Jeśli przerabianie Zabójczej broni na serial wydaje się kiepskim pomysłem, to co dopiero powiedzieć o robieniu tego z Od zmierzchu do świtu? Film Rodrigueza i Tarantino nie cieszy się gigantycznym uwielbieniem wśród przeciętnego kinomana, a sam w sobie funkcjonuje jako zabawa z gatunkowymi konwencjami, a nie ciekawa fabuła ze światem, do którego chce się wrócić. Mimo to telewizyjna przeróbka i tak powstała. Pierwszy sezon rozwlekał kinową wersję do przenudnej długości, a całość obdarto z garści ironii i rozrywkowego nawiasu, pozostawiając o wiele za dużo pokładów powagi.
Coś dobrego jednak w nowym From Dusk Till Dawn musiało być. Stworzono zresztą cały świat wraz z nietypową, wężowo-meksykańską mitologią wampirów i dopowiedziano przeszłość najważniejszym bohaterom. Jakkolwiek nudny i wtórny to zabieg, oceniając serial w oderwaniu od hitu z Clooneyem, okazuje się, że zaserwowano widzom sprawną historię o eksterminacji wampirów. Druga seria udanie podniosła poprzeczkę i dostarczyła sporo dobrej akcji. Historia w sumie została mniej więcej zakończona, a całość stworzyła spójną całość, czy jednak można w tym uniwersum opowiedzieć coś jeszcze wartego uwagi?
Zobacz również: Blair Witch – nowy zwiastun horroru!
Robert Rodriguez, notabene ten sam, który już od dawna dobrego filmu nie stworzył, pokazuje jednak, iż akurat na ten projekt dość sensowną wizję wciąż ma. Trzeci sezon Od zmierzchu do świtu jasno przydziela nową rolę braciom Gecko, którzy od teraz egzekwują długi dla pozostałych wampirzych lordów. Jako że nie brzmi to aż tak wybitnie ciekawie, szybko pojawia się na horyzoncie kolejne zagrożenie. Co ciekawe, wszystko wciąż jest pokłosiem zniszczenia baru Titty Twister, z którego uwolniły się siły piekielne. Powstałe demony dysponują siłą o wiele potężniejszą niż Culebras i z łatwością w pierwszym odcinku dokonują tego, na co Seth i Richie potrzebowali całego drugiego sezonu.
Teoretycznie mamy więc do czynienia z mocnym początkiem, ale pod względem scenariuszowym tak ważne wydarzenie rozpisano dość nijako, niechlujnie i naprędce. Dziewięciu wampirzych lordów sprowadzono do parodystycznej roli mięsa armatniego, ale przynajmniej sprawnie uproszczono organizację świata przedstawioną w serialu. Nastąpił swoisty reset, który przerodzi się w chaos i anarchię. Widać, że wraz z nowymi odcinkami możemy liczyć na jeszcze więcej mordobicia, strzelanin i oczywiście wysysania krwi.
Całość działa dlatego, że bohaterowie zostali odpowiednio zarysowani, a ich odtwórcy z powodzeniem po raz kolejny wcielają się w swoje role. Bracia Gecko, jeśli chodzi o wzajemną relację, wciąż kręcą się w kółko nieustannymi kłótniami, lecz już wobec reszty osób kapitalnie wchodzą w rolę pomniejszych szefów. Dzięki dystansowi, zadziorności i odrobiny humoru idealnie nadają się na głównych bohaterów i ich awans na pogromców nie tylko wampirów, lecz teraz już i demonów przechodzi bezboleśnie i zapowiada dużo dobrych walk. Jak zwykle sztywna i przedramatyzowana pozostaje natomiast Santanico Pandemonium, choć wiadomo, że jej postać zyskuje sympatię dzięki niewątpliwym fizycznym wdziękom, a w tego typu produkcjach atrakcyjne kobiety to jeden z koniecznych elementów.
Cały trzeci sezon Od zmierzchu do świtu zapowiada się zresztą jako walka o tytuł na najniebezpieczniejszego kociaka w wampirzym świecie. Brzmi nieco sztampowo, jest nieco sztampowo i ma być nieco sztampowo. Serial nie odkrywa nowego wymiaru telewizji, ale zapewnia uczciwą porcję krwi i flaków. Wszystko to w otoczeniu twardych facetów i pięknych kobiet. Brak większych zmian w stosunku do poprzednich odcinków nieco rozczarowuje, szczególnie iż pierwsza dwa epizody nie wprowadzają żadnej interesującej nowej postaci, ale wciąż pozostaje mocna podstawa z zeszłych serii i dla niej warto oglądać dalsze losy braci Gecko. To nie jest taka parodia jak chociażby Ash kontra martwe zło, tylko raczej typowe, staroszkolne mordowanie wszelkich potworów z piekła rodem. Rozrywka na dobrym poziomie.