#WszystkoGra, musical złożony z polskich przebojów, jest już czwartym filmem w tym roku, który trafił w ten weekend do dystrybucji w kinach w Wielkiej Brytanii. Po latach posuchy, kiedy to rodzime tytuły trafiały do brytyjskich kin rzadko niczym meteoryty, przyszła pora na prawdziwą inwazję polskich produkcji. Co się zmieniło?
Wszyscy mówią o Pitbullu
Przełomowy punkt nastąpił wiosną tego roku. Mająca siedzibę w Stanach Zjednoczonych firma Phoenix nabyła prawa do dystrybucji filmu Pitbull. Nowe porządki na zagraniczne rynki. Po obiecującej sprzedaży z kilku pokazów w Chicago, rozpoczęto pertraktacje z sieciami kin w Wielkiej Brytanii. Odeon, największa sieć kin na Wyspach, z sukcesem wynegocjowała sobie wyłączność na dystrybucję produkcji, z założeniem pokazania go w 32. kinach. W pierwszy weekend stało się coś, o czym pisał nawet dziennik Guardian – film Patryka Vegi był czarnym koniem box office, zarabiając szokujące 145 tys. funtów, czyli przynosząc średni zysk 4,5 tys. z jednego kina. W ten kwietniowy weekend tylko jeden film w kategorii filmów obcojęzycznych – tamilska produkcja Theri (The Spark) z wynikiem ponad 280 tys. funtów – przebił polski thriller. Naturalnym było to, że tytuł trafił do kolejnych kin i wyświetlany był w sumie w 64 miejscach na terenie Wielkiej Brytanii i Irlandii.
Zobacz również: W spirali – recenzja polskiego thrillera psychologicznego
Nawet reżyser filmu popadł w skrajną euforię, pisząc na swoim profilu na Facebooku, że „doszlo do niewidzianych dotychczas w brytyjskich kinach sytuacji, ze zabraklo piwa. Maszyny nie nadazaly z produkcja popcornu” (pisownia oryginalna). To, że popcornu w kinach w Wielkiej Brytanii nie praży się już w maszynach, tylko przywozi w gotowych paczkach, a polskim spożywaniem piwa nie ma się co chwalić, to tylko drobny szczegół. Faktem jednak jest, że było to wydarzenie bez precedensu. Wiele seansów było wyprzedanych do ostatniego miejsca. Po dziesięciu tygodniach od premiery Pitbull. Nowe porządki jest ciągle pokazywany w Wielkiej Brytanii i z wynikiem 495 tys. funtów jest tylko o krok od przekroczenia magicznej liczby 514 tys. funtów.
Tyle zarobiła Ida Pawła Pawlikowskiego w 2014 roku. Dystrybuowany głównie w studyjnej sieci kin film był sukcesem finansowym, któremu pomogła zarówno nagroda główna na Londyńskim Festiwalu Filmowym oraz – oczywiście – Oscar za najlepszy film obcojęzyczny. Pawlikowski jest też znany brytyjskiej publiczności, głównie przez dramaty Moje lato miłości z Emily Blunt oraz Ostatnie wyjście. Świetny wynik tego tytułu to raczej zasługa wysokich walorów artystycznych, niż tylko i wyłącznie polskiej mobilizacji. Pozostałe, najlepiej sprzedające się do tej pory polskie tytuły, to Jesteś bogiem (dystrybucja London Films Project) z wynikiem 277 tys. funtów, Sztos 2 znany też jako Polish Roulette (dystrybucja – Sara Int. Ltd) – 239 tys. funtów – skierowane były głównie do polskojęzycznej widowni i to ona odpowiada za te sukcesy.
Bollywood czy Pollywood?
Dystrybuowanie innego typu kina obcojęzycznego niż „arthouse” na Wyspach Brytyjskich wydaje się na pierwszy rzut oka mijać z celem. W końcu to Amerykanie potrafią robić najlepsze kino akcji i thrillery polityczne, a komedie romantyczne dobrze wychodzą także Brytyjczykom. Posępne czarno-białe obrazy lub kino traktujące o okropieństwach wojny to robota w sam raz dla obcokrajowców. Sukces Idy Pawlikowskiego, a także produkcji Andrzeja Wajdy (Wałęsa. Człowiek z nadziei – 140 tys., Katyń – 160 tys. funtów) czy Agnieszki Holland (W ciemności – 233 tys.) są zatem zrozumiałe. Jak więc w tym kontekście lokuje się sukces polskich blockbusterów, kina gatunkowego, przeznaczonego dla masowej widowni? Odpowiedź tkwi zarówno w sprawdzonym przez brytyjskie sieci kin „modelu bollywoodzkim”, jak i w ilości naszych rodaków w Zjednoczonym Królestwie.
Filmy skierowane do grup etnicznych czy specyficznych nacji nie są niczym nowym w wielokulturowej Brytanii. Od lat silnie obecne jest kino z Indii i Sri Lanki. Trudno się temu dziwić – mniejszość pochodzenia hinduskiego jest najliczniejsza w Zjednoczonym Królestwie. W wielu miastach, gdzie obecne są silne skupiska mieszkańców mówiących w językach hindi czy tamilskim, znajdują się niezależne kina, które specjalizują się w pokazywaniu filmów dla tej publiczności – jak choćby popularne Himalaya Palace Cinema w dzielnicy Southall w Zachodnim Londynie. Nie grane tam są wysublimowane, artystyczne tytuły, a typowe, mainstreamowe produkcje z Bollywood, z gwiazdami typu Shah Rukh Khan, Akshay Kumar czy Ranbir Kapoor. Główne sieci kin – Vue, Odeon i Cineworld – dostosowały się do wymagań rynku i praktycznie nie ma miesiąca, żeby w dystrybucji nie pojawił się film – lub kilka – z tego kręgu kulturowego. Większość z nich przynosi też sensowne zyski, bo widownia jest przyzwyczajona do pojawiających się regularnie w kinach tytułów. Najlepiej w tym roku poradził sobie indyjski thriller Fan z wynikiem 803 tys. funtów, którego dochody przebiły choćby takie produkcje jak disnejowski Czas próby czy Demolition z Jake’iem Gyllenhaalem.
Wiedzone sukcesem i zyskami główne sieci kin szukają możliwości zarobku wśród innych grup etnicznych i narodowych. Chiny to nie tylko potęga gospodarcza, ale też prężnie rozwijająca się kinematografia, z której pochodzi wiele ważnych tytułów kina artystycznego. Także popularna odmiana tego kina, komedie romantyczne, czy kino familijne, zaczyna pojawiać się w Wielkiej Brytanii coraz częściej – głównie dla społeczności, która posługuje się lokalnym dialektem. Sukcesy takich filmów jak Mermaid (234 tys. funtów z 19 kin!) i Finding Mr Right 2 (91 tys.) potwierdzają, że jest odpowiedni kierunek działania i zachęcają dystrybutorów do podejmowania śmielszych kroków. Polskie kino gatunkowe świetnie się w ten schemat wpisuje.
Pomiędzy gatunkiem a arthousem
Polacy mieszkający w Wielkiej Brytanii są drugą pod względem liczby mieszkańców mniejszością narodową. Wydawałoby się, że naturalnym będzie regularne sprowadzanie produkcji dla tej właśnie widowni, aby przekuć liczby w zysk finansowy. Niestety, do tej pory zarówno dystrybutorom, jak i sieciom kin, brakowało pomysłu i wyobraźni. Sporadyczne tytuły pojawiające się w kinach nie wyrobiły w widzach naturalnego odruchu sprawdzania repertuaru kin – każdy kolejny pojawiający się film był raczej niespodzianką, a nie oczekiwanym wydarzeniem. Takie tytuły jak Listy do M. 2, Disco Polo czy Drogówka, które zobaczyło nad Wisłą około miliona widzów każdy, nie trafiły do Wielkiej Brytanii wcale. Inne – jeżeli już pokazywano, były spektakularnymi porażkami. W ubiegłym roku Kamienie na szaniec zarobiło marne 8 tys. funtów, choć dystrybutor wynegocjował optymistyczne 22 kina, gdzie pokazywano film! Po tej wpadce pomysł na kino polskie w UK postanowiono odstawić na bok. Aż do Pitbulla, który dzięki udanej akcji marketingowej był prawdziwym hitem. Reklama w polskich mediach w Wielkiej Brytanii, na portalach społecznościowych, ale też zwykłe roznoszenie ulotek do lokalnych polskich sklepów przyniosło spodziewany efekt. Przyszła zatem pora na kolejne tytuły.
Planeta Singli, komedia romantyczna w reżyserii Mitji Okorna, trafiła do sieci kin Odeon w maju. Choć w Polsce film zobaczyło rekordowe w tym roku 1,9 mln widzów, nie powtórzył się sukces finansowy Pitbulla w Wielkiej Brytanii – ale nie można mówić o klapie. Dystrybutorzy – wspomniany wcześniej Phoenix – zorganizowali nawet spotkanie z reżyserem we flagowym kinie sieci Odeon przy Leicester Square, na które zaproszeni zostali dziennikarze z największych brytyjskich mediów. Szkoda tylko, że odbyło się ono dopiero w trzecim tygodniu wyświetlania tytułu. Odpowiednia promocja przed premierą mogła pomóc w uzyskaniu lepszych wyników. Ze 193 tys. funtów po pięciu tygodniach można powiedzieć, że szlaki zostały przetarte i jest szansa, że odpowiednio dobrane filmy mają szansę regularnie trafiać do kin w Wielkiej Brytanii.
Zobacz również: #WszystkoGra – recenzja
Firma dystrybucyjna Metodrome (wcześniej sprowadzili nominowany do Oscara film Agnieszki Holland oraz historię sukcesów Zbigniewa Religi) postawiła na #WszystkoGra – po dość letnim odbiorze w Polsce, gdzie film zobaczyło zaledwie niewiele ponad 150 tys. widzów okaże się, czy warto było podjąć ryzyko. Film trafił w pierwszy weekend aż do 29. kin sieci Odeon. Ilość biletów, która rozeszła się w przedsprzedaży, nie napawa niestety zbyt optymistycznie i o dużym sukcesie nie będzie raczej mowy.
O tym, że z doborem filmów trzeba być ostrożnym, niech świadczy chociaż przykład Papuszy. Pokazywany w tym roku tylko w 9 kinach tytuł miał być tą niezależną, artystyczną produkcją, która skusi raczej miłośników wysmakowanych filmów, niż przeciętną widownią, ale przynajmniej przyzwoicie na siebie zarobi. Z wynikiem 3,5 tys. funtów możemy mówić o sromotnej klęsce, choć zazwyczaj kino „arthouseowe” radzi sobie na Wyspach całkiem nieźle. Świetnym przykładem niech będą festiwale filmowe w Wielkiej Brytanii, które celebrują kino artystyczne, które jest synonimem kina polskiego za granicą w ogóle.
Odbywający się od czternastu lat w Wielkiej Brytanii festiwal filmów polskich Kinoteka, organizowany przez Polski Instytut Filmowy, nigdy nie narzeka na brak publiczności. Tegoroczna edycja, podczas której pokazanych zostało kilkanaście najnowszych tytułów – m.in. Demon Marcina Wrony, Ciało Małgorzaty Szumowskiej, Anatomia zła Jacka Bromskiego – zaspokoiła pewnie wymaganie wielu miłośników ambitnej odmiany rodzimego kina. Jak zwykle organizatorzy postawili na ciekawą mieszankę. Obok nowości pojawiały się też klasyki – starsze filmy Skolimowskiego i Agnieszki Holland, podczas których odbyły się dyskusje i spotkania z twórcami. Na większość projekcji wysprzedano wszystkie bilety.
Zobacz również: Kochaj! – recenzja polskiej komedii romantycznej
Podobnie od kilku lat wygląda Londyński Festiwal Filmowy. Jeżeli pojawiają się na nim polskie produkcje, cieszą się one wielkim zainteresowaniem. Brytyjska premiera Wałęsa. Człowiek z nadziei z udziałem samego Lecha Wałęsy była wydarzeniem nie tylko filmowym. W ubiegłym roku 11 minut Skolimowskiego startowało w konkursie głównym LFF, a kilka innych produkcji pokazywano w pozostałych sekcjach. Oczywiście, sukces Idy Pawlikowskiego trzy lata temu był przysłowiową wisienką na torcie.
W cieniu Brexitu
Wydaje się zatem, że lekcje domowe zostały odpowiednio odrobione. Sieci kin nie boją się podejmować trudnych decyzji i ryzykować z dystrybucją polskich filmów. Dystrybutorzy bacznie przyglądają się temu, co jej popularne w Polsce – im głośniejszy tytuł, tym większa szansa na jego sukces w Wielkiej Brytanii. Jednak bez odpowiedniej reklamy filmy same się nie sprzedadzą, a na tłumne przybycie Brytyjczyków czy innych nacji nie ma co liczyć.
Początkowy zachwyt nad sukcesem Pitbulla może też wywołać zjawisko zupełnie przeciwne, które doprowadzi do przesytu na rynku. Jeżeli do kin trafiać będzie praktycznie każdy polski film, chimeryczni widzowie mogą nie zagłosować portfelami, doprowadzając nas do punktu wyjścia, kiedy to rodzime kino będzie synonimem niepewnej inwestycji. Bez wątpienia potrzebny jest zdrowy rozsądek i umiar. Przy logicznym podejściu do tematu zarówno widzowie, jak i dystrybutorzy i sieci kin, będą zadowoleni. Jeszcze latem na ekrany trafić powinny kolejne tytuły. Jeżeli tylko Brytyjczycy nie opowiedzą się za Brexitem w zbliżającym się referendum, każdy Polak mieszkający w Wielkiej Brytanii będzie miał szansę na zapoznaniem się z rodzimymi produkcjami na bieżąco. A nie tylko przy okazji wyjazdu do kraju czy po zakupie filmu na DVD z kolorowym magazynem w polskim sklepie.
Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe