Pierwotna treść mitologii dla współczesnego odbiorcy może wydawać się odrobinę dziwna – już napisana w bardziej przystępny dla niego sposób Mitologia nordycka Neila Gaimana pokazuje, że pewne wątki nieco się zestarzały. Jednak Thor i jego boski panteon to niezwykle inspirujące uniwersum, które po odpowiedniej obróbce staje się świetnym materiałem na treści mogące zawojować serca śmiertelników. W 1962 roku Stan Lee i Jack Kirby pozwolili zaistnieć nordyckiemu bóstwu gromów na nowo – z potężnym Mjollinirem w ręce dołączył do rozwijającego się wówczas świata Marvela i z biegiem lat stał się jego nieodłącznym elementem. Kwestią czasu więc był jego debiut filmowy. Film Thor z 2010 roku nie był jednak pierwszą produkcją z jego udziałem. W roku 1988 powstał obraz Powrót niesamowitego Hulka, gdzie pojawił się Gromowładny, a co więcej – w którym zmierzył się on z tytułowym bohaterem. I mimo że film ten nie przetrwał próby czasu, to nadal jest wart wspomnienia – choćby i z powodu proroczo przewidzianego pojedynku dwóch herosów. Oprócz tego postać nordyckiego boga gromów miała kilka swoich występów niemających nic wspólnego ze światem Domu Pomysłów. Teoretycznie nic wspólnego… Studio filmów Asylum, specjalizujące się w produkcji filmów o niezbyt wygórowanym budżecie, przypominających na dodatek do złudzenia kinowe superprodukcje za miliony dolarów stworzyło swoją wersję przygód Thora. Thor wszechmogący to dzieło dla kogoś, kto potrafi z przymrużeniem oka patrzeć na produkcje nieokraszone oszałamiającymi efektami specjalnym, z nieco słabszą grą aktorską, scenariuszem i niemal wszystkim tym, czym powinien charakteryzować się dobry materiał filmowy. W całej swojej kiczowatości film ten nie może jednak zostać pominięty – wszak śmiech to zdrowie, nawet ten wywołany zażenowaniem. Nieco lepiej prezentuje się Thor: Młot bogów – produkcja telewizyjna, która, choć również stworzona również bez większych środków finansowych, potrafiła wybronić się zgrabną fabułą, rekompensującą niedoskonałości efektów wizualnych. W moim sercu jednak honorowe miejsce zajmuje Thor z Kung Fury, gdzie majestatycznie przedstawiony bóg siał zniszczenie i budził strach w nazistowskich szeregach.
Co warto poznać, aby seans Thor: Ragnarok był w pełni satysfakcjonujący? Filmowe uniwersum Marvela dość luźno opiera się na komiksowych pierwowzorach, często mieszając motywy z kilku odrębnych historii. Tak jest i z trzecią odsłoną przygód superbohatera, w którego rolę wcielił się Chris Hemsworth. Najbardziej widoczną inspiracją jest Planeta Hulka – komiks autorstwa Grega Paka, w którym tytułowy bohater trafia na obcą planetą, gdzie między innymi przychodzi mu się zmierzyć w walkach na arenie. Filmowcy zdecydowali się na umieszczenie tego motywu w filmie o Thorze, co pozwoliło też pokazać Hulka. A wracając do głównego bohatera – w świecie komiksów ragnarok nastąpił w czasie, gdy grupa Avengers uległa rozpadowi. W zagładzie Asgardu palce maczał zaś sam Loki do spółki z Surturem. Inny komiksowy tytuł, Thor: Ragnarok, jest czymś zupełnie innym niż film, niemniej jednak godnym przeczytania – klasyka w autorstwa Lee i Kirby’ego z udziałem złoczyńcy wagi ciężkiej, jakim jest Mangog, jest niezwykle ciekawą i nostalgiczną podróżą w świat oldschoolowych powieści graficznych. Przenieśmy się jednak bliżej współczesności. Wielu oglądających trailer zaskoczył nowy wygląd Thora. Zapowiedź pokazała, że potężny młot Gromowładnego, Mjollnir, zostaje zniszczony przez Helę. W opublikowanym nakładem wydawnictwa Egmont komiksie Original Sin – Grzech Pierworodny Thor w pewnych okolicznościach traci nie tyle, co sam młot, a przywilej jego dzierżenia, a jak pokazują jego przygody niewydane jeszcze w Polsce – obecna jego sytuacja nie prezentuje się najlepiej. Aktualnemu, komiksowemu Thorowi blisko właśnie do jego najnowszej filmowej wersji – krótkie włosy, upadek z piedestału i walka przypominająca bardziej próbę pragnącego odzyskać chwałę rebelianta, niż batalię potężnego ongiś boga. Mimo braku podparcia konkretnym tytułem scenarzyści poradzili sobie nieźle, perfekcyjnie miksując różne motywy i przerabiając je tak, aby były ze sobą spójne. Osobiście wolę bardziej wierne materiałowi źródłowemu ekranizacje, ale jeśli tak mają wyglądać filmy, w których wykorzysta się treść innego medium – jestem za.
Bywa, że filmowcy dość lekko podchodzą do źródła. Jak pisałem wyżej, Thor: Ragnarok nie jest wierną interpretacją żadnej konkretnej historii z udziałem Odinsonóra, lecz czerpie garściami z kilku historii, odrobinę je jednak naginając – czym różnią się więc motywy z filmu od oryginalnych, komiksowych scenariuszy? Zacznijmy od głównej antagonistki. Zarówno w mitologii nordyckiej, jak i w świecie Marvela Hela to córka Lokiego – choć nawiasem mówiąc, ich stosunki nigdy nie należały do wzorcowych zachowań familijnych. Nie chcąc zbytnio spoilerować, powiem tylko, że filmowej bogini śmierci bliżej do innej postaci powiązanej tak z Lokim, jak i z Thorem i Odynem – pojawia się ona zresztą w komiksach z serii Strażnicy Galaktyki i w tie- inn’ie Original Sin- Grzech Pierworodny: Thor i Loki: Dziesiąty świat. O którą zresztą przez pewien czas wojowali w sądach panowie Gaiman i McFarlane. Nie można też pominąć gladiatorskiego etapu życia Hulka, który w komiksie miał charakter wyłącznie solowy i dla tej postaci był ważnym punktem zwrotnym. Początkowo byłem nieco negatywnie nastawiony do tego, że niejako przy okazji wciśnięto Jadeitowego Giganta do filmu z Thorem – po seansie zmieniłem zdanie. Twórcy nie dość, że dodali herosowi głębi, to zrekompensowali widzom brak jego solowej produkcji – co czyni z Thor: Ragnarok obraz jeszcze bardziej godnym obejrzenia. W filmie pojawia się też postać Grandmastera, brata Kolekcjonera, w którego brawurowo wcielił się Benicio del Toro w pierwszej części Strażników Galaktyki , a której działania w komiksie są równie ciekawe, co w najnowszej kinowym obrazie Marvela. Podobnie jak Czerwony Król z Planety Hulka, ma on skłonności do ryzykowania życiem innych na arenie dla własnej uciechy – co przy osobnikach takich jak Hulk i Thor jest nader karkołomne.
Taika Waititi dał postaci odgrywanej przez Hemswortha szansę na nowy początek. Dotąd Odinson niknął nieco w cieniu swego brata i kolegi z drużyny – Iron Mana. W nadchodzącym filmie z udziałem Avengers ma szansę prawdziwie zabłysnąć wśród swoich kompanów. Reżyser sięgnął nieco po triki z obu części Strażników Galaktyki Jamesa Gunna, takie jak humor i kosmiczna atmosfera, ale nie pozwolił sobie na całkowitą kalkę. Jego Thor to nadal ten sam lubujący się w wojaczce bóg, lecz wrzucony w wir wydarzeń, który skutecznie odziera go z boskich aspektów, musi dostosować się do nowych warunków, którym daleko do superbohaterskiej czy boskiej glorii. Thor: Ragnarok to bez wątpienia najlepsza część odsłona solowych przygód Gromowładnego i godny reprezentant całego MCU.
Ilustracja główna: Marvel