Zagrajmy w skojarzenia. Ja mówię: „Gra o tron„, „Detektyw„, „Czysta krew”, „Zakazane imperium”. Co Wy na to? Zapewne: „HBO”. Prawidłowo. W kolejnej rundzie przenosimy się za ocean. Co przyjdzie Wam na myśl, kiedy powiem: „BBC”? Tak, tak, wiem. Oprócz „Sherlocka„. Oczywiście: seriale kostiumowe i historyczne.
W obydwu przypadkach jednym ze wspólnych mianowników odcinkowych produkcji jest emitująca je stacja. Jeśli nawet firmowy znak, jaki BBC wypracowała sobie przez lata, jest znany na mniejszą skalę, niż ten amerykański, nie dajcie się zwieść – imponuje w równej mierze. Tylko czym innym, niż kasowe seriale. Chcecie przykładów? Oto one.
„Duma i uprzedzenie” (1995)
O tym klasyku nie tylko trzeba wspomnieć. Od niego należy zacząć! Sześcioodcinkowa ekranizacja słynnej powieści Jane Austen stała się równie klasyczna, co jej książkowy pierwowzór. Jeśli wydaje Wam się, że macie obsesję na punkcie Colina Firtha („Kingsman: Tajne służby„, „Jak zostać królem”), po obejrzeniu go w roli chmurnego pana Darcy’ego przestaniecie mieć jakiekolwiek wątpliwości – to była dla niego prawdziwa trampolina do kariery i serc fanek na całym świecie! Choć od telewizyjnej premiery minęło dokładnie dwadzieścia lat, to dzieło jest jak wino – im starsze, tym lepsze; tym większą budzi nostalgię, im później jest oglądane. Odrobinę trąci myszką? Tym lepiej! Takiej myszce mało kto się oprze. Angielski humor, uszczypliwości i uprzejmości, dialogi, mimika, kostiumy i krajobrazy, zwyczaje charakterystyczne dla XIX wieku, skomplikowana relacja dwojga bohaterów, do tego świetnie odegrane role drugoplanowe – początek, który zwiastował, że może być już tylko lepiej.
„Wojna i miłość” (2012)
Tytuł nasuwa niefortunne skojarzenia, ale jednocześnie zdradza tematykę serii. To opowieść o rodzącej się, wzajemnej fascynacji młodego żołnierza, Stephena Wraysforda (Eddie Redmayne, „Teoria wszystkiego”, „Mój tydzień z Marilyn”) i zamężnej, lecz nieszczęśliwą Isabelle Azaire (Clémence Poésy, „Wojna i pokój”, „Ostatnia miłość pana Morgana”). W czasie I wojny światowej, w okopach, mężczyzna wspomina pamiętne lato, gdy rodziło się ich zakazane uczucie, jednocześnie robiąc wszystko, aby przeżyć i ponownie spotkać ukochaną… Znów zachwycają stroje, scenografia, subtelność i jednoczesna wymowność gestów, wybuchy uczuć niemalże splatają się z wybuchami bomb. Matthew Goode („Gra tajemnic„, „Stoker”) jako bezwzględny, wąsaty kapitan Gray też robi wrażenie!
„Panie z Cranford” / „Życie w Cranford” (2007)
Smakowity kąsek nie tylko dla fanów Judi Dench („Skyfall”, „Tajemnica Filomeny”). Uwierzycie, że potrafi być nieporadną damą i że wizja budowy kolei może mrozić jej krew w żyłach? Sielskie krajobrazy plus barwny portret małomiasteczkowej mikrospołeczności lat 40. XX wieku – to właśnie „Panie z Cranford”. Fabuła, owszem, nie należy do najbardziej zawiłych, postaci również nie przechodzą na naszych oczach drastycznych transformacji. I dobrze, bo właśnie za tę niezmienność ich uwielbiamy. Zamysł twórców był prosty – miało być urokliwie, momentami humorystycznie, momentami wzruszająco. Z całą pewnością odprężająco. Mieliśmy przenieść się do świata problemów i emocji, które nigdy nie będą nas dotyczyć, bo urodziliśmy się zbyt późno, żeby ich doświadczyć, może nawet żeby je zrozumieć. To właśnie możliwość obcowania z zupełnie odległą mentalnością, tutaj odwzorowaną życzliwie, jeśli nawet odrobinę karykaturalnie, stanowi spory atut serii. Doskonała obsada udowadnia, że to nie młodość czy idąca z nią w parze fizyczna atrakcyjność stanowią największe aktorskie atuty. Skoro już o atrakcyjności mowa… Wspominałam, że pojawia się tam Tom Hiddleston?
„Koniec defilady” (2012)
Benedict Cumberbatch („Sherlock„, „Gra tajemnic”) w roli głównej. Gdyby, jakimś cudem, to nie wystarczyło, mamy tu jeszcze niebudzącą ani krzty sympatii żonę bohatera, Sylvię (Rebecca Hall, którą znienawidzicie od pierwszego wejrzenia) oraz młodą sufrażystkę, Valentine (Adelaide Clemens, „Wielki Gatsby”, „”Rectify”) – pomiędzy nią i arystokratą rodzi się coraz silniejsze uczucie, jednak konserwatywne wartości i honor nie pozwalają mężczyźnie iść za głosem serca. Chociaż znany Tietjensowi świat odchodzi w niepamięć, jego uporczywa prawość momentami nadal graniczy z nieszczęsną naiwnością. Prawdziwe i nieodwracalne zmiany przyniesie jednak dopiero wybuch I wojny światowej… Ekranizacja powieści Forda Madoxa Forda nie jest ani banalna, ani nudna – wciąga, porusza, wywołuje dreszcze, to znów sprawia, że zgrzytamy zębami z wściekłości. „Dlaczego mnie wtedy nie pocałowałeś?”, pyta Valentine Christophera, wspominając chwilę niezwykłej bliskości spowitych mgłą bohaterów – uwierzcie, też będziecie się nad tym zastanawiać. I na długo nie zapomnicie tej sceny! W amerykańskiej wersji na postaci lałyby się pewnie wtedy strugi deszczu.
„Wszystko dla Pań” (2012)
Opowieść o ambicjach, wyzwaniach, początkach marketingu i nierówności płci. To kolejna ekranizacja, tym razem dość mrocznej powieści Emila Zoli, z francuskimi realiami zamienionymi na angielskie. Tytułowy „Paradise” jest pierwszym w Wielkiej Brytanii domem handlowym, prowadzonym przez charyzmatycznego, błyskotliwego i czarującego Johna Moray’a (idealny w tej roli Emun Elliott), którego życie zmienia się, gdy zatrudnia młodą, kreatywną i równie oddaną idei rozwoju sklepu, co jego właściciel, Denise (Joanna Vanderham, „O czym wiedziała Maisie”, „Dancing on the Edge”). Na naszych oczach rodzą się pomysły na pierwsze kampanie reklamowe, współuczestniczymy w tworzeniu strategii pozyskiwania klientów i choć znamy obowiązujące zasady od… podszewki, i tak ulegamy niezaprzeczalnemu czarowi tego miejsca i jego pracowników. Kolejnym, prócz wizualnych (mnóstwo tkanin, sukien i dodatków najwyższej jakości, niesamowita gra światłem), plusem tej historii jest fakt, że jej słodycz przełamuje gorycz intryg, osobistych dramatów czy kryzysów, a niektóre z postaci są naprawdę niejednoznaczne i przez to fascynujące.
„Poldark” (2015)
Last, but not least, chciałoby się powiedzieć. Najlepiej z brytyjskim akcentem. Kapitan Ross Poldark (główny bohater sagi Winstona Grahama) to najmłodsze dziecko w licznej, kostiumowej rodzinie BBC. Pierwsza wersja emitowana była w roku 1975. Tegoroczna, ośmioodcinkowa transza (wiadomo już, że powstanie sezon drugi) właśnie podbija Amerykę. Czym toruje sobie drogę do serc widzów? Aidan Turner (seria „Hobbit„, „Być człowiekiem”), na przykład – bez koszulki jest jak „Magic Mike” przeniesiony do Kornwalii drugiej połowy XVIII wieku. W Internecie pojawiały się co prawda żarty dotyczące tego, jak często w jednym epizodzie wykorzystywane jest połączenie: Poldark – koń – galop – klif, ale w większości, jeśli nie we wszystkich przypadkach, scena ta jest mocno znacząca. Zwykle oznacza, że coś się stało albo dopiero stanie. Poldark to buńczuczny, okryty złą sławą mężczyzna, po odbyciu służby powracający w rodzinne strony. Świat, który pamiętał, już nie istnieje – jego ojciec zmarł, gospodarstwo stało się ruiną, a wybranka serca złamała je, zaręczając się z kuzynem nieszczęśnika. Oczywiście, to także niezłomny bohater, podnoszący się po porażkach, podejmujący ryzyko, zawsze gotów walczyć w słusznej (swoim zdaniem) sprawie. Interesująco sportretowanych członków różnych grup społecznych nie brakuje (świetna Eleanor Tomlinson jako początkowo nieokrzesana, wręcz dzika Demelza), ale para służących Poldarka, Prudie (Beatie Edney) i Jud (Philip Davis) to prawdziwe wisienki na torcie. Niebagatelną rolę odgrywa, jak zwykle, przyroda – poświęcone jej ujęcia i otaczające postaci krajobrazy zapierają dech w piersiach, a patrząc na kadry poruszanych wiatrem traw, kwiatów czy połowów ryb trzeba się uszczypnąć, żeby uwierzyć, że takie rzeczy można zobaczyć w telewizji w XXI wieku.
„The Hollow Crown” (2012)
Na deser najbardziej niewiarygodna, zrealizowana z rozmachem i teatralnością produkcja. W adaptacji cyklu kronik Williama Szekspira poświęconego losom angielskich królów pojawili się między innymi Jeremy Irons („Królestwo niebieskie”, „Rodzina Borgiów”), Ben Whishaw („Pachnidło: Historia mordercy”, „Atlas chmur”), Benedict Cumberbatch i Tom Hiddleston („Thor„, „Tylko kochankowie przeżyją”). Czegoś takiego jeszcze nie widzieliście; połączenie wspomnianej już „Gry o tron” z nadchodzącym „Makbetem” – absolutne widowisko!
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, za siedmioma rzekami – właśnie tam BBC tworzy zupełnie inny świat. Z dala od zombie, apokalips, wirusów, pościgów, strzelanin, zakorkowanych ulic, szemranych dzielnic, przekleństw, perwersji i brutalności. Niesamowite stroje, stylizacje, scenografie i lokalizacje, niewiarygodna dbałość o szczegóły, piękno muzyki i języka, estetyczność na najwyższym poziomie. Większość tych produkcji to mini-seriale i chyba tylko nad tym można ubolewać. Z drugiej strony – trudno się dziwić. Przecież wszystko, co dobre, szybko się kończy. Całe szczęście wiemy, gdzie można znaleźć kolejne skarby.
A Wy? Macie swoje ulubione produkcje tego typu?