Absolwent Dragon School w Oxfordzie, Eton College w Eton i Royal Academy of Dramatic Art w Londynie. Iliadę i Odyseję czyta w oryginale. Potrafi zaprezentować telewizyjną prognozę pogody i zagrać melodię na dwóch łyżeczkach do herbaty. À propos grania: był już Lokim, Henrykiem V, F. Scottem Fitzgeraldem i Hankiem Williamsem. Jako Jonathan Pine, Nocny recepcjonista na usługach brytyjskiego wywiadu, wypadł na tyle przekonująco, że niektórzy bez wahania przyznaliby mu licencję na zabijanie. I na co tylko zechce.
Teatralna rola Posthumusa Leonatusa i Clotena w Cymbeline przyniosła mu nagrodę Laurence’a Oliviera za Najlepszy debiut 2008 roku, statuetką Whatsonstage.com Theatregoers’ Choice Award dla najlepszego aktora drugoplanowego wyróżniono także jego kreacje w Otellu Szekspira i Iwanie Czechowa. To właśnie występując w sztuce Tramwaj zwany pożądaniem został zauważony przez agentkę z Hamilton Hodell; w efekcie zadebiutował na małych ekranach jeszcze jako dwudziestoletni student. Na deskach teatralnych po raz pierwszy współpracował z Kennethem Branaghem, który dekadę później obsadził go w Thorze jako Lokiego – wyrodnego brata tytułowego bohatera. Wtedy o Thomasie Williamie Hiddlestonie usłyszał cały świat.
Nieskrywane, choć czysto amatorskie zainteresowanie aktora psychologią, w połączeniu z faktem, że w tę postać wcielił się już w sumie pięciokrotnie – Thor, Avengers, Thor: Mroczny świat, Avengers: Czas Ultrona, Thor: Ragnarok – pozwoliły mu zgłębić złożoną naturę ciemnowłosego złoczyńcy.
Chwała mu za nią – mówił – Z jednej strony: wykolejony, psychopatyczny wysłannik chaosu, który w mitologii reprezentuje niszczącą siłę. Ale z drugiej, ludzkiej, jego psychologia i emocjonalny krajobraz są bardzo, bardzo interesujące, ponieważ on sam jest tak inteligentny, a zarazem tak rozbity.
Najwyraźniej udało mu się przekonująco uchwycić złożoność postaci Lokiego, bo w 2013 roku zdobył dwa Złote Popcorny: dla Najlepszego czarnego charakteru i za Najlepszą scenę walki. W późniejszych latach był jeszcze nominowany do statuetki Teen Choice dla Ulubionego czarnego charakteru oraz dwukrotnie do Saturnów dla Najlepszego aktora drugoplanowego. Wszedł w rolę tak bardzo, że na 44 festiwalu Comic-Con w San Diego pojawił się w pełnym kostiumie, powalając zgromadzonych na konwencie fanów na kolana nawet bez wykrzykiwania słynnego: KNEEL.
Kariera Brytyjczyka zaczęła nabierać rozpędu. Równolegle do premier kolejnych części produkcji Marvela na ekrany kin wchodziły także filmy reprezentujące zupełnie inny gatunek i klimat. W Głębokim błękitnym morzu (2011), kolejnej adaptacji sztuki Terence’a Rattigana, zagrał Freddiego Page’a, pilota RAF-u, z którym wdaje się w romans mężatka, Hester Collyer (Rachel Weisz). Choć obraz jest raczej melancholijny, Hiddleston pokazał w nim całą symfonię skrajnie różnych emocji. W tym samym roku pojawił się w ekranizacji powieści Michaela Morpurgo War Horse, osadzonej w czasie I wojny światowej i wyreżyserowanej przez Stevena Spielberga, jako kapitan Nicholls, który po odkupieniu konia imieniem Joey od zubożałego farmera, staje się pierwszym z jego kolejnych właścicieli. Z frontu aktor zdążył przenieść się jeszcze do Paryża lat dwudziestych XX wieku i jako Francis Scott Fitzgerald znalazł się w samym centrum artystycznej śmietanki – wszystko za sprawą Allenowskiego O północy w Paryżu. Wśród plejady partnerujących mu tam gwiazd znaleźli się między innymi Marion Cotillard, Adrien Brody czy Owen Wilson, którego później tak często parodiował.
https://www.youtube.com/watch?v=Yqc0UMwNKmg
W rozmowie z portalem Digital Spy przyznał, że praca nad filmem była niczym sen, choć wiadomość od Woody’ego Allena, która zapoczątkowała ich współpracę, ograniczała się do trzech enigmatycznych zdań:
Drogi Tomie, kręcę tego lata film w Paryżu. Dołączam kilka stron [scenariusza]. Byłoby świetnie, gdybyś zagrał Scotta. Postać była opisana tylko imieniem. Pomyślałem więc: w porządku, ten facet, Scott, ma scenę z jedną postacią imieniem Ernest i drugą imieniem Zelda. Czyżby Woody Allen pracował nad filmem o F.S. Fitzgeraldzie?.
O ile w tym przypadku mógł mieć wątpliwości, o tyle świetnie zaznajomiony z twórczością Szekspira zapewne bez trudu pojął zamysł twórców miniserialu BBC The Hollow Crown, adaptacji drugiej tetralogii, czyli cyklu kronik o losach angielskich władców. Henryk V to nie jedyna szekspirowska postać, w którą wcielił się w późniejszych latach swojej kariery. Powrócił bowiem do Donmar Warehouse jako Koriolan. The Observer uznał jego rolę za idealne połączenie emocjonalnej rezerwy i fizycznej brawury, a zdaniem recenzenta Variety to właśnie za sprawą Hiddlestona arogancja postaci jednocześnie dodała jej tragizmu. Widzowie na całym świecie mieli okazję przekonać się, dlaczego uhonorowano go London Evening Standard Theatre Award, uczestnicząc w pokazach sztuki w ramach projektu National Theatre Live.
Kolejny mroczny, interesujący rozdział w filmografii to Tylko kochankowie przeżyją, Jima Jarmuscha, gdzie jako Adam, undergroundowy muzyk i krwiopijca zarazem, co rusz popada w zaraźliwie depresyjne stany, podczas gdy widzowie od pierwszych minut wpadają w trans niezwykłego nastroju opowieści. Bez popadania w przesadę można stwierdzić, żę zeszły rok był dla aktora jeszcze ciekawszy, niż poprzednie. Z jednej strony – gotycki romans Crimson Peak. Wzgórze krwi, z drugiej – biografia Hanka Williamsa, czyli I Saw The Light, w której nie tylko odtwarza charakterystyczny, południowy akcent, ale także samodzielnie wykonuje wszystkie utwory.
https://www.youtube.com/watch?v=Q_zfXq1us1I
Choć obsadzienie Brytyjczyka w roli amerykańskiej gwiazdy country budziło wątpliwości i kontrowersje, ani towarzysząca mu w filmie Elizabeth Olsen, ani reżyser, Marc Abraham, nie musieli długo zapewniać w wywiadach, że był to właściwy wybór. Hiddleston z kolei po raz kolejny wydobywał na światło dzienne złożoność swojego bohatera i robił, co mógł, aby uchronić go przed protekcjonalną oceną:
Myślę, że Hank Williams był typem, który kocha kobiety, ale jest dla nich także nieumyślnie okrutny. Trudno było z nim żyć – przyznał w czasie występu w Nashville, po premierze filmu – Dręczyło go bardzo wiele uzależnień i demonów.
Postępujący proces zniewolenia da się zauważyć również w High-Rise, dystopijnej wizji świata, po kilkudziesięciu latach od premiery książki Wieżowiec J.G. Ballarda przeniesionej na ekrany. Tak, jak do roli Williamsa aktor przygotowywał się, mieszkając w Nashville z Roodneyem Crowellem (który nauczył go jodłować), tak postać doktora Roberta Langa kreował z pomocą patologa sądowego. Ostateczny kształt sceny tańca w korytarzu, rozgrywającej się w śnie głównego bohatera i bardzo silnie oddziałującej na wyobraźnię żeńskiej części widowni, to w dużej mierze zasługa samego Hiddlestona: spontanicznie postanowił przyłączyć się do korowodu kobiet w uniformach. Zarówno swoje wokalne, jak i taneczne zdolności prezentował zresztą – tyleż z początkowym onieśmieleniem, co późniejszym zaangażowaniem – podczas szeregu wywiadów i konferencji.
Jeśli wziąć pod uwagę skalę wzbudzanych emocji, legendzie Lokiego jak dotąd zagraża tylko jedno, najnowsze wcielenie Hiddlestona: Johathan Pine, tytułowy The Night Manager z odcinkowej adaptacji powieści Johna le Carré. To właśnie za sprawą miniserialu BBC, którego emisja zakończyła się już w Wielkiej Brytanii, a trwa w Ameryce, mają miejsce nieustanne porównania Pine’a do Jamesa Bonda, a jego odtwórcy do godnego następcy Daniela Craiga. Wedle jednej z teorii wszystkich sześć epizodów to po prostu jedna wielka audition tape aktora. On sam podkreśla jednak podstawowe różnice pomiędzy tymi postaciami: po pierwsze, Bond jest wytrenowanym zabójcą, podczas gdy Pine znajduje się na początku swojej szpiegowskiej drogi. Po drugie, postaci Le Carré częściej borykają się z dylematami moralnymi, niż te stworzone przez Iana Fleminga.
Pine wydał mi się, jako aktorowi, dziwnie nowy, ponieważ był dość bliski mojej naturze. A nie zagrałem [wcześniej] takiej postaci. Wcielałem się w bohaterów ekstremalnych: Loki i Hank Williams trochę się ode mnie różnią – przyznał w rozmowie z portalem Yahoo – W nim było wiele cech, z którymi mogłem się utożsamić: coś w jego przekonaniach moralnych; jego skrytej duszy. Jest bardzo twardy – nie odkrywa kart, nie zdradza tajemnic. Myślę, że to też prawda o mnie.
W głównego antagonistę serii, Richarda Ropera, wciela się sam Hugh Laurie, demoniczny i niebezpieczny po stokroć bardziej, niż doktor House, jednak na ekranie toczy się pojedynek najwyższej klasy. Różnice wieku i doświadczenia obydwu aktorów zanikają zupełnie, bo pod względem warsztatu i siły przekonywania znajdują się na tym samym, oszałamiającym poziomie. Walka jest na tyle wyrównana, że wedle innej teorii to… Laurie powinien pokazać światu bezwzględne oblicze agenta 007.
O ile kwestie związane z Bondem pozostają w obszarze spekulacji, o tyle można być pewnym dwóch rzeczy: że za rok zobaczymy go w filmach Thor: Ragnarok i Kong: Skull Island i że do tego czasu Hiddleston zapewne podejmie kolejne aktorskie wyzwania. Występ w powstającym właśnie, czwartym sezonie Sherlocka nie jest jednak jednym z nich. Niedawno zdementował plotki niewiadomego pochodzenia, dotyczące jego rzekomego pojawienia się w hicie BBC.
Ani współpracujący z nim reżyserzy, ani aktorzy i aktorki, nie obalają za to mitu dotyczącego jego uroku, elokwencji, nienagannych manier, życzliwości i absolutnego oddania każdej z ról. Wprost przeciwnie – wszyscy zgodnie potwierdzają, że rzeczywiście obdarzony jest wszystkimi zaletami, za które uwielbiają go rzesze fanek. Wyższe wykształcenie, wiele ukrytych talentów, czynne zaangażowanie w działania UNICEFu: nic dziwnego, że Tom Hiddleston uznawany jest za chodzący (…w nienagannie skrojonych garniturach) ideał. Aż chciałoby się, przynajmniej na krótką chwilę, zdjąć go z piedestału. Próby sprostania tak syzyfowej pracy pozostawiam jednak innym śmiałkom. 😉
Ilustracja wprowadzenia: Rob Greig, TimeOut.com