Nie dajcie się zwieść temu sztampowemu tytułowi. Morderstwo w hotelu Hilton to coś więcej, niż przeciętny film kryminalny rozgrywający się w egzotycznej scenerii. Produkcja, która była rewelacją tegorocznego festiwalu w Sundance, zaskoczy pozytywnie miłośników mrocznego, zaangażowanego politycznie kina.
Zobacz również: TOP 20: Najlepsze kryminały w historii
Jeżeli kiedykolwiek odwiedziliście Kair, gdzie rozgrywa się akcja filmu, pewnie oprócz ikonicznych piramid zapamiętaliście jedno: trudny do ogarnięcia chaos, panujący w całym mieście. Albo brud i piach wciskający się w każdą szczelinę ubrania. Taki obraz stolicy Egiptu wyłania się z Morderstwa w hotelu Hilton Tarika Saleha, w przededniu rewolucji 2011 roku, dzięki której obalono rządzącego krajem od dziesięcioleci prezydenta Mubaraka. Gęsty smog spowija miasto, atmosfera nerwowości, niezadowolenia oraz wszechobecnego oportunizmu udziela się wszystkim. Główny bohater filmu, policjant Noredin (libański aktor Fares Fares, Łotr 1. Gwiezdne wojny – historie i System), bez skrępowania w biały dzień bierze łapówki i wymusza haracze od kogo popadnie. Ten kopcący jak smok gliniarz, który z całkowitą obojętnością okrada martwe ciało znalezionej w tytułowym hotelu kobiety, jest protagonistą najgorszego sortu. Jego pozycja w policji to wynik układów i powiązań – wujek jest jego przełożonym, a kiedyś wysoko postawiony ojciec na emeryturze. Bardziej interesuje go naprawienie telewizora, niż zajęcie się pracą i szukanie przestępców. Jednak coś w nim „zaskoczy”, kiedy w zamordowanej kobiecie rozpozna znaną tunezyjską piosenkarkę, a znalezione przy niej fotografie zaprowadzą go na szczyty władzy. Choć szef nakazuje zamknąć sprawę i zaklasyfikować ją jako samobójstwo, Noredin wbrew zaleceniom zaczyna węszyć i odkrywać kolejne kręgi kairskiego piekła korupcji, powiązań i zależności.
Urodzony w Szwecji potomek egipskich emigrantów Saleh (Metropia, Tommy) nie stara się nawet, by z tytułowego przestępstwa uczynić niejasną zagadkę. Mordercę i jego zwierzchnika widzimy oczyma jedynego świadka zdarzenia – sprzątaczki Salwy (Mari Malek), uchodźczyni z Sudanu. Kobieta po incydencie chce skontaktować się z policją, ale szybko traci pracę i w strachu o swoje życie ukrywa się w mieszkaniu w slumsach. A widzowie w tym czasie oglądają starania policjanta, który podświadomie wie doskonale, w co się pakuje, ale ciągle zdaje się poruszać po omacku. Noredin to typowy outsider, z nieobecną żoną, mieszkający w smutnym, pustym domu, jeżdżący starym gruchotem. Angażując się w romans z przyjaciółką zamordowanej kobiety, mężczyzna wyciąga rękę z potrzeby bliskości drugiej osoby – nawet jeżeli wie, że skończy się to tragedią. Policjant świadomie popełnia zawodowe samobójstwo, a jego postępowanie, wbrew żądaniom przełożonym i pokręconej logice jego stanowiska, jest próbą odpokutowania za wszystkie błędy, a może symbolem budzącej się rebelii całego narodu. Nieprzypadkowo z obecnych w tle ekranów telewizorów dobiegają coraz to nowe informacje o prezydencie, niezadowolenie społeczne da się wyczuć na każdym rogu, a wielkimi krokami zbliża się potężna demonstracja, która będzie początkiem końca starego reżimu.
Morderstwo w hotelu Hilton to fascynująca podróż do nie tak odległego kraju i nie tak dawnego czasu, który momentami wydaje się z zupełnie innej rzeczywistości, niczym Los Angeles z klasyków kina noir lat 40., albo nawet z dystopicznej wizji Ridley’a Scotta w Łowcy androidów. Także duch Chinatown Polańskiego unosi się nad tą produkcją. Poczucie przegranej, gorzka konsternacja zastanego świata, brak nadziei to uczucia, które wywołuje oglądana historia. Na pewno zasługa w tym również świetnych, klimatycznych zdjęć (Casablanka znakomicie udaje Kair, bo władze Egiptu nie wyraziły zgody na zdjęcia w tym kraju) oraz mrocznej, przesyconej politycznymi odwołaniami intrygi. Film co prawda rozkręca się bardzo powoli, a niektóre zbiegi fabularne będą czytelne tylko dla widzów lepiej zorientowanych w kulturze arabskiej. Nie przeszkadza to jednak, by wciągnąć się w tą historię, która nabiera kolorytu w drugiej części i oferuje mocny, trzymający w napięciu finał. Przednie aktorstwo doskonale uzupełnia tą układankę.
Po rozczarowaniu, jakim było Morderstwo w Orient Expressie, film Tarika Saleha jest bez wątpienia czarnym koniem tego sezonu w kategorii kina kryminalnego. To udany ukłon w stronę klasyków gatunku noir, który wychodzi twórczo poza jego ramy, będąc jednocześnie ciągle aktualnym dramatem politycznym i społecznym.
Ilustracja wprowadzenia i plakat: materiały prasowe / Auraora Films