Horror z miłości – recenzja Crimson Peak. Wzgórze krwi

Horror z miłości

O tym, że Del Toro jest mistrzem kreowania przestrzeni, wie każdy kto obejrzał, chociaż jeden jego film. O tym, że fabuły przysparzają mu więcej problemów, też nie jest wielką tajemnicą. Tym razem klisze, które mogły razić przy takim Pacific Rim, nie powinny w Crimson Peak zbytnio przeszkadzać. Natomiast wciąż nie jest to szczyt formy, jak przy Labiryncie Fauna.

Główną bohaterką Crimson Peak jest Edith Cushing (Wasikowska). Poznajemy ją w dzieciństwie, kiedy to po raz pierwszy spotyka ducha matki i słyszy jej ostrzeżenie. Następnie spotykamy ją, gdy jest początkującą amerykańską pisarką powieści grozy. Pewnego dnia w firmie jej ojca pojawia się brytyjski baronet Thomas Sharpe (Hiddleston), który pragnie uzyskać fundusze na swoją rewolucyjną maszynę. Thomasowi nie udaje się zdobyć serc inwestorów, lecz zdobywa serce Edith, która staje się jego żoną. Państwo Sharpe przeprowadzają się do Anglii, gdzie Edith, nabiera wątpliwości co do intencji męża i jego siostry Lucille (Chastain).

Zawiedzeni Crimson Peak mogą być ci, którzy liczą na klasyczny horror. Oczywiście Del Toro korzysta z całego arsenału kina grozy. Straszy budowaniem przerażającej atmosfery i napięcia, nagle wyskakującymi maszkarami, dźwiękami, jest gore, a w finale zahacza nawet o makabreskę. Fabularnie Crimson Peak jest jednak bliżej do Hitchcockowskich dreszczowców z lat czterdziestych – Rebeki czy Podejrzenia – czego Del Toro i aktorzy w swoim filmie nie ukrywają. Niestety w przeciwieństwie do reżysera Ptaków wszystkie karty meksykański twórca odkrywa bardzo szybko, przez co nie ma co liczyć na suspens czy zaskakujące zwroty akcji.

Z inwentarza romansu gotyckiego Del Toro czerpie nie tylko fabularnie, ale i wizualnie. Na podziw zasługują kostiumy i scenografia. Fascynujące są zdjęcia, które grą chłodnych i ciepłych kolorów budują atmosferę. Trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce na tą opowieść, niż tytułowe krwawe wzgórze. Wielki zamek, utkany z sieci labiryntów, piękny ale i zaniedbany, no i z zakazanym pomieszczeniem. Do tego odcięty od świata zewnętrznego, zamieszkany nie tylko przez ludzi, ale i upiorne duchy. A majstersztykiem są zabarwiające śnieg na czerwono złoża miedzi.

Zdecydowanie pozytywnie wypada również obsada, a szczególnie jej kobieca część. Najlepsza jest Jessica Chastain, a jej Lucille to postać po której nie wiesz czy ci grozi czy życzy szczęścia. Mia Wasikowska urokliwie odnajduje się, jako młoda i naiwna w miłości dziewczyna. Tom Hiddleston dostał rolę dziewiętnastowiecznego Lokiego, ale i tak lepiej prezentuje się od kompletnie mdłego Charlie’go Hunama.

Ostatnie filmy Del Toro zbierały mieszane opinie. Teraz może być podobnie. Jedni zobaczą w Crimson Peak nudną i przewidywalną wydmuszkę, drudzy oszałamiającą wizualną ucztę i romans gotycki z lekkim mrugnięciem oka. Pewne jest to, że film nie powinien pozostawić cię obojętnym.

 Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Zastępca redaktora naczelnego

Kontakt: [email protected]
Twitter: @KonStar18

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?