziwo) jest na naprawdę wysokim poziomie. I oczywiście sceny z Nowym Jorkiem w tle!
Tytuł filmu: Danny Rose z Broadwayu
Reżyseria: Woody Allen
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe