Patti Cake$, czyli wybitny przedstawiciel współczesnego eskapizmu filmowego

Są takie filmy, po których obejrzeniu po prostu czujemy się lepiej. Które pokazują, że z nawet największego bagna da się wyjść, osuszyć i ruszyć dalej przed siebie. Że nawet w najgorszym doświadczeniu można znaleźć promyk nadziei.

Tymi oto słowami jeden z moich redakcyjnych kolegów ZRECENZOWAŁ clou, ideę zawartą w debiutanckim filmie pełnometrażowym Geremy’ego Jespera. Patti Cake$, bo o nim mowa, to wszakże rzecz dla naszych czasów symptomatyczna. To dzieło schematyczne, oparte o powszechnie akceptowane klisze, oglądane przez nas setki razy, ale jednocześnie odznaczające się pewną wartością zastaną – dualizmem wartości podejmowanej tematyki oraz sposobu jej wyrażania. Film jest o tyle interesującą dziedziną sztuki, że jak żadne inne medium oddaje w tak precyzyjnej skali procesy myśleniowe towarzyszące twórcom przy jego tworzeniu. Oglądając przykładowe Wyjście robotników Braci Lumiere, otrzymujemy skonsolidowany obraz tego, jak wyglądały obyczaje końcówki XIX wieku. Oglądając wspomnienia Bernardo Bertolucciego z pobytu we Francji doby postgaullowskiej w Marzycielach, otrzymujemy nieprzecenione pokłady wiedzy na temat motywacji ówczesnej, strajkującej młodzieży. Oglądając Patti Cake$, dostrzegamy dalece zindywidualizowane podejście do świata reżysera, które jednocześnie (nomen omen) nie jest ekskluzywne, a inkluzywne. Jesper prezentuje bowiem pewną wizję świata, w której liczysz się przede wszystkim ty, twoja prywatna osoba, jej pasje, marzenia i cele. Jest to więc wizja mocno humanocentryczna, lecz wyłączająca element egalitaryzmu. Dziś nikogo nie obchodzi „człowiek” jako kategoria absolutna, określająca i spajająca jednostki w jedną całość. Dziś każdy jest swoim własnym człowiekiem.

patti cakes 03

Szkopuł w tym, że (tak jak wspomniałem mimochodem) niniejsza wizja pomimo swej względnej elitarności i ograniczonej dostępności dla szerokich mas, doskonale wpisuje się w oczekiwania większości współczesnych widzów. Bo któż z nas nie chciałby realizować swoich pasji wbrew przeciwnościom losu? Któż nie chciałby posiadać wrodzonego talentu, którego oszlifowanie gwarantuje szczęśliwą egzystencję? Któż nie chciałby umieć odszczekiwać zaczepkom na dzielni, a może nawet rapować? I w końcu któż nie chciałby zaserwować smutnej, szarej rzeczywistości solidnego gonga w nos? Odpowiedzi na te pytania są oczywiście zbędne, lecz mimo to Patti Cake$ utrzymuje w nas złudne wrażenie, iż otrzymujemy los do rąk własnych i to na całkowitą wyłączność. Kibicujemy tezom stawianym przez reżysera za pośrednictwem filmowej bohaterki, utożsamiamy się z jej sukcesami i porażkami, ba, obieramy sposób jej myślenia za swój. Zgadzamy się z tym, że „świat jest zły”, albo że „rozwój osobisty jest najważniejszy”, ale po seansie biegniemy migiem do domu/mieszkania, bo trzeba zdążyć się wyspać przez kolejnym dniem pracy biurowej. Oszukujemy więc sami siebie, stawiamy się w roli jednostek wybitnych, a następnie bezproblemowo wtaczamy się do kotła cywilizacji homo corporaticus. Bo w rzeczywistości taki indywidualizm, walka o swoje i antyspołeczny anarchizm jest nam nie na rękę, jest niewygodny. Wymaga poświęcenia i osobistej autarkii, na co człowiek przyzwyczajony do luksusów konsumpcjonizmu nie może sobie od tak pozwolić. My chcemy żeby tak było, ale nie poczynimy żadnych kroków, aby taki stan wcielić w życie. Los nie znajduje się zatem – tak jak w filmie — w naszych rękach, lecz w rękach „wielkiego brata”, który za nas zdecyduje, nas pokieruje i włoży nam do lodówki bukiet świeżych owoców. Jednakże gdzieś jakaś podświadomość (sumienie) zmusza nas do swoistej refleksji. Przecież nie mogę być taki jak inni, muszę się czymś wyróżniać, potrzebuję opium. I to opium funduje nam wszelki filmowy eskapizm, ucieczka do światów wyidealizowanych, gdzie najbardziej odrealnione sytuacje stanowią porządek dzienny. To dzięki takim zabiegom człowiek uspokaja swe wewnętrzne potworki i z uśmiechem na ustach wkracza w kolejny dzień szarych wyzwań. Eskapizm jest tym, czego człowiek potrzebuje, aby utwierdzić się w przekonaniu, że jest człowiekiem.

patti cakes 01

I w tym zjawisku nie ma bynajmniej niczego złego ani zdrożnego. Eskapizm odpowiada na (często) podświadome potrzeby odbiorcy, fundując mu wycieczkę po jego głęboko skrywanych marzeniach. Wszakże towarzyszy on kinematografii od samego zarania i stanowi jej integralny element. Już Polewacz polany braci Lumiere wykazywał takie ciągotki, które następnie rozwinęły i rozprzestrzeniły się po pierwszych ekranizacjach literatury, epoce gwiazd Hollywood, francuskim „kinie papy” i dziś w kinie blockbusterowym (z całym szacunkiem i sympatią, ale Baby Driver jest blockbusterem), a nawet artystycznym. Czego oczywiście przykładem jest Patti Cake$. I nie odbierajcie powyższego wywodu jako krytyki filmu Jaspera. Jest on bowiem właśnie tym, czego od niego oczekiwaliśmy – rozrywką niezobowiązującą nas do zmiany własnych zachowań, lecz tę stagnację pielęgnującą. Taki był jego cel. Ale równie dobrze możecie ocenić rzecz sami, albowiem film właśnie co zadebiutował na ekranach polskich kin. I z tego co wiem, jeszcze kilka miejsc na sali zostało…

Ilustracja wprowadzenia: kadr z filmu Patti Cake$

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Więcej informacji o

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?