Tegoroczne Star Wars Celebration znów nie zawiodło swych gwiezdnowojennych maniaków, dostarczając im równe 2 minuty niczym niezmąconej ekstazy w postaci pierwszego zwiastuna VIII epizodu Gwiezdnych Wojen. I z tej właśnie okazji postanowiliśmy urządzić małą burzę mózgów, dzięki której (mamy nadzieję) będziemy w stanie prowizorycznie oszacować zawartość najnowszego hitu Disneya – w końcu, w dzisiejszych czasach, zwiastun mówi wszystko o całej produkcji. Ale czy aby na pewno? Sprawdzamy!
Gwiazdy? Galaktyka? A nie, to kamienie. Początek trailera dość zgrabnie naigrywa się z percepcji widza, który oczekując klasycznego motywu gwiezdnowojennego intra zostaje zaskoczony niespodziewanym rozwojem danej sekwencji. U jej końca widzimy natomiast upadek nieludzko wycieńczonej Rey. Czym jest on spowodowany? Odpowiedź znajdziemy zapewne w grocie, majaczącej tuż za plecami bohaterki. Wiemy bowiem, że planeta, na której pozostawiliśmy Rey oraz Luke’a w finale Przebudzenia Mocy posiada niezwykłe powiązania z siłą sprawczą galaktyki, jaką jest oczywiście Moc. Co prawda nie znamy źródła takiego stanu rzeczy, lecz najbardziej prawdopodobne teorie zakładają obecność na tejże planecie pierwszej Świątyni Jedi. Wspomniana jaskinia służyć może zatem za stosowne wrota, które sforsowane mogą zostać jedynie przez jednostki odpowiednio do tego przygotowane. Rey, choć szczególnie wrażliwa na Moc, nie przeszła niezbędnego szkolenia, wobec czego poległa z kretesem. Nie zamierza jednak pogodzić się z porażką i natychmiast zabiera się za praktyczne ćwiczenia pod czujnym okiem mistrza Skywalkera. Słyszymy jego mentorskie porady, obserwujemy „sztuczki” Jedi w wykonaniu Rey (podnoszenie kamieni jako analogia do Imperium kontratakuje), a cały trening z pewnością zajął im dłuższą chwilę, albowiem z ekranu wręcz wylewa się morska woda, symbolizująca upływ czasu oraz (co również ma w tym przypadku niebagatelne znaczenie) oczyszczenie.
Niniejsza narracja utrzymuje sie przez kolejne sekundy, choć my zdążyliśmy już przywitać Generał Leię Organę wlepiającą swe ślepia w mapę galaktyczną oraz roztrzaskany (znów) hełm Kylo Rena. Sporo mówi to o kondycji psychicznej członków rodziny Solo po śmierci Hana – do tej pory twarda i nieustępliwa Leia popadła w melancholię, na co wskazuje jej całkowity brak reakcji na krzątaninę na pokładzie statku, a Ben nadal jest niestabilnym poligonem wewnętrznej walki sprzecznych uczuć oraz emocji. Następne ujęcia potwierdzają niejako założenia poprzedniego akapitu, wzbogacając je jednocześnie o dość intrygujący element. Czy symbol widniejący w sercu Drzewa Mocy nie odnosi się czasem do szarych Jedi? W momencie, w którym Rey dotyka niniejszego znaku wybrzmiewa słowo „równowaga”, czyli podstawowa myśl „szarego” credo. Jest to o tyle prawdopodobne rozwiązanie, iż rozczarowany nieudanym projektem wskrzeszenia Zakonu Luke, mógł zachęcić swoją padawankę do poszukiwania innej drogi do zapewnienia galaktyce harmonii.
I wtedy wchodzi przewodni motyw muzyczny sagi, a wraz z nim cała masa wieloznacznych ujęć. Pewne jest tutaj tylko to, że będzie rozwałka, będzie się działo, a Rebeliantom nawet za dnia łomot imperialnym świniom będzie się spuszczać chciało. Świadczą o tym nasłonecznione pejzaże planety (Crait) o dość suchym klimacie, na której Ruch Oporu zyska możliwość sprawdzenia swoich nowych modeli myśliwców w starciu z serią maszyn kroczących AT-AT (i znów Imperium kontratakuje się kłania). Widzimy również Finna, ucinającego sobie drzemkę w komorze leczniczej. Nie musimy jednak martwić się o jego zdrowie, gdyż fani już zdążyli przetłumaczyć newralgiczny napis wyświetlany przez interfejs tegoż zbiornika, który w języku polskim oznacza po prostu „stan stabilny”. Nie zabraknie także stricte kosmicznych bitew między Rebeliantami a Nowym Porządkiem, na dowód czego otrzymujemy pędzącego w stronę hangaru Poe Damerona, odświeżone fregaty typu Nebulon-B w pełnej krasie oraz Sokoła Millenium, który jak zwykle pojawi się we właściwym miejscu o właściwej porze.