Przed Wami dziewiąta odsłona naszej autorskiej serii „Pod Ostrzałem”! Tym razem na tapet bierzemy film opowiadający o starciu dwóch najbardziej ikonicznych bohaterów z kart komiksów! Film, dzięki któremu Warner Bros. Pictures miało nadgonić lata świetlne, które dzielą ich od Marvel Cinematic Universe. Naszą recenzję znajdziecie TUTAJ. Tymczasem zapraszamy do zapoznania się z opiniami pozostałych członków redakcji Movies Room. Nasze opinie i oceny uporządkowaliśmy w kolejności od najbardziej pozytywnych do mniej entuzjastycznych. W tekście mogą znaleźć się spoilery! Uwaga, zaczynamy!
Zobacz również: „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości” – nasza recenzja!
Krzysztof Warzała – dziennikarz
Ocenia na: 95/100
Najlepszy film na świecie. Podobno ma jakieś problemy. Nieprawda. To ludzie, którzy go źle oceniają, mają problemy. DC w 2,5 godziny najbardziej epickim ciosem we wszechświecie zamiata prawie dekadę filmów Marvela. „Batman v Superman” jest tak wspaniały, że aż za dobry dla niektórych widzów, którzy przytłoczeni jego niesamowitością, nie wiedzą jak się zachować i co myśleć. Zack Snyder z ekipą zafundował blockbuster dekady i część kinomaniaków potrzebuje czasu, żeby to zrozumieć.
Dominik Dudek – stały współpracownik
Ocenia na: 84/100
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że lubię być audiowizualnie rozpieszczany, a najnowsze dzieło Zacka Snydera spełnia moje kaprysy w zupełności. Zdjęcia, efekty i muzyka Zimmera sprawiają, że ten film ogląda się z ogromną przyjemnością. Do plusów produkcji mogę zaliczyć także grę Afflecka, Ironsa oraz zjawiskową piękność – Gal Gadot. Do jej wad należą kreacje Jessiego Eisenberga, który irytował mnie niemiłosiernie swoją obecnością, a także dziury w scenariuszu, ale jestem stanie to wybaczyć, gdyż mimo wszystko podczas seansu bawiłem się świetnie. Czyż nie o to właśnie chodzi w kinie superbohaterskim? Czekam z niecierpliwością na kolejne przygody bohaterów ze stajni DC Comics!
Piotr Kurek – redaktor
Ocenia na: 78/100
Batman v Superman” utonął w morzu przesadzonej krytyki, mimo tego, że śmiało może rywalizować z produkcjami Marvelowskimi. Duża część negatywnych głosów skupia się (słusznie) na bardzo poszarpanej narracji, spowodowanej przeciętnym scenariuszem i chęcią upchnięcia zbyt wielu wątków w jednej produkcji. „Świt Sprawiedliwości” na szczęście ma się czym bronić: przede wszystkim bohaterami: świetny Batman, oryginalny (świetnie zagrany) Luthor i przykuwająca uwagę Wonder Woman. Mocnym punktem produkcji jest genialna, świetnie podkreślająca epickość i mrok muzyka oraz epilog całej historii.
Zobacz również: Geneza superbohatera #1 – Batman
Bartosz Tomaszewski – redaktor prowadzący
Ocenia na: 75/100
„Batman v Superman” to film bardzo nierówny. Chciałbym go wielbić, bowiem mocno kibicuję Warner Bros. Pictures w tworzeniu ich spójnego filmowego uniwersum. Jednakże pomimo ogromnej sympatii do postaci (szczególnie Batmana), jakie pojawiają się na ekranie, nie mogę uznać tego produktu za do końca udany. Scenariusz autorstwa Davida S. Goyera i poprawiony przez Chrisa Terrio jest niespójny, często nielogiczny i pozostawia wiele do życzenia. Po seansie poczułem się jak klient, który otrzymał niepełny produkt. Sytuację spróbuje uratować Warner Bros. Pictures, które dopiero w okolicach czerwca wypuści 3-godzinną wersję filmu, dzięki której dopiero wtedy poznamy pełną historię, jaką przedstawić chciał Zack Snyder. Pod względem wizualnym „BvS” naprawdę daje radę. Posiada ładne zdjęcia, widowiskowe efekty specjalne i ciekawie wykreowany świat. Film Snydera ma wiele wad, ale również i kilka plusów. Ben Affleck to według mnie naprawdę najlepszy, najbardziej komiksowy Batman. W Wonder Woman drzemie ogromny potencjał, co Gal Gadot pokazała już w swoim krótkim występie, zamykając usta osobom krytykującym wybór tej aktorki. Cameo Aquamana, Cyborga, a szczególnie Flasha powodują, że nie mogę doczekać się przyszłych produkcji opartych na komiksach DC Comics. Jednakże wciąż uważam, że niektóre wątki czy postacie, zostały użyte zdecydowanie zbyt wcześnie, a co za tym idzie, nie spełniły do końca swojej roli w odpowiedni, mocny sposób. „Batman v Superman” mógł pozamiatać, jednak twórcy zmarnowali potencjał, jaki drzemał w tej produkcji.
Patryk Supeł – redaktor
Ocenia na: 72/100
Będę szczery: spodziewałem się, że film będzie dużo lepszy pod względem fabularnym. Nie bolała mnie ilość CGI, bo w końcu wiedziałem, na jaki film się wybieram, ale niestety film ugiął się trochę pod własnym ciężarem. Scenariusz posiada luki, a sam montaż wydaje się czasem chaotyczny. Mimo wszystko, jestem fanem filmów superhero i na plus według mnie wyszedł obrazowi mrok i poważny ton. Nie odczułem, że w pewnych momentach przydałby się humor. Sprawdził się z pewnością Ben Affleck w roli Bruce Wayne’a, a także Batmana, tak samo jak Jeremy Irons będąc Alfredem, który kilkukrotnie pozwolił sobie na cyniczne uwagi w kierunku swojego panicza. Gal Gadot jak najbardziej na plus, będąc tajemniczą, trzymającą się na uboczu, samodzielną i zaradną Dianą Prince / Wonder Woman. Muzyka nie wyróżnia się zbytnio, choć ma swoje pojedyncze, urokliwe utwory. Na minus na pewno zasługuje liczba wrzuconych do scenariusza wątków, które jak rozumiem, mają być podstawą do dalszych filmów, ale można było to zrobić inaczej. Skupić się na tytułowych bohaterach i rozwinięciu ich relacji, a także pogłębieniu konfliktu, niż wrzucać na sam koniec jeszcze ‘orkowego’, nieprzypominającego oryginału Doomsdaya. Dla mnie, jako fana oczywiście, pozytywnie wyszły nawiązania do innych superbohaterów, ich cameo, komiksów i Ligi Sprawiedliwości.
Kamil Serafin – stały współpracownik
Ocenia na: 65/100
Coś tu się ewidentnie nie udało…”Batman v Superman” był jednym z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie filmów tego roku. Miałem nadzieję, że produkcje Marvel Studios i 20th Century Fox będą wreszcie miały jakąś konkurencję. Tymczasem dostałem niepoukładany i chaotyczny miks scen, które wyglądają tak, jakby wyciągnięto je losowo ze scenariusza i wrzucono do filmu. Nie jest to z pewnością wina Snydera, ani scenarzystów, a raczej producentów i samej wytwórni, którzy chcieli uczynić z filmu prequel „Justice League”, sequel „Człowieka ze Stali” i ekranizację komiksu Millera. Jako wstęp do filmowego uniwersum DC – jest dobrze. Jako samodzielny film – jest bardzo przeciętnie. Może gdyby podzielono to rzeczywiście na dwie części, coś by z tego wyszło…I jeszcze ten fatalny Luthor…Przepraszam, idę odpalić „Iron Mana 3”. Po raz któryś.
Zobacz również: [SPOILER]”Batman v Superman”: Sprawdź usuniętą scenę z filmu!
Łukasz Kołakowski – stały współpracownik
Ocenia na: 62/100
Dziwny to przypadek, ale potencjał tego filmu odkryłem właściwie dopiero po wyjściu z kina. To mogło być dobre kino, przede wszystkim gdyby było lepiej napisane. Bo scenariusz jest nie tyle dziurawy, co straszliwie chaotyczny, rzucający mnóstwo wątków i albo nie kończący ich w ogóle, albo robiący to w kompletnie losowej kolejności. Batman Afflecka jest po tym filmie jeszcze nie do ocenienia, dopiero po „Justice League” powinno się okazać, czy była to dobra decyzja obsadowa. Na razie można o nim powiedzieć tylko tyle, że to nietoperz zupełnie nowy. Eisenberg mnie osobiście nie irytował, bo to nie jego wina, że nawet scenarzyści nie bardzo wiedzieli, co też ten biedny Lex Luthor w tym filmie ma robić. Gal Gadot też było za mało, aby snuć jakieś daleko idące wnioski. Muszę wspomnieć natomiast o muzyce, która irytowała w 90 % scen. Kiedy miało być mrocznie, słyszałem twarde dudnienie, natomiast motyw, który towarzyszył walce finałowej, to kompletna pomyłka. Choć to film co najwyżej średni, nakręcił mnie jednak i na solową „Wonder Woman” i na „Justice League”, które wcześniej traktowałem raczej obojętnie. To mogą być jeszcze dobre filmy, tylko proszę, przyłóżcie się tym razem bardziej do scenariusza.
Konrad Stawiński – dziennikarz
Ocenia na: 61/100
Czy da się poważnie traktować gości przebierających się po kryjomu w peleryny i maski? „Watchmen” Snydera pokazywał, że tak. Jednak, aby posępna atmosfera współgrała z treścią, przedstawiona historia musi mieć odpowiedni ciężar. W „BvS” nie ma nic więcej, poza atmosferą i rozwałką (teraz Gotham w gruzach), bo jak na wszechogarniającą powagę, film jest strasznie letni. Tytułowy konflikt jest mocno wydumany, a wątek dziennikarskiego śledztwa (Lois) i bondowskiego thrillera szpiegowskiego (Batman) zbyt szczątkowy. A Luthor w wersji Eisenbergowskiego znerwicowanego chłopczyka bardziej irytuje, niż wywołuje grozę. Na jakość rzutuje również fakt, iż w jednym filmie próbowano zmieścić sequel „Man of Steel”, film o Batmanie i wprowadzenie do „Justice League”. Między historiami nie ma odpowiedniej synergii, przez co odnosi się wrażenie oglądania trzech filmów wmontowanych w jeden. Ostatecznie historie zazębiają się, lecz nie ma w tym płynności. Oczekujący akcji mogą zanudzić się, zanim dojdzie do pierwszych potyczek. Jeśli wytrzymają, to tytułowa walka nie powinna zawieść ich oczekiwań, a zachwyty przyniesie świetny i bezpardonowo walczący Batman(ale średni Affleckowski Wayne) i miły dodatek w postaci Wonder Woman. Niestety, oczarowanie to ulatnia się z chwilą pojawienia się Doomsdaya, kiedy to film zamienia się w festiwal plastikowych efektów specjalnych. Widzowie zasługują na lepszy film. Jedyna nadzieja w rozszerzonej wersji.
Aleksandra Czekaj – stały współpracownik
Ocenia na: 60/100
Film „Batman v Superman” jest najbardziej rozczarowującym obrazem o superbohaterach ostatnich lat. Jest niedopracowany, a scenariusz i montaż najbardziej kuleją. Niektóre fragmenty zostały przesadnie napisane, przez co sceny, w których aktorzy ukazują emocje, są po prostu tandetne. Ponura atmosfera, która została wykreowana w filmie, kłóci się z dziecinnymi dialogami. Jedynym ratunkiem filmu jest muzyka Hansa Zimmera, która tworzy ciekawy nastrój, zwłaszcza gdy na ekranie pojawia się Wonder Woman, wtedy momentalnie wszystko zastyga i w napięciu czekamy na dalszy ciąg akcji. Aktorsko nie jest źle, Ben Affleck nie okazał się kompletną porażką w roli Batmana, a Eisenberg w roli Luthora rzeczywiście na początku może wydawać się irytujący, ale im dłużej oglądamy go w tej roli, dochodzimy do wniosku, że nieźle sobie radzi. Z kolei Henry Cavill, poza muskułami, nic nam więcej nie pokazał, a Amy Adams przez swoją kiepsko napisaną postać też za wiele nie oferuje. Chyba największą gwiazdą filmu okazała się Gal Gadot, która wprost skradła serca widzów. Zack Snyder nie jest taki zły, jak go malują i dał nam ładne wizualnie widowisko, a finałowa walka jest bardzo udana.
Zobacz również: Zack Snyder wyjaśnia, jak zginął Robin, którego kostium widzieliśmy w „Batman v Superman”!
Piotr Pocztarek – redaktor
Ocenia na: 50/100
„Batman v Superman” nie jest złym filmem, ale w żadnym wypadku nie jest też dobry – w 2,5 godzinny seans wepchnięto tysiąc zupełnie zbędnych wątków pobocznych i od samego początku widać, że film jest mocno poszatkowany i podzielony na krótkie, chaotyczne sekwencje, w których zgubić może się nawet fan komiksów, o „zwykłych” widzach nie wspominając. Każda postać rzuca tutaj patetycznymi frazesami, jakby miała w tyłku kij, co podsyca do bólu pompatyczna muzyka, która pojawia się nawet w chwilach, do których kompletnie nie pasuje i wygląda to śmiesznie. Miałem wrażenie, że twórcy za wszelką cenę chcą, bym poczuł te emocje, wagę sytuacji, bym siedział na krawędzi fotela, a ja nie czułem zupełnie nic: dawno nie oglądałem żadnego filmu tak beznamiętnie. Ben Affleck w roli Batmana wypada przyzwoicie (na pewno nie było o co lamentować, jak tuż po ogłoszeniu decyzji), Gal Gadot w roli Wonder Woman jest OK, chętnie zobaczę jej pełnometrażowy film, coraz mniej przekonuję się natomiast do Henry’ego Cavilla w roli Supermana. Z pozoru kompletnie poroniony pomysł obsadzenia Jesse Eisenberga w roli Lexa Luthora ostatecznie nie okazał się wcale taki koszmarny. Wątek pojedynku człowieka z „bogiem”, napędzany strachem i nienawiścią, nie został tu wykorzystany na tyle, by uzasadnić tytuł filmu i w gruncie rzeczy stał się wątkiem zbędnym. Ostatecznie „BvS” staje się dziełem przeciętnym, skazanym na zapomnienie lub na pełnienie zaledwie pomostowej funkcji w planowanym rozwoju filmowego uniwersum DC. Broni się warsztatem, pięknymi zdjęciami i wspaniałymi efektami specjalnymi, ale kompletnie leży na poziomie scenariusza, dialogów, montażu i emocjonalnego angażowania widza. Snydera zniszczyła konieczność balansowania w rozkroku pomiędzy zadowoleniem hardkorowców, wprowadzeniem nowych widzów i nabijaniem portfela wytwórni, tak jak to robią filmy Marvela. DC obudziło się o kilka lat za późno i desperacko stara się nadrobić stracony czas, strzelając sobie w stopę.
Szymon Góraj- redaktor
Ocenia na: 50/100
Gdyby jakiś mój znajomy stracił kiedyś pamięć i miał problem z przypomnieniem sobie podstawowych pojęć, w celu uzmysłowienia mu, co znaczą takie słowa jak „chaos” czy „zmarnowany potencjał”, zabrałbym go na najnowszy film Snydera. Jego dzieło jest wizualnie piękne, w dodatku z pięknymi akordami od Zimmera i Junkie XL-a (czy tylko ja mam wrażenie, że lepiej by to wyglądało, gdyby soundtrack wykonał tylko ten drugi…?), lecz kompozycyjnie przypomina puzzle z kawałków rozbitej szyby. Snyder bronił się, że podstawą „Batman v Superman” są komiksy – i faktycznie, mamy mnóstwo odwołań do klasyki w rodzaju kultowego „Powrotu Mrocznego Rycerza”, aczkolwiek zostało to powciskane z subtelnością łopaty, co widać na przykładzie facjaty trolla z Hobbita, którą obdarzono Doomsdaya. Ponadto najlepszy Batman w historii (Benie Afflecku, przepraszam, że w Ciebie nie wierzyłem), zaskakująco udana Wonder Woman, Jeremy Irons pokazał, że może przyćmić jako Alfred nawet samego Caine’a. Tylko co z tego, skoro ich przeciwwagą jest np. Jesse Eisenberg, który chyba pomylił scenariusze i zamiast Lexa Luthora, gra jakiegoś bełkoczącego wariata, będącego skrzyżowaniem Zuckerberga i marnej wariacji Jokera? Albo Henry Cavill, który mógłby być świetnym Terminatorem, ale jako Człowiek ze Stali kompletnie nie wzbudza emocji swoją drewnianą, bezpłciową grą? Z kolei sama produkcja wyjściowo mogłaby być materiałem na co najmniej 3-4 filmy. Tu jest mnóstwo znakomitych pomysłów, z których studio DC mogłoby korzystać przez lata, szlifując swoje uniwersum. Tylko po co, skoro dla nich lepiej upchnąć to wszystko w jedno dziełko, nawrzucać dodatkowo kilka durnych cameo innych superbohaterów i posklejać to w jeden wielki trailer „Justice League”…?
Gracja Grzegorczyk – stały współpracownik
Ocenia na: 40/100
Batman v Superman jest niczym kilkanaście filmów pociętych na kawałki i złączonych w jedno, bez żadnego ładu i składu. Zbyt dużo wątków upchniętych w pseudo – teledyskowej konwencji, która nudzi, a reżyser wszystkie ujęcia kreci w taki sposób, by samemu się przy nich onanizować, bo nic nie wnoszą. Do tej pory zastanawiam się, o czym właściwie była ta produkcja? Scenariusz – fatalny, bohaterowie – nijacy, poziom patosu – nie do zniesienia. Ten film jest od początku do końca zły, mimo iż próbuje udawać kino superbohaterskie. Jedyny pozytyw to Batman. Jednak nawet on nie daje rady przy tak idiotycznym scenariuszu. Widać zaliczam się do grona krytyków, skoro film mi się nie podobał.
Podsumowując! Średnia ocen naszej redakcji, to 66/100, czyli całkiem nieźle jak na film, którzy przez zagranicznych krytyków został wręcz zmiażdżony. A czy Wy już oglądaliście „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”? Jeśli tak, to jak Wam się podobał? Jaką byście mu wystawili ocenę?