Listę powtarzających się w serialu motywów otwiera najbardziej oczywisty – pobyt w zakładzie karnym i ucieczka z niego. Genialny architekt zbiegał z więzienia dwa razy, wydostał z niego również – za wolność płacąc najwyższą, jak się wydawało, cenę – ciężarną żonę. Twórcy najwyraźniej wychodzą z założenia, że do trzech razy sztuka. Również w kwestii mniej lub bardziej spektakularnych zmartwychwstań – zza grobu powracali już przecież Sara Tancredi (Sarah Wayne Callies) i Paul Kellerman (Paul Adelstein). Teraz, prócz Scofielda, ożyć ma jedna z najbardziej fascynujących postaci drugoplanowych: uśmiercony w pierwszym sezonie mafiozo, John Abruzzi (Peter Stormare).
Fakt, że ani twórcy, ani fani nie wyobrażali sobie sequela bez zmartwychwstającego Michaela, dowodzi tego, co dla wszystkich chyba oczywiste – ponadprzeciętnie inteligentny główny bohater, górujący nad pozostałymi postaciami i od pierwszych chwil hipnotyzujący widza, wciąż jest na ekranie pożądany. Choć Fish należy do grona serialowych geniuszy, ma coś, co odróżnia go od Gregory’ego House’a czy Sherlocka Holmesa. Co takiego? Empatię. Dał się zamknąć w więzieniu, aby wydostać z niego brata i zdecydował się w nim „zginąć”, aby ocalić żonę i dziecko. Podczas, gdy przejawy przywiązania i troski o drugiego człowieka u diagnostyka z Princeton Plainsboro i detektywa z Baker Street trafiają się jak igły w stogu siana, gotowość do ekstremalnego poświęcenia dla dobra bliskich stanowi punkt wyjścia Skazanego na śmierć. To nie wolność, a rodzina są dla Scofielda największą wartością. Bierze sprawy w swoje ręce dopiero w chwili, gdy zagrożeni są najbliżsi; przyparty do muru buntuje się przeciwko systemowi. I robi to z powodów osobistych, nie ideowych. Tak, jak Prometeusz naraził się na gniew bogów, tak Scofield znalazł się na celowniku Firmy, walcząc o bezpieczeństwo tych, których kochał. Zapewne podobne pobudki towarzyszyły jego decyzji o sfingowaniu własnej śmierci i kilkuletniej rozłące z Sarą, Michaelem Juniorem i Lincolnem. Jak zdradził Miller w jednym z wywiadów:
Pod względem braterstwa, poświęcenia, rodziny i lojalności, ten sezon będzie taki sam, jak poprzednie.
Można byłoby się spodziewać, że pod względem głównego bohatera również. Dał się przecież poznać, i został zapamiętany, jako protagonista z etosem. Taki, który nie szarżuje, jak House czy Sherlock, sarkastycznymi komentarzami lub kąśliwymi uwagami; jest równie spostrzegawczy i błyskotliwy, chociaż o wiele bardziej powściągliwy, ostrożniejszy w swoich, dokładnie przemyślanych, poczynaniach; łatwiej wzbudzić jego podejrzenia, niż zaufanie, a jeśli już stroni od ludzi, to ze względów bezpieczeństwa, a nie przez poczucie wyższości. Tymczasem Miller zasiał wątpliwość w tych wszystkich, którzy sądzili, że natura granej przez niego postaci nie uległa zmianie:
W ciągu tych siedmiu lat [Michael] przebył mroczną drogę. Podejmował się niezbyt przyjemnych zadań i pytanie brzmi, czy nadal można go uważać za dobrego człowieka.
Pytanie brzmi także, czy powrót Skazanego na śmierć będzie można uznać za udany. Czy nurtujące widzów wątpliwości zostaną rozwiane, nieścisłości wyjaśnione, a całość godnie zwieńczy emitowane w latach 2005-2009 dzieło. Jak na razie przeważają głosy tych, którzy wierzą, że twórcy rzeczywiście mają do opowiedzenia jeszcze jeden, frapujący rozdział tej historii. Wielu wciąż uważa ten serial za jeden z (naj)lepszych produkcji telewizyjnych ostatnich lat. Nie da się ukryć, że samo wspomnienie wszystkich zwrotów akcji, skomplikowanych intryg, zróżnicowanych charakterologicznie postaci i emocji, jakich dostarczało oglądanie kolejnych odcinków przyprawia o ciarki, a wizja powrotu nie tylko Michaela, Lincolna i Sary, ale także Sucre (Amaury Nolasco), T-Baga (Robert Knepper), Kellermana, C-Note’a (Rockmond Dunbar) i Abruzziego ekscytuje. Skoro Williama Fichtnera nie zaangażowano w projekt ze względu na brak pomysłu, z jakiej jeszcze perspektywy można byłoby spojrzeć na agenta Mahone’a, w wątkach pozostałych postaci najwyraźniej drzemał dający się łatwiej wykorzystać potencjał. Optymiści liczący na scenopisarskie zdolności Scheuringa nie mogą się doczekać kolejnej dawki emocji związanych z zupełnie nową (?) misją już nie tak nieskazitelnego Scofielda. Sceptycy obawiają się, że sequel zepsuje coś, co było bardzo dobre. Jeszcze inni liczą, że zatrze złe wrażenie, jakie pozostawiły po sobie poprzednie dwa sezony. Są i tacy, których zadowala perspektywa ożywienia niesprawiedliwie i niepotrzebnie uśmierconej postaci, obojętne, w jaki sposób, bo przecież taka okazja nie trafia się często.
Pełni entuzjazmu są aktorzy, twórcy, przedstawiciele stacji i fani, których ukochany serial sprzed lat znów, choć nie na długo, zagości w ramówce. Pytanie, czy trzeci strzał do tej samej bramki okaże się celny, czy może spudłowany, na razie pozostaje otwarte. Można albo cieszyć się na zapas, albo na zapas pomstować, albo – jak ja – stać gdzieś pomiędzy i z ostatecznym wyborem którejś ze stron czekać do stycznia. Mimo wszystko niecierpliwie.
Ilustracja wprowadzenia: FOX, mat. prasowe