Trafiający właśnie do polskich kin Powrót, debiut filmowy Simona Stone’a, odkrywa na nowo filmową Australię. To już nie tylko ogromne piaszczyste bezdroża, ale i kraina z gęstymi lasami, która skrywa mroczne sekrety i może być tłem dla dramatów o skomplikowanych losach i międzyludzkich relacjach.
Zobacz również: Czy technologia second screen zawojuje świat kina?
Powrót prezentuje historię dwóch rodzin, które łączy misternie skrywana tajemnica z przeszłości. Obie familie różnią się nie tylko zasobami majątkowymi, ale i poziomem szczęścia. Spoiwem łączącym jest Christian (Paul Schneider). Facet wraca w rodzinne strony po kilkunastu latach spędzonych w Stanach, gdyż został zaproszony na ślub podstarzałego ojca z młodą kochanką. Nie spędza jednak czasu z rodziną w pałacyku, z którym związane są traumatyczne wspomnienia. Zdecydowanie woli towarzystwo rodziny Oliviera, swojego przyjaciela ze szkoły. Christiana trapią również problemy natury osobistej i to one sprawią, że ujawni sekret, który rozbije rodzinne fundamenty.
Zanim jednak do wyjawienia sekretu dojdzie, to napięcie budowane jest bardzo misternie i subtelnymi środkami. Raczy się nas pięknie sfotografowanymi mglistymi leśnymi krajobrazami, delikatną muzyką oraz spokojnym nakreślaniem relacji między bohaterami i zwiastującym katastrofę narastaniem frustracji u Christiana. W związku z tym akcja przez większość filmu toczy się powoli, by dopiero pod koniec filmu wrzucić piąty bieg. I to jest główny problem Powrotu. Uśpione sekrety leżakują zdecydowanie zbyt długo. Długość przygotowań do odkrycia prawdy przed widzem sprawia, że zbyt mało czasu zostaje poświęconych konsekwencjom zmierzenia się z nią przez bohaterów, a na dodatek nie wszystkie wątki dotyczące ważnych postaci zostają domknięte.
Zobacz również: ciekawostki o filmie „Piraci z Karaibów: Klątwa Czarnej Perły”
Mieszane uczucia wzbudza również odtwórca roli Christiana. Wraz z rozwojem postaci Paul Schneider zaczyna szarżować i przyjmować teatralną manierę, co przejawia się najczęściej nadmierną gestykulacją i szaleńczym wzrokiem. Amerykański aktor tworzy w ten sposób kreację bliższą tasiemcowym telenowelom, aniżeli subtelnym dramatom. W zestawieniu z fenomenalnymi na drugim planie Geoffreyem Rushem (Konseser), Samem Neillem (Park Jurajski) czy Mirandą Otto (Homeland) widać wszystkie mankamenty jego gry. Pozytywnie zwraca uwagę za to sobowtórka Hannah Murray, czyli młoda Odesse Young wcielająca się w nastolatkę Hedwigę.
I choć Powrót, inspirowany Dziką kaczką Ibsena, to całkiem udany debiut, który ma szansę poruszyć niejedno serce, to w ostatecznym rozrachunku pozostawia niedosyt nietrafionymi proporcjami dramaturgicznymi. Warto jednak mieć na oku następne projekty Simona Stone’a.