Iluzja w reżyserii Louisa Leteriera przy wszystkich swoich wadach była niezłym kinem rozrywkowym. Bawiła nie tylko pomysłami na inscenizację pokazów iluzji oraz późniejszym rozkładaniem ich na czynniki pierwsze, ale największym jej trikiem był ten scenariuszowy, w postaci finałowego asa z rękawa. Iluzja 2, zgodnie z niepisaną zasadą sequeli, stara się dać więcej i lepiej, lecz wysiłki twórców dają efekt odwrotny.
Zobacz również: Ostatnia rodzina – zwiastun filmu o Beksińskich
Akcja filmu rozpoczyna się w rok po wydarzeniach z finału pierwszej części. Tym razem pretekstem dla pokazów iluzji jest popełniony przez Jeźdźców błąd skutkujący trafieniem w sidła ekscentrycznego informatyka, który zmusza ich do wykradzenia urządzenia pozwalającego kontrolować wszystkie komputery na świecie. W przeciwieństwie do poprzedniego filmu scenariusz autorstwa Chiarelliego i Solomona ukrywa niewiele, przez co ograniczeni jesteśmy do zwykłego śledzenia akcji, a ta zwyczajnie nie porywa. Część winy należy upatrywać w odtwórczości filmu, a część w szkicowo nakreślonych charakterach Jeźdźców oraz ich przeciwników, wobec których nie pozostawiono wątpliwości, co do ich ostatecznej oceny. W związku z tym wszelkie dramatyczne wydarzenia zamiast wzbudzać w nas emocje oglądamy raczej na chłodno i znudzeni, bo nie tylko je znamy, ale wiemy jaki będzie ich rezultat. W ten sam poziom emocjonalny wpisuje się również końcowy zwrot akcji, w teorii mający wprowadzić odrobinę rewolucji w charakterystyce postaci, a po którym w praktyce zwyczajnie przechodzimy do porządku dziennego. Mamy jeszcze wpleciony w fabułę wątek prywatności w Internecie oraz mediach społecznościowych, ale i ten potraktowany został po macoszemu.
Zobacz również: Wszyscy albo nikt – recenzja francuskiego komediodramatu
Powyższe niedostatki i absurdy fabuły zatuszować miał wydobywający się z większości scen humor oraz główna atrakcja – iluzja w wykonaniu bohaterów filmu. Aspekty te wzbudzają mieszane uczucia. Dowcip jest nierówny. Najlepiej brzmią wymiany kąśliwych uwag między postaciami czy makabryczne iluzje Luli (Lizzy Caplan). Nieporozumieniem jest za to podwójna rola Woody’ego Harellsona, który wyraźnie znudzony jest swoją błazenadą na planie. Natomiast w przypadku scen iluzji odnosi się wrażenie ich mniejszej ilości. Powodowane jest to pójściem Iluzji 2 w kierunku produkcji spod znaku Mission Impossible, czyli wtłoczeniem ich w liczne sekwencje pościgów, bójek i ekwilibrystycznych pokazów zręczności, przez co giną w zalewie nieustannej akcji. Zdecydowanie nadużywany w filmie Jona M. Chu jest również pomysł hipnozy, który już nie jest elementem humorystycznym, a stał się środkiem ułatwiającym scenarzystom pracę i rozwiązywanie akcji. Oddać oczywiście należy twórcom z Hollywood, że są gwarancją wysokiej jakości realizacji technicznej filmu. Część pomysłów może i jest wtórna wobec poprzedniego filmu, ba, w ramach samej kontynuacji mamy ich recykling, ale i tak przedstawienie ich robi odpowiednie wrażenie. Na szczęście przygotowane do filmu nowe sztuczki dają radę, a w pamięć szczególnie zapada misterne przekazywanie karty w trakcie szczegółowego przeszukania oraz finałowa sekwencja z zatrzymywaniem deszczu na czele.
Zobacz również: Kolejny polski akcent w X-Men: Apocalypse
Oprócz mało wyrazistego w pierwszej w karierze roli czarnego charakteru Radcliffe’a, dodatkowo udowodniającego, że broda nie wszystkim aktorom dodaje charakteru, wszyscy pojawiają się w rolach zgodnych z dotychczasowym ekranowym wizerunkiem. Z Jeźdźców najbardziej pozytywnie odznacza się nowy nabytek Lizzy Caplan, która wnosi sporo werwy do wiecznie zmarkotniałej ekipy. Reszta włącza autopilota i powtarza swoje role z poprzedniego filmu (i nie tylko). Jesse Eisenberg kolejny raz jest więc gadatliwym neurotykiem z obsesją władzy, Mark Ruffalo przygnębionym swoją przeszłością bohaterem, Dave Franco ma się uśmiechać i rzucać kartami, a Harrelsona w podwójnej roli trzeba wyłącznie wyprzeć z pamięci. Najlepiej wypada Morgan Freeman, który wprowadza szczyptę niejednoznaczności do filmu. W epizodycznej roli powraca również Michael Caine, który w blockbusterach akurat gra tak samo, niezależnie czy jest to dobra postać czy zła.
Dlatego też nie da się określić Iluzji 2 inaczej jak mianem średnio udanego naśladowcy oryginału. Jest nowy reżyser, nabytki obsadowe, ale stare sztuczki: scenariuszowe i te magiczne. Cóż, tym razem spektakl rozczarował.