Gwiezdne Wojny – rzeczy, które prequelowa trylogia zrobiła lepiej od oryginalnej

Fabuła

W większości przypadków to właśnie fabuła określa wartość filmu. Przymykamy oko na niedociągnięcia techniczne, a nawet aktorskie, jeśli tylko opowiadana nam historia sprawia, iż nie możemy oderwać się od ekranu. Nie uważam, aby fabuła oryginalnej trylogii była słaba, lecz w porównaniu do prequeli jest ona zdecydowanie mniej skomplikowana. Abstrahując od najsłynniejszego twistu fabularnego w historii kina (wyznanie, iż Vader jest ojcem Luke’a Skywalkera), to otrzymujemy klasyczną opowieść o walce dobra ze złem. W trylogii prequelowej nie wszystko jest tak czarno-białe. Anakin Skywalker od samego początku ma problemy z zachowaniem równowagi i obojętności emocjonalnej godnych rycerza Jedi. Miłość do matki prowadzi go do ludobójstwa, a miłość do żony do sprzeniewierzenia wartości, którym przysiągł hołdować. Nie inaczej wygląda sprawa w trochę większej skali. Separatyści do samego końca nie znali prawdziwej tożsamości i intencji swego lidera Dartha Sidiousa, a będąc skutecznie manipulowanymi, działali w przekonaniu o pokojowych zamiarach Sitha.

Motyw romansu, choć przez wielu krytykowany albo za drętwość aktorską, albo za samo swoje istnienie, to nadaje całości dodatkowego pierwiastka dramatycznego. Tak oto więź z drugą osobą potrafi zniszczyć nawet najpotężniejszą osobę. Slogan być może wyświechtany, lecz nie sposób odmówić mu autentyczności.

8017d26a 9f3f 43ed aa34 87ae0c3b903e screenshot 1000x600

Zobacz również: Łotr 1. Gwiezdne Wojny – Imperium przejmuje okładkę Empire!

Za problem oryginalnej trylogii można uznać również szablonowość głównych postaci. Luke Skywalker stanowi przykład tego jak od zera dochodzi się do bohatera, Han Solo – awanturnik typowy dla kina nowej przygody, Leia – z pozoru twarda kobieta, która ostatecznie przekonuje się do maksymy: „pamiętaj księżniczko, łobuz kocha najbardziej” oraz Darth Vader, którego tożsamość dopiero pod koniec zyskuje nieco kolorytu. Prequele, oprócz wspomnianych już przeze mnie przykładaów Anakina oraz Separatystów, ma do zaoferowania jeszcze parę motywów. Qui-Gon Jinn, który mimo bycia jedną z ważniejszych postaci w Radzie Jedi, dopuszcza łamanie reguł Zakonu i sam niekiedy kieruje się uczuciami. Obi-Wan Kenobi, początkowo zapatrzony w kodeks galaktycznych rycerzy, sam przejmuje niektóre cechy swego mistrza. Są to oczywiście subtelne szczegóły, które niewprawionym widzom łatwo mogą umknąć, lecz z pewnością dodają barw i zmieniają przekaz filmu. Bo oto nie zawsze zwycięża dobro – czasem najprostsze emocje determinują najskuteczniejsze działanie. Za przykład niech posłuży Obi-Wan, który w przypływie gniewu pozbawia Dartha Maula życia, nie wykazując po fakcie żadnej skruchy.

Wszystkie te aspekty zostają spięte jedną, najważniejszą klamrą – historia opowiedziana w prequelach jest po prostu ciekawsza. Zakon Jedi u szczytu swej potęgi, prężnie rozwijająca się Republika, Separatyści wraz ze swą bogatą paletą technologii – to jest właśnie najlepsze w Gwiezdnych Wojnach – bogate uniwersum pełne przeróżnych innowacji.

councilrots 1000x600

Muzyka

John Williams w oryginalnej trylogii wniósł muzykę filmową na wysoki, nieznany dotąd poziom, lecz dopiero w nowej trylogii Lucasa osiągnął perfekcję. Do ikonicznych utworów pokroju muzyki tytułowej oraz The Force Theme w każdej z trzech części dołącza przynajmniej jeden soundtrack klasy światowej. W Mrocznym Widmie jest to The Droid Invasion oraz Duel of the Fates:

https://www.youtube.com/watch?v=eYgc-kKhEnU

https://www.youtube.com/watch?v=KkW_gXw1yok

Atak Klonów uracza nas przede wszystkim subtelnym Across the Stars:

https://www.youtube.com/watch?v=tbbSPh-K2EM

Natomiast Zemsta Sithów jest istną „kopalnią” rewelacyjnych utworów, z których na szczególnie wyróżnienie zasługują Battle of the Heroes i March at the Jedi Temple:

https://www.youtube.com/watch?v=rZ1xVKyEEeg&index=10&list=PL9FADA03BBF79499D

https://www.youtube.com/watch?v=iqK8h9psLCs&list=PL9FADA03BBF79499D&index=15

Każdy z wyżej wymienionych soundtracków świetnie komponuje się i podkreśla to co widzimy w danym momencie na ekranie, lecz nie to wyróżnia ją na tle muzyki z oryginalnej trylogii. Jak już wspomniałem, skala konfliktu między Rebelią a Imperium różni się od tego między Republiką i Konfederacją. Podniosły i żołnierski rytm zatem nie będzie pasował do wymiany ognia na Tantive IV w Nowej Nadziei, czy bitwie na Endorze w Powrocie Jedi. Doskonale natomiast komponuje się z wjazdem armii droidów do miasta Theed na Naboo w Mrocznym Widmie, czy też wkroczenia oddziałów klonów do świątyni Jedi w Zemście Sithów. Skala operacji wojennych implikuje doniosłość muzyki, toteż partyzanckim zrywom rebeliantów bardziej pasuje szybszy, bardziej „niedbały” rytm. Słuch i umysł człowieka jest jednak tak skonstruowany, że zdecydowanie łatwiej przychodzi mu oswajanie się z zsynchronizowanym brzmieniem.

Tak oto prezentuje się moja linia argumentacyjna dotycząca rzeczy, które prequelowa trylogia zrobiła lepiej od oryginalnej. Zaznaczę raz jeszcze, iż wiele z tych kwestii jest sprawą subiektywną – dla jednych partyzanckie działania wojenne będą znacznie ciekawsze od starć na szeroką skalę, a dla innych muzyka pierwszych trzech części sagi nie będzie wyróżniać się niczym na tle części IV-VI. Moim celem było sprawienie, aby udane elementy prequeli nie zostały zapomniane i nie zostały zmieszane z błędami, których nie udało się uniknąć. Gwiezdne Wojny jednoczą kolejne pokolenia, nie pozwólmy zatem, aby parę niedociągnięć reżyserskich zepsuło pozytywny obraz całej sagi!

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?