Katyń – Ostatni świadek – recenzja polsko-brytyjskiego filmu z Więckiewiczem i Stramowskim!

Coś w tym filmie śmierdziało od początku. Oto bowiem międzynarodowa produkcja z jednym z lepszych polskich aktorów oraz drugim, będącym cały czas na fali, grającymi obok uznanych nazwisk brytyjskiego kina nie była reklamowana prawie w ogóle. Bardzo niewiele osób kojarzyło, że coś takiego w ogóle powstaje, trailer mignął gdzieś miesiąc przed premierą i ogólnie nikt raczej nie nastawia się na kokosy, jakie miałaby przynieść ta produkcja z kieszeni widzów. Nawet, pomimo że w tytule ma Katyń (w tym polskim, nie oryginalnym), co mogłoby ją uprawniać do ubiegania się o miano jednej z głośniejszych premier w swoim okresie w kinach. Dlatego też wchodząc do sali kinowej miłego piątkowego popołudnia, nastawiałem się na najgorsze. Okazało się jednak, że nie taki diabeł straszny, choć najbardziej boli uczucie, że mogło być dużo lepiej.

Zobacz również: Zimna wojna – premierowa recenzja filmu Pawła Pawlikowskiego z Cannes 2018!

Mamy tu film o śledztwie pewnego dziennikarza, który wpada na trop afery związanej z bardzo przykrą zbrodnią z historii Polski i kłamstwem z nią związanym (na szczęście na tym analogie do Smoleńska się kończą). Chce ustalić prawdę, a przynajmniej spróbować, jednak jak to często w takich przypadkach bywa, naczelny każe mu pisać o cydrze. Musi więc wziąć sprawy w swoje ręce. Na początku jednak ciężko stwierdzić co go do tego pcha. Początkowa motywacja jest bowiem ujęta bardzo marginalnie i trudno nam powiedzieć, o co tu właściwie chodzi. Jednak w tym momencie w Bristolu pojawia się dwóch Polaków, granych właśnie przez Więckiewicza i Stramowskiego. Na pewno się tej historii przydadzą.

katynost1

Naszego protagonistę gra znany z Magic Mike’a i Jestem numerem cztery Alex Pettyfer i wychodzi mu to całkiem nieźle. Choć jak wspomniałem wcześniej, z samej fabuły mamy lekkie problemy z odczytaniem genezy działań tego gościa, to on sam swoją grą daje nam uwierzyć we własną determinację. Sprawa od początku jest poważna, co podkreśla mrok i podniosła muzyka, towarzysząca Stephenowi nawet w najbardziej rutynowych czynnościach. W ogóle ten film mógłby być dużo lepszy, gdyby w znakomitej większości nie bazował właśnie na takich zabiegach.

Zobacz również: Sobibór – przedpremierowa recenzja filmu o ucieczce z hitlerowskiego obozu zagłady

Drugi zarzut dotyczy bowiem ekspozycji. Ekspozycji, która przypomina wykład historyczny, z tym że rozłożony na kilku mówców, którzy doskonale znają temat, jednak nie są w stanie go pokazać. Dlatego też bardzo dużo ważnych wydarzeń jest nam tu tylko opowiadane, a widz nie raz i nie dwa razy zastanawia się, dlaczego wyście tego nie pokazali, jeśli miało to miejsce praktycznie równolegle do dużo mniej ważnych wydarzeń, które jakoś metraż produkcji zapełnił. Traci też na tym tempo filmu, sama akcja bowiem obfituje właściwie tylko w kilka ważnych wydarzeń, całą resztę dopowiadając nam w dialogach.

katynost3

Dialogach napisanych również bardzo różnie. Są tu sceny lepsze, ale również takie, które na kilometr biją sztucznością. Niektórzy aktorzy nie są bowiem w stanie dostosować się do poziomu innych, stąd np. straszny dysonans odczuwamy widząc wymiany zdań Pettyfera ze swoją kochanką, graną przez Talulah Riley (dziewczyna bardziej uważnym widzom mignęła kiedyś w Incepcji czy Thorze: Mroczny świat), która z całej obsady wypada chyba najsłabiej. Na szczęście nie można tego powiedzieć, jeśli chodzi o polskie akcenty tego filmu. Znaczy może i można by było, ale rola takiego Stramowskiego jest  za mała. Więckiewicz natomiast jako tytułowy Ostatni świadek wypada nieźle. Warto byłoby też wspomnieć o kolejnym głośnym nazwisku, jakie wspomagało naszych rodaków w tym filmie, Michaelu Gambonie. On jednak też w Polsce dalej będzie lepiej rozpoznawalny przez wcielenie się w Dumbledore’a i zakręt swojego imienia na torze Top Gear.

Zobacz również: Roman Polański, czyli artysta, który stał się rzemieślnikiem – recenzja filmu Prawdziwa historia

Potencjał był, ale wyszedł z tego film zbyt przegadany i nieco nudny. Pracowało nad nim sporo utalentowanych ludzi, jednak nie umieli oni do końca zadbać o tempo ani kilka innych aspektów, które zrobiłyby dobrze tej produkcji. W efekcie powstał film, który chciał nam coś powiedzieć i co więcej, komuś tę opowieść zadedykować (zdanie końcowe), jednak w obliczu tak bardzo znajomego i wałkowanego tak często w Polsce tematu nie dodał nic nowego. Dlatego też widać, że cisza, jaka panowała w kwestii jego promocji, miała swoje przyczyny. Na szczęście nie do końca takie, jakich się pierwotnie spodziewałem.

ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe Kino Świat

Redaktor prowadzący działu recenzji filmowych

Od 2015 w Movies Room, od 2018 odpowiedzialny za działalność działu recenzji filmowych. Uwielbia Wesele Smarzowskiego, animacje Pixara i Breaking Bad. A, no i zawsze kiedy warto, broni polskiego kina.

Kontakt pod [email protected]

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

kici pisze:

Moim zdaniem jednak za surowa ocena. Może i film przegadany, ale akurat taka konstrukcja nie przeszkadzała mi za bardzo

emeryt pisze:

Zdecydowanie zgadzam się co do Stramowskiego. Rola za mała, by w pełni mógł pokazać talent. Więckiewicz bardzo dobry

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?