Przed wami trzydziesta szósta odsłona naszej autorskiej serii Pod Ostrzałem! Serii, która nieco zmienia swój tytuł, aby zaznaczyć, że równie ważni jak nasze opinie jesteście tutaj Wy! Tym razem na tapet bierzemy Avengers i ich Wojnę bez granic. Naszą recenzję znajdziecie, klikając TUTAJ – tymczasem zapraszamy Was do zapoznania się z opiniami pozostałych członków redakcji Movies Room, którzy mieli już przyjemność obejrzeć film braci Russo. Nasze opinie i oceny uporządkowaliśmy w kolejności od najbardziej pozytywnych do mniej entuzjastycznych. W tekście mogą znaleźć się lekkie spoilery! Uwaga, zaczynamy! A potem czekamy na Was! Oczywiście chcielibyśmy również uczestniczyć w tej dyskusji.
Krzysztof Wdowik – Redaktor prowadzący działu Gry
Ocenia na: 100/100
O. Mój. Boże. Jeszcze nie tak dawno, po obejrzeniu Trzech Billboardów, pisałem bluźniercze słowa, że wszystkie filmy z ajron menami i innymi superbojami mam głęboko gdzieś. Po obejrzeniu Avengersów, znalazłem prawdopodobnie mój film roku. To dla mnie szok, bo wielkim fanem Marvela nigdy nie byłem, a jednak ładunek emocjonalny, jaki przyniosła mi ta odsłona, okazał się ogromny. I tak jak się spodziewałem, że po Ostatnim Jedi będę niecierpliwie czekał na epizod dziewiąty i się srogo zawiodłem, tak w przypadku Infinity War zaistniała zgoła odwrotna sytuacja, to znaczy nie oczekiwałem niczego, a dziś odliczam dni do części drugiej. Najlepszy film Marvela, wspaniałe podsumowanie dekady, okraszone ciągłą akcją i antagonistą (protagonistą?), który dorównuje takim villainowskim tuzom jak chociażby Bane z TDKR.
Kamil Serafin – Dziennikarz
Ocenia na: 99/100
Warto chyba zacząć od razu od zaznaczenia, że czegoś takiego jak Infinity War jeszcze na ekranach nie było. 10 lat kreowania całego świata przedstawionego, dziesiątki bohaterów z których każdy może pochwalić się milionami fanów na całym świecie i jeden, wielki, misterny plan, szczegółowo tworzony pod okiem Kevina Feige. To najlepszy film rozrywkowy wszech czasów. Marvel udowadnia, że blockbustery nie muszą się kojarzyć z bezmyślną rozrywką, którą każdy wymaże z pamięci na kilka godzin po seansie. Walka z Thanosem to karuzela emocji, od zachwytu, przez śmiech, aż po łzy rozpaczy. Choreografia walk, efekty specjalne (zwłaszcza na ekranie IMAXa), aktorstwo… tu wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Disney pokazał, że nie boi się ryzykować, dawać nam coś zupełnie niespodziewanego, co sprawi, że film będziemy chcieli oglądać dziesiątki razy. To rozrywka po prostu idealna. Nie trafi do każdego, choć nawet najbardziej zajadli przeciwnicy komiksowych widowisk nie będą w stanie nie docenić tej epickiej opowieści. Historie o superbohaterach stały się nową mitologią, którą wszyscy teraz żyjemy. Prawda jest więc taka, że prędzej czy później i tak każdy z Was zobaczy ten film. Będzie odbijać się echem w popkulturze jeszcze przez lata. Możecie się kryć, możecie uciekać, Thanos i tak Was dopadnie.
Zobacz również: Polski zwiastun Iniemamocnych 2!
Tomasz Rewers – Redaktor naczelny
Ocenia na: 95/100
Avengers: Wojna bez granic to dla mnie film kompletny. Dla mnie – oddanego fana Marvela to doskonała kompozycja akcji, humoru i smaczków nawiązujących do komiksów i wcześniejszych filmów kinowego uniwersum. Idealne wyważenie czasu poświęconego dla każdego z bohaterów, jeden z najlepiej przedstawionych złoczyńców komiksowych oraz historia, która trzyma widza za gardło od początku do końca. Można się oczywiście przyczepić do kilku małych dziur fabularnych, których nie dało się uniknąć przy produkcji przedstawiającej losy rekordowej ilości superbohaterów. Daruje już sobie dalsze wychwalanie pod niebiosa tego perfekcyjnego w oczach geeka dzieła i napisze że nie polecam go pod żadnym pozorem osobom nie zaznajomionym z poprzednimi produkcjami Marvel Studios. Ten film to ich pewnego rodzaju zwieńczenie i oddawany na każdym kroku hołd. Hołd dla 10 letniej historii studia i trwających z nim fanów którzy wyjdą z kina wstrząśnięci emocjonalnie.
Bartosz Tomaszewski – Redaktor
Ocenia na: 95/100
Co ten Marvel, co ci Russo, co ci Avengers! Wojna bez granic pozamiatała, bo chyba inaczej nie da się określić tego, czego żeśmy uświadczyli w kinach. Najnowsza odsłona przygód bohaterów ze stajni Marvel Comics to praktycznie idealne przeniesienie dużego komiksowego eventu, na ogromne ekrany kin. To 2h 40 minut emocjonalnej jazdy bez trzymanki. Czego tu nie ma! Zebranie większości dotychczasowych herosów i wrzucenie ich do jednej produkcji udało się braciom Russo praktycznie idealnie. I ten Thanos. Serio, to najlepszy villain jakiego dostarczyły nam dotychczasowe filmu MCU. To on tu gra pierwsze skrzypce i szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że jego postać będzie tak cholernie dobrze nakreślona i tak bardzo emocjonalna. Trochę w tych tematach siedzę, więc końcówka filmu nie jest dla mnie tak bardzo przerażająca, jak dla co niektórych widzów. Niemniej jednak rozpala głód i pragnienie dorwania w swoje łapy następnej cześci Avengers. To prawdopodobnie blockbuster doskonały.
Dominik Karczyński – Stały współpracownik
Ocenia na: 95/100
10 lat z MCU jak z bicza strzelił. Marvel po tylu latach tworzenia swojego kinowego uniwersum zaserwował nam największe widowisko w historii kinematografii. Istniało ryzyko oraz obawy fanów, że coś może pójść nie tak, jak powinno. Jednak bracia Russo wyszli z tego starcia obronną ręką. Zamysł podzielenia dobrze nam znanych bohaterów na pomniejsze grupki i przedstawienie ich historii w różnych lokacjach był strzałem w dziesiątkę. Dzięki temu uniknięto największej obawy przed premierą, czyli chaosu wynikającego z dużej liczby przewijających się przez ekran postaci. Film to pozycja obowiązkowa dla każdego fana, który „dorastał” razem z tym uniwersum. Tak jak wiele osób już wspominało, trudno jest mówić o tej produkcji, nie wchodząc na płaszczyznę z wielkim napisem SPOILER. Tę przygodę trzeba przeżyć samemu, a do przeświadczenia, że coś się kończy, a coś się zaczyna, pozostało nam tylko się przyzwyczaić.
Zobacz również: Młody Nick Fury na planie filmu Captain Marvel!
Maja Łatyszonek – stały współpracownik
Ocenia na 95/100
Kiedy tak długo czeka się na jakiś film, to zawsze chwilę przed obejrzeniem pojawia się obawa o to, czy faktycznie będzie tak dobry, jak się tego spodziewamy. Już pierwsze minuty Infinity War rozwiewają wszelkie wątpliwości. Trudno pisać o tym filmie bez spoilerów, ale zdecydowanie jest to jedna z najlepszych o ile nie najlepsza produkcja MCU. Po dziesięciu latach tworzenia filmowego uniwersum i wprowadzania postaci nastał czas wielkiej kulminacji. Braciom Russo zdecydowanie udało się wykorzystać potencjał każdego z superherosów i mimo iż w filmie jest ich naprawdę wielu, to każdy z nich dostał szansę, aby zapaść w pamięć. Warto wspomnieć, że przy tym nie są poupychani na siłę, wątki poszczególnych bohaterów łączą się, nie dając uczucia przesytu. W scenach walk możemy zobaczyć coś nowego, ale przy okazji w głowie pojawia się myśl „Hej, czuję się jakbym oglądał pierwszych Avengersów”. Wisienką na tym wzbudzającym setki emocji torcie są wszystkie drobne smaczki, które dla każdego fana marvelowskich produkcji będą niczym miód na serce.
Aleksandra Czekaj – Redaktor prowadzący działu Z ostatniej chwili
Ocenia na: 90/100
To, co tu scenarzyści powyprawiali, w głowie się nie mieści. Nawet gdybym zdradziła Wam spoilery i tak byście mi nie uwierzyli. To po prostu trzeba samemu przeżyć i zobaczyć na własne oczy. Poza tym pewnie zastanawialiście się, czy twórcy podołają tak wielkiemu wyzwaniu, jakim jest stworzenie dzieła z tak licznymi superbohaterami. Otóż wyszło im to rewelacyjnie. Mamy tu liczne wątki, ale są przemyślane, świetnie rozplanowane i zręcznie poprowadzone. Scenariusz rewelacyjnie balansuje między komedią i dramatem, a Thanos okazuje się najlepszym złoczyńcą z całego filmowego uniwersum Marvela. Ponadto każdy superbohater ma odpowiedni czas ekranowy, więc wiedz nie odczuwa, że jakiś heros został pominięty lub niedowartościowany. Jednym słowem sztos w pełnej krasie. Żaden fan Marvela nie ma prawa być niezadowolony z tego widowiska.
Dominik Dudek – Redaktor, wodzirej, filantrop, wokalista
Ocenia na: 90/100
Jak śpiewał Grzegorz Markowski, gdy emocje już opadną, jak po wielkiej bitwie kurz… trzeba się zebrać na wyrażenie kilku słów o tym seansie. Jednakże gdy już siedzę i je piszę, emocje wciąż we mnie buzują. Ciężko jest pisać o Infinity War bez zdradzania jakichkolwiek elementów fabuły, bo uwierzcie mi – jest co zdradzać. Bracia Russo kolejny raz po Civil War pokazali, że doskonale znają się na tym uniwersum, wiedzą co robią dostarczając blockbustera bliskiego ideałowi. Wrzucić do blendera wiele różnorodnych składników to jedno, ale sprawić by wspólnie tworzyły jednolitą, zwartą konsystencję bez przeszkadzających grudek to naprawdę wyczyn. Dla każdego z naszych ulubieńców twórcy znaleźli odpowiednią ilość czasu i czuć, że nie jest to nawpychane na siłę, jak w przypadku Czasu Ultrona. Wszyscy mają tutaj określone zadania, a relacje jakie się nakreślają pomiędzy niektórymi herosami to czysta finezja. Jak to jest w przypadku Marvela, śmiechom momentami jest co nie miara, ale w ostateczności to dramaturgia bierze górę nad humorem. Bo walka z Thanosem to zdecydowanie nie są przelewki. Ten typ dokładnie wie, jaki ma plan i nie zawaha się przed niczym, żeby go zrealizować. On jest tutaj main eventem całej imprezy, a pokazanie jego drugiego oblicza czyni go prawdopodobnie najlepszym villainem tego uniwersum. Dawać mi kolejną część!
Zobacz również: Avengers: Wojna bez granic bije rekord otwarcia!
Dagmara Trembicka – Stały współpracownik
Ocenia na: 90/100
Wojna bez granic to zaskakujący film. Przede wszystkim zaskoczyli scenarzyści, którzy – wbrew obawom większości fanów MCU – wzorowo poradzili sobie z ponad 20 ważnymi postaciami i pokaźną gromadką mniej istotnych. W nowych Avengersach nie ma chaosu, każdy z bohaterów dostaje swoją rolę do spełnienia. Kolejnym zaskoczeniem był ton filmu – jest o wiele poważniej i mniej dowcipnie niż we wcześniejszych produkcjach z uniwersum, wliczając w to Civil War. Także postać Thanosa została pokazana w innym niż dotychczas świetle – dotąd jego nieliczne wystąpienia rysowały postać żądnego władzy tyrana, który nie cofnie się przed niczym, żeby wprowadzić rządy terroru we wszechświecie. Teraz jego postać została rozbudowana i z płaskiego villiana stał się przeciwnikiem, który ma złożone motywacje i nie do końca można go zaszufladkować jako kolejnego bossa do pokonania. Sam seans z kolei jest pyszny. Może nie do końca zaskakujący – wiemy, jakie Marvel ma plany co do MCU w najbliższym czasie, a plotki o tym, że w filmie ktoś umrze, pojawiały się od dawna, więc trudno przejmować się niektórymi ze zwrotów akcji – jednak ogląda się to przednio, przymykając oko na niektóre z ogranych zabiegów fabularnych (jak przy spotkaniu ekipy Starka z Guardiansami). Infinity War to kawał świetnej rozrywki w odświeżonym wydaniu i nie powinien zawieść fanów.
Wiola Oszczapińska – Stały współpracownik
Ocenia na: 90/100
Chyba jeszcze nigdy nie byłam tak zaskoczona, jak po seansie Wojny bez granic. Wydarzenia w filmie przeszły moje najśmielsze oczekiwania i porządnie mną wstrząsnęły. Bracia Russo wykonali naprawdę kawał dobrej roboty i świetnie podsumowali te 10 lat uniwersum. Wiedzieli, gdzie należy wyznaczyć granicę między humorem a dramaturgią i dzięki temu podczas seansu możemy doświadczyć kilkudziesięciu emocji na raz — od smutku, po rozbawienie (a żartów akurat mało nie było!) i powagę, która miała swoje największe apogeum w końcówce filmu. Jednak Wojna bez granic i tak najbardziej broni się ilością występujących w niej postaci. Bohaterów mamy dużo, ale twórcy dopilnowali, by każda miała swoje pięć sekund. Sam Thanos został przedstawiony wręcz wyśmienicie i sceny z jego udziałem były jednymi z lepszych w całej produkcji. W Avengersach raczej nie zachwycał, ale tutaj mamy prawdziwego złoczyńcę z krwi i kości, który nie cofnie się przed niczym w osiągnięciu swojego celu. I prawdę mówiąc, zawsze myślałam, że po Zimowym Żołnierzu już żadna produkcja z uniwersum nie powali mnie tak na kolana, ale teraz widzę, jak bardzo się myliłam. Tak jak historie bohaterów, tak i reżyseria braci Russo z roku na rok rozwija się i staje się coraz lepsza. I mimo że w Wojnie bez granic brakowało mi kilku słów wyjaśnień po wydarzeniach z Civil War (co się działo z Kapitanem i jego ekipą po tym wszystkim? Halo, panowie Russo, potrzebuję odpowiedzi! ), to najnowszych Avengersów bezdyskusyjnie uważam za najlepszych z całego MCU. I jedyne, czego teraz chcę, to żeby ktoś mnie zamroził i odmroził dopiero w dniu premiery następnego filmu. Serio, byłabym chyba najszczęśliwszą osobą na świecie!
Krzysztof Sorokoń – Dziennikarz
Ocenia na: 90/100
W ciągu ostatnich 10 lat doczekaliśmy się bardzo wielu produkcji Marvela. Poszczególne filmy opowiadały losy rozmaitych herosów, którzy stawali w obronie dobra w każdym możliwym miejscu wszechświata. Jednak wszystko co do tej pory oglądaliśmy zmierzało w stronę nieuniknionego – starcia z Thanosem, które mogliśmy zobaczyć w Wojnie bez granic. Ten film połączył wszystkie kawałki uniwersum w jedną spójną całość. Puzzle złożyły się w piękny obraz, mimo że na pierwszy rzut oka niektóre kawałki i bohaterowie zupełnie do siebie nie pasowały. Połączenie to jest zarazem tak udane, że aż niewiarygodne. Nie widzimy na ekranie takiego chaosu, jak w Civil War. Mimo że na ekranie pojawia się rekordowa ilość bohaterów, cała historia jest spójna i poukładana. Do tego humor jest wyważony i nie razi tak, jak choćby w Thor Ragnarok. Film jest po prostu kinową ucztą. Nie wiem czy z tak wielu rozmaitych składników sama Magda Gessler potrafiłaby przyrządzić równie smakowite danie, jakie zaserwowali nam bracia Russo. Już czekam na “dokładkę” i kolejne starcie z Thanosem w Avengers 4.
Tomasz Drozdowski – Stały współpracownik
Ocenia na: 90/100
Marvel od dekady konsekwentnie budował swoje filmowe uniwersum, czy raczej po obejrzeniu tego filmu, imperium. Wojna bez końca to jej zwieńczenie, swoiste zamknięcie pewnego rozdziału. Przy takim wydarzeniu bardzo łatwo o potknięcie, które byłoby nader odczuwalne po cieszących się dużą popularnością Czarnej Panterze czy drugiej części Strażników Galaktyki. Na dodatek nad filmami superbohaterskimi unosiło się widmo kiepsko wykreowanych czarnych charakterów. Oczekiwany przez wielu Thanos okazał się jednak jedną z najlepszych postaci MCU. Bohaterem, który służy swej idei i mimo niemoralnych działań kieruje się ku moralnemu celowi. Można posilić się nawet na stwierdzenie, iż jest to postać tragiczna, na której barkach spoczywają decyzję raniące jego serce. Było to dla mnie nie lada zdziwieniem, gdyż komiksowy pierwowzór bywał często okrutnikiem, któremu daleko było do udzielania aktów łaski. Ale co z herosami? Avengers i Strażnicy Galaktyki ustępują pola swemu antagoniście. Nawet wysuwający się zawsze na czoło Tony Stark czy Star- Lord nie zdołali swymi okraszonymi humorem występami przyćmić Szalonego Tytana. Wojna bez końca nie opiera się na standardowych schematach filmu superbohaterskiego. Zjednoczone siły superherosów niekoniecznie oznaczają tryumf, z kolei działania złoczyńcy nie można nazwać złem absolutnym. Twórcy dali odpowiedni czas każdemu z bohaterów. Młodociany Spider-Man czy dumny monarcha T’Challa mają szansę zaprezentować się równie dobrze co znani niemal od początku Iron Man czy Thor. Zwykle wywyższam materiał źródłowy nad ekranizację- tym razem chylę czoła przed MCU, które pokazało, że konkurencyjna Liga Sprawiedliwości to banda sztubaków bez potencjału. Jestem zachwycony tak samo jak krótko po seansie, a motyw przewodni filmu do tej chwili rozbrzmiewa mi w głowie. Oto kino superbohaterskie dzisiaj, Kino dojrzałe, dynamiczne i zaskakujące. Kino o współczesnych bogach.
Łukasz Kołakowski – Redaktor prowadzący działu recenzji
Ocenia na: 85/100
Melanż w MCU. Film, który po 10 latach spotkań w gronie kolegów i wspólnych wypadów na piwko, jakimi były wszystkie poprzednie, zbiera wszystkich ich uczestników i daje im się bawić dużo lepiej niż zawsze. Wypalają absolutnie wszystkie interakcje, które nie miały miejsca wcześniej, kapitalnych dialogów jest cała masa, a i mimo stu pięćdziesięciu bohaterów nikt tu nie może się czuć pokrzywdzony. Jednak w tym całym szaleństwie jest gość, który psuje to również dużo lepiej niż zawsze. Thanos ma bowiem imponujące wejście w film, a z czasem jest z nim tylko coraz gorzej. Z nim, w sensie z jego towarzystwem. I ta impreza tak sobie trwa i trwa, on jest coraz bardziej na nią wkurzony, więc dzwoni na policję i… Może niektóre z pojedynczych filmów MCU cenię bardziej, ale ten działa znakomicie jako kulminacja, jak to swoiste The best of MCU, co było chyba w tym uniwersum najtrudniejsze do zrobienia. Chcę sequel, mimo że się go boję, i to już!
Zobacz również: Reżyser Legionu samobójców dał znać, co myśli o Wojnie bez granic
Maciej Roch Satora – Stały współpracownik
Ocenia na: 50/100
Avengers: Wojna bez granic najprędzej rymuje się z finałem piłkarskiego mundialu. Po latach wymarzonych shipów, satysfakcjonującej rozwałki i zwiedzania kosmicznie kosmicznych lokacji trafiamy w końcu na finałowe starcie, które może nie najpiękniejsze, na pewno nie najlepsze, ale jednak stanowi tak długo oczekiwane zamknięcie pewnego rozdziału. I chociaż Polska odpadła gdzieś daleko, a drużyn finałowych nawet jakoś specjalnie nie lubimy, to emocje pulsują w kibicowskich żyłkach od pierwszych minut do niespodziewanego wyniku i głośnych braw… które ja przyjmuję raczej z chłodnym dystansem. Geniusz reżyserski da się w nowych Avengerach co prawda wyczuć z kilometra, a ich pieszczące ukochane komiksowe figurki paluszki przestawiają, dołączają i zabierają postacie w nader umiejętny sposób, ale trudno nie odczuć po pewnym czasie znużenia tą superbohaterską maskaradą. Jasne, patrzenie na zagubionych, obdartych z potęgi porozumienia herosów nigdy dotąd nie sprawiało aż tak wiele przyjemności, tyle że tworząc bitkę na tyle ukochanych twarzy twórcy zapominają gdzieś o rozwoju którejkolwiek z nich. To dokładnie te same kostiumy co zawsze, ewokujące odbyte wcześniej rozwijające historie, ustanowione tym razem w nietypowej dla siebie sytuacji. Na pierwszy plan ma szanse wysunąć się dzięki temu Thanos – wielki mięśniak, który może właśnie dlatego, że w tak wielkim epizodzie pojawia się poraz pierwszy, dostaje najpełniejszą, wyraźnie podbudowaną charakterem historię. W jego obliczu tytułowa zgraja sprawia wrażenie co najwyżej grupy mrówek biegającej z miejsca na miejsce w celu załatwienia prostych (a przez to nudnych) spraw. Na zgliszczach przenikliwości poszczególnych scen czy pomysłów ostatecznie chwiejnie stoi tylko najciekawsze status quo ever, które i tak za moment upadnie by mogła wrócić stara, uleżała konserwa. Szkoda łez.
Średnia ocen naszej redakcji daje bardzo wysoki wynik 89.5/100, co sprawia że Avengers: Wojna bez granic staje się jednym z najlepiej ocenionych przez nas w Pod Ostrzałem filmów. Teraz jednak czas na Was. Jak film podobał się Wam, co o nim sądzicie. Dajcie nam znać w komentarzach. Jak mówi nasz nowy tytuł, porozmawiajmy o Avengers: Wojna bez granic!