O ile ciągłe porównania Koreedy do Yasujiro Ozu, historycznego giganta japońskiej obyczajówki, wydają mi się często leniwym dostrzeganiem pozornych koneksji, zaczynając i kończąc jedynie na obiciu pokrewieństw gatunkowo-fabularnych, o tyle w przypadku omawianego Still Walking aż trudno się odgonić od kołotającego po świadomości echa Tokijskiej opowieści. Zarysowując bliźniaczo podobny konflikt, a czasem nawet wizualnie hołdując arcydziełu wprost, Koreeda decyduje się jednak nieco od innej strony zabrać się za zaognienie niezrozumiałych wzajemnie dylematów. Tam gdzie Ozu sprawiedliwie wytykał konserwatywnym palcem przepływ rodzinnej obyczajowości w kierunku introwertycznego zamknięcia, tam jego uczeń woli grzebać w ludzkich motywacjach, a w odczłowieczającym milczeniu odnajdywać wciąż krwawiące rany. To zresztą świadczy też o niezwykłej klasie Koreedy – naturalna zdolność z jaką waży ciszę i słowo zamiatając esencję bólu pod dywan, śmiech maskujący krzywdę i codzienny proces (nigdy-nie)zapominania; finalnie gorzko optymistyczne i strachliwe spojrzenie poza horyzont, które nic w sobie nie ma z wyzwolenia, a więcej z wskoczenia w kolejne niekomfortowe okoliczności.
Ale ten dystans do jednoznacznej oceny bohaterów, pomimo zwyczajowej sympatii, którą ich obdarza, nie jest u Koreedy czymś powszechnym. W After Life spomiędzy pośmiertnego love-story płynęła jednak lekka nagana pędzenia za chwilą, a Jak ojciec i syn dobitnie już krytykował korporacyjne ułożenie i przywiązanie do lśniącego marmuru wygórowanych oczekiwań. Co ciekawe, to właśnie w Still Walking zdecydowanie mocniej odciska się ta humanistyczna natura Koreedy, która zaprezentowana zostaje może mniej dobitnie, ale zdecydowanie głębiej: tam gdzie gar emocjonalnej pulpy powinien rozlać się największymi słowami, napotykamy jedynie na machnięcie ręką; tam gdzie zwyczajowo następuje pojednanie, kończy się na niechętnie uściśniętych dłoniach. Wiara w rodzinne uczucie ogranicza się do wewnętrznego przymusu “kolejnych świąt”, a najzręczniejszą ciszę zakłóca jedynie popylające po pokoju na króciutkich nóżkach kłamstwo – to ono, ponad wszystkimi podziałami, stanowi tu główny punkt konfliktowy. Koreedowscy bohaterowie zanurzeni są po pas w zakrzywieniach niesprzyjającej rzeczywistości, w senno-imaginacyjnch wycieczkach do doskonałości, podyktowanych nie tylko strachem przed ojcowską krzywą miną, ale i dorastającymi od zawsze głębokimi kompleksami. Z tego też powodu protagonista dorabia sobie tatusiowego brzuszka zobowiązań, jego ojciec wciąż tytułuje się doktorem, a matka ugania się za zreinkarnowanym żółtym motylem. Świat bohaterów Still Walking rzeczywiście okazuje się ciągłą mozolną przeprawą przez presję paranoidalnie słusznych oczekiwań. Gorzej, że spuentowany zostaje Heraklitowską zapowiedzią ciągłego przepływu. Rodzinne figury, oddane z tak doskonałą pieczołowitością, odsłaniają sobą wyraźne zdolności przybierania innych, dobrze znanych. Koreedowska rodzina to rodzina oparta na wręcz legendarnie wypracowanych pozach, napędzanych przez pokoleniową wymianę i niesprzyjające okoliczności.
Finalnie Still Walking wyraźnie odcina się od zastałej w konserwatywnych postawach twórczości moralizatorskiej Ozu. Z równie wypiętrzonym pesymizmem, ale innym pojmowaniem wspólnoty Koreeda wymierza subtelny policzek zakorzenionemu cyklowi pokoleniowego niedopasowania, jednocześnie nie widząc innego ratunku na zachowanie rodzinnego przywiązania, niż tego opartego na sztucznie plecionych, niechętnych niciach. I na krótki moment, podczas śnieżnobiałego od szczerości spaceru, zastanawia się jak pięknie by było zostać zrozumianym jeszcze przed reminiscencyjnym mrugnięciem niepozornej rzeczywistości.
Tytuł filmu: Still Walking
Reżyseria: Hirokazu Koreeda
Scenariusz: Hirokazu Koreeda
Gatunek: obyczajowy
Data premiery: 28 czerwca 2008