Bridget Jones: Dlaczego wszyscy ją kochają?

Trylogia – jakże dumnie brzmi to słowo w odniesieniu do dokonań filmowych. Wszystko dzięki temu, iż jej współczesna definicja konstruowana jest wielkich oraz możnych świata kina. Ojciec chrzestny, Władca Pierścieni, Gwiezdne Wojny (w rozumieniu predisneyowskiej epoki), trylogia dolarowa Sergio Leone, batmanowa trylogia Christophera Nolana – te i wiele, wiele innych dzieł o charakterze trzyczęściowej mozaiki na stałe zmieniły podejście i ambicje twórców względem niniejszej koncepcji artystycznej. Opowieści, będące ich strukturalną podstawą, cechowały się odpowiednią koniunkturą, wysokim popytem oraz perspektywą rozwoju fabularnego, dzięki którym możliwe było skuteczne gospodarowanie afektem widza i nakłonienie inwestorów do wyłożenia stosownej sumy na sfinansowanie produkcji. Przyjmując zatem powyższe kryteria nie sposób odmówić „wielkości” również takim trylogiom jak … Bridget Jones! Trylogia Bridget Jones, to ci dopiero heca!

bridget jones diary edge of reason

Zobacz również: Renee Zellweger  – jak dobrze ją znasz? Infiltracja #57

Skierowana do damskiej części widowni seria (choć i dla Panów też się coś tutaj znajdzie – nie wstydźcie się, Panowie!) właśnie z racji dość ograniczonej grupy docelowej odpada w przedbiegach, jeśli chodzi o zasięg oddziaływania. Nie zmienia to faktu, że prócz singielek w przedziale wiekowym 35-50, cieszy się ona również oddanym gronem fanek znacznie wykraczającym poza wymienione ramy. Z autopsji jestem w stanie wydedukować, iż Dziennik Bridget Jones, Bridget Jones: W pogoni za rozumem oraz zeszłoroczna Bridget Jones 3 są w stanie trafić w gusta nawet mych rówieśniczek (22), co przy dość odległej dacie premiery pierwszej odsłony (2001 rok) oznacza nie mniej, nie więcej, że mamy do czynienia z dziełem ponadczasowym! Kończę jednak z sarkazmem, gdyż de facto jest to pewien fenomen, którego siły należy poszukiwać w przede wszystkim jednej przesłance – w realizmie i autentyczności przedstawionej sytuacji. Przeczesując kolejne fora poświęcone jakiemukolwiek filmowi z serii, szczególną uwagę zwracają właśnie komentarze opisujące jak to zachowanie Bridget rewelacyjnie oddaje czyjeś indywidualne doświadczenie. I mimo że mamy do czynienia z, bądź co bądź, komedią romantyczną, to nic lepiej nie utożsamia bohatera z widzem, jak świadomość posiadania wspólnej tożsamości. Poza tym powiedzmy sobie szczerze – kto z nas po ciężkim dniu w pracy/szkole/na studiach ma czasami już dość artystycznych wypocin i pragnie „wrzucić na ruszt” jakąś lżejszą komedyjkę? Każdy z nas prawdopodobnie doświadczył (a jeśli jeszcze nie, to nie martwcie się – i na Was przyjdzie pora) takiej sytuacji, a trylogia Bridget Jones jako panaceum na skołatane nerwy nadaje się idealnie! W dniu dzisiejszym do publicznej dystrybucji trafiło ponadto wydanie DVD trzeciej części serii, więc okazja do odnalezienia własnego odbicia w życiowych przygodach Bridget jest niepowtarzalna! Pakujcie się zatem w komunikację miejską i pędem do najbliższego sklepu, a aby podróż lekką wam była, przygotowaliśmy małą przypominajkę w postaci kilku powodów, dzięki którym świat tak bardzo pokochał filmową bohaterkę!

image2djf

Zobacz również: Recenzja filmu Dziennik Bridget Jones (2001)

Czy na widowni jest ktoś, kto nigdy nie miał obsesji na punkcie liczb oraz tabelek? I nie mówię tu o świrach z mat-fizu … Bridget Jones zasłynęła ze swoich ambitnych prób zwalczania nałogów oraz zbędnej materii tłuszczowej ludzkiego ciała za pomocą prowadzenia stosownego notatnika, lecz zawsze kończyły się one w ten sam sposób – zwiększeniem ilości pochłanianego tytoniu, alkoholu i wszelkiego rodzaju pokarmów (sery, tak, Bridget uwielbia sery). Klasyczne rozwiązanie … Ale przecież nie o takiej motywacji traktują poradniki pokroju Mężczyźni są z Marsa, kobiety są z Wenus czy Jak zdobyć faceta, którymi zaczytuje się bohaterka, nieprawdaż? Dodając do tego analogiczną rubrykę zawartą w Cosmopolitan otrzymujemy obraz wszechwiedzącej swatki, która sama do tej pory nie miała okazji wykorzystać zdobytej wiedzy w praktyce. Mało tego – wyznawana przez nią filozofia Zen uświadomiła jej, iż za kruchą sytuację finansową odpowiada złe umiejscowienie przedmiotów w mieszkaniu … A no właśnie, znacie to uczucie, gdy wiecznie brakuje wam pieniędzy, czyż nie? Nie inaczej jest z Bridget, a debetem na jej karcie kredytowym powinni zainteresować się przedstawiciele Księgi rekordów Guinnessa. Powiecie, że to wszystko wina ciapowatości, lecz może jest ona po prostu melancholijną romantyczką? Konia z rzędem temu, kto wskaże mi kobietę, która nie marzy o księciu z bajki! Wyidealizowana miłość, symbol seksu, bratnia dusza … Wiecie, te sprawy, o których Jane Austen pisała w XIX wieku… Mimo to bohaterka nie może narzekać na brak zainteresowania ze strony mężczyzn – niejedna kobieta oddałaby wiele za przeświadczenie, że to w jej sprawie „solówkę” urządzili sobie Colin Firth oraz Hugh Grant. Wina nie leży zatem w jej wyglądzie zewnętrznym, ani nawet wewnętrznym… Gdzie więc poszukiwać źródeł nieustających życiowych porażek Bridget? Cóż, jedna z teorii psychologii społecznej zakłada, iż nieodzownym i być może najważniejszym aspektem socjalizacji jednostki jest środowisko, w którym się wychowała i w którym funkcjonuje. A to w przypadku Pani Jones nazwałbym raczej „egzotycznym”. Oczywiście, jest ona kochana przez swoje towarzystwo, a lepszy jest dziwak z wielkim sercem niż pięciu macho z wielką łapą, lecz nie sądzę, aby dzięki niemu bohaterka nabierała stabilności emocjonalnej … i w ogóle stabilności. Seksistowski wujek, gej, feministka i uwikłana w toksyczny związek przyjaciółka – no sami powiedzcie, czy przy takich ludziach można żyć normalnie? Zdecydowanie nie, ale na pewno pozwalają oni bohaterce utrzymać dystans do siebie oraz umożliwiają wyostrzenie żartu. Do legend przeszły bridgetowe metafory, które znajdowały swe zastosowanie przy nie lada okazji. Jako miłośnik Wichrowych Wzgórz (tak, słyszałem, że to podobno mało „męska” lektura, ale cóż poradzę) nie omieszkam wspomnieć szczególnie jednego takiego porównania – po pierwszym spotkaniu z Markiem Darcym w swoim Pamiętniku, Bridget zamieściła taki oto wpis:

To śmieszne nazywać się Darcy (bohater Dumy i uprzedzenia – przyp. red.) i stać samotnie na przyjęciu z dumną i nieprzystępną miną. To tak, jakby nazywać się Heathcliff (bohater Wichrowych Wzgórz – przyp. red.) i spędzić cały wieczór w ogrodzie, krzycząc: „Cathy” i waląc głową w drzewo.

No po prostu ubaw po pachy.

320160916075430

Zobacz również: Bridget Jones 3 – zwariowana singielka powraca w nowym rozdziale swojego życia! Recenzja filmu!

Jak zatem widzicie, trudno nie sympatyzować z charakterem Bridget Jones. Każdy z nas zna (bądź sam jest odpowiednikiem) takiego neurotyka, którego nic tylko mocno przytulić i powiedzieć: „ale ty jesteś głu… kochany!”. Jej uniwersalność stanowi o jej wyjątkowości, nie pozbawiając bohaterki jednocześnie prozaicznego uroku. Mamy zatem nadzieję, że sceptycy zostali przekonani, a fani wprawieni w odpowiedni nastrój przed ponownym seansem! I jak? Macie już te płyty?

Ilustracja wprowadzenia: materiały prasowe

Redaktor

Najbardziej tajemniczy członek redakcji. Nikt nie wie, w jaki sposób dorwał status redaktora współprowadzącego dział publicystyki i prawej ręki rednacza. Ciągle poszukuje granic formy. Święta czwórca: Dziga Wiertow, Fritz Lang, Luis Bunuel i Stanley Kubrick.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?