Henry Barthes – filmowy nauczyciel, który udzieli Wam niezapomnianej lekcji

Choć formalnie to Dzień Edukacji Narodowej, czternastego października kojarzymy raczej z dniem nauczyciela. Bez względu na to, czy opuściliście już szkolne mury, czy może wciąż w nich przebywacie, zapraszamy do uczestnictwa w filmowej lekcji prowadzonej przez kogoś, na kogo powinien w swoim życiu trafić każdy.

„Z dystansu” to produkcja amerykańska, jednak jej bohater, Henry Barthes (Adrien Brody) trafia do szkoły w najmniejszym stopniu nieprzypominającej barwnych placówek rodem z „High School Musical” czy „Glee”. Wyniki egzaminów końcowych są – delikatnie mówiąc – niesatysfakcjonujące, uczniowie wykazują się absolutnym zdegenerowaniem, rodzice ignorancją, nauczyciele bezradnością. Agresja i psychiczne wyczerpanie to efekty uboczne uderzające w każdą ze stron tego konfliktu. Zamiast o duchu szkoły, można raczej mówić o prześladujących ją widmach – nieszczęścia, poczucia bylejakości, niezrozumienia, niedocenienia, osamotnienia. Barthes także się z nimi mierzy. I, co ważne, nie zamierza udawać, że jest inaczej. Że świat, w którym żyjemy, to bajka, za oknem rozpościera się tęcza, a usłane kwiatami ścieżki tylko czekają, aby na nie wstąpić. Zamiast tego, pyta: „Jak macie sobie cokolwiek wyobrazić, skoro wyobrażenia są Wam dostarczane?”. Pyta też, kto czytał „Rok 1984” Orwella. I wyjaśnia pewne kluczowe dla naszych czasów pojęcie.

Dwójmyślenie. Celowe wierzenie w kłamstwa, przy świadomości ich nieprawdy. Przykłady z życia codziennego: Och, muszę być piękna, żeby być szczęśliwa. Muszę przejść operację, żeby być piękną. Muszę być szczupła, sławna, modna. Młodym mężczyznom wmawia się, że kobiety to prostytutki. (…) Przedmioty do posuwania. Bicia. Poniżania. I upokarzania. To marketingowy holocaust – kontynuuje – Przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, przez całe nasze życie, decydenci ciężko pracują, żeby ogłupić nas na śmierć. Chcąc więc się bronić i walczyć z asymilacją tego zobojętnienia przez nasze procesy myślowe, musimy nauczyć się czytać. Stymulować własną wyobraźnię. Kultywować naszą świadomość. Własny system przekonań. Potrzebujemy tych umiejętności do obrony. Do zachowania własnego umysłu.

Przekonywał Was tak ktoś kiedyś do sięgnięcia po lekturę obowiązkową?

z dystansu

Grany przez Brody’ego pedagog nie chce przekazać uczniom czysto podręcznikowej wiedzy, praktycznie bezużytecznej w zderzeniu z brutalną rzeczywistością. Pragnie skłonić ich do refleksji, zachęcić, czy wręcz zmusić, do samodzielnego, krytycznego myślenia. To się nazywa prawdziwa reforma edukacji. Choć mężczyzna próbuje podchodzić do swojej – tymczasowej – pracy z dystansem, nie wynika to z jego uprzedzeń, raczej z przeżyć. Taki już jest – zamknięty w sobie, otwarty na innych. Traumatyczne wspomnienia z dzieciństwa, wyczerpująca emocjonalnie relacja ze schorowanym dziadkiem, równie skomplikowana znajomość z przypadkowo poznaną nastolatką, ogromne nadzieje, jakie pokłada w nim jedna z uczennic – Barthes niemal ugina się pod ciężarem własnych problemów. Demony przeszłości wciąż go prześladują, mimo to każdego ranka stawia czoła wyzwaniu skupienia uwagi tak zwanej trudnej młodzieży na tym, co ma im do powiedzenia – on, albo poeta czy pisarz, którego dzieło ma za zadanie omówić. Prowadzenie lekcji w zgodzie z programem nauczania – to, według dyrektorki placówki, jego główne zadanie. On jednak stawia poprzeczkę znacznie wyżej. Sobie, nastolatkom zgromadzonych na zajęciach i nam, widzom. Sprawia, że mamy ochotę usiąść w jednej z ławek, by po chwili poderwać się z miejsca i zabrać głos w inspirującej, otwierającej oczy i poszerzającej horyzonty, dyskusji.

Brzmi patetycznie? Wyjątkowość tej postaci – a zarazem tego filmu – polega na tym, że nikt nie uderza tu w nieznośnie doniosłe nuty. Nie używa pustych słów – przeciwnie, zna ich znaczenie i wartość. Szara rzeczywistość. Zmęczeni ludzie. Jedni i drudzy, starsi i młodzi. Nikt nie stoi na piedestale, bo nie utrzymałby się na nim ani chwili. Nie w takich warunkach. Barthes jest zastępczym nauczycielem języka angielskiego. Przez kilkadziesiąt dni ma dopilnować, aby nikt – nim zatrudniony zostanie ktoś na stałe – się w klasie nie pozabijał. Nie czuje się lepszy od młodzieży, z którą ma do czynienia. Nawet oni dostrzegają jego kruchość. Ludzkość. Bywa słaby, ale walczy – jego wrogami są nie tyle konkretni ludzie, co ich postawy – brak szacunku, kultury osobistej, brak ambicji czy wrażliwości.

z dystansu 3

Tony Kaye („Więzień nienawiści”) stworzył film, którego prawdziwość przytłacza, przeraża, zasmuca i zachwyca jednocześnie. Brody zasłużył na owacje na stojąco i kolejnego Oscara – stworzył Barthesa, któremu udaje się poruszyć nie tylko grono uczniów z fikcyjnej klasy, ale także umysły, serca i dusze widzów. Skoro całe życie człowiek się uczy, możecie wziąć udział w tej – filmowej – lekcji w dowolnej chwili. Uwierzcie, nie sposób się do niej zdystansować.

Dziennikarz

Studentka czwartego roku Tekstów Kultury UJ.
Ze świata literatury najbardziej lubi powieści, ze świata muzyki - folk, ze świata kina - (melo)dramaty oraz indie. I Madsa Mikkelsena, oczywiście.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?