Na samym wstępie tylko powiem, że nie będę się raczej skupiał tutaj na grze. Do tego powstanie osobny materiał, który przedstawi moją recenzję gry. Nakreślę jednak, czym Gotham Knights jest. Tak w skrócie. Seria Batman Arkham otworzyła grom drzwi do świata komiksów. W jedynce ganialiśmy Jokera po przejętym przez niego Arkham Asylum, w dwójce mogliśmy polatać po mieście zarówno jako gacek, jak i jako Kobieta Kot, a w trójce pożegnaliśmy Mrocznego Rycerza. Po drodze przytrafił się jeszcze prequel odbywający się w czasie świąt Bożego Narodzenia i spin-off tego prequelu, ale z tego co mi wiadomo, nie liczą się one do kanonu. Co zatem zrobić, skoro świat i klimat są naprawdę dobre, a głównego bohatera już nie można więcej użyć w grze? Zróbmy tytuł o jego uczniach. Najlepiej takich, co też nie mają supermocy, żeby nie zmieniać za bardzo mechanik, a i żeby ludzie wiedzieli, że to kontynuacja znanej serii gier.
No i jakoś tak mnie ten pomysł do siebie przekonał, że gdy tylko zobaczyłem pierwsze gameplaye czy zwiastuny, pomyślałem, że fajnie, jakby wyszła kolekcjonerka. No i zapowiedzieli ją, skubańce. Pierwszy rzut oka na zdjęcie, które przedstawili twórcy, totalnie mnie kupił. Zdecydowałem, że muszę ją sobie zamówić. Paczka w końcu do mnie przyszła, a ja zrobiłem coś, czego nie robił już od bardzo dawna pewien jutuber, który nawet swoją nazwę kanału oparł na tym zagranicznym słowie oznaczającym rozpakowanie czegoś. Słowem tym jest oczywiście unboxing. Z góry uprzedzę jednak, że nie mam ani miejsca, ani sprzętu, aby wyglądało to choć trochę profesjonalnie…
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe