Przed Wami osiemnasta już odsłona naszej autorskiej serii Pod Ostrzałem! Tym razem na tapet bierzemy film Assassin’s Creed, garściami czerpiący z serii gier firmy Ubisoft! Naszą recenzję przedpremierową znajdziecie, klikając TUTAJ. Tymczasem zapraszamy Was do zapoznania się z opiniami pozostałych członków redakcji Movies Room, którzy mieli już przyjemność (bądź nie) obejrzeć film Justina Kurzela. Nasze opinie i oceny uporządkowaliśmy w kolejności od najbardziej pozytywnych do mniej entuzjastycznych. W tekście mogą znaleźć się lekkie spoilery! Uwaga, zaczynamy!
Niech spoczywa w pokoju…
Bartosz Kęprowski – Redaktor prowadzący działu Z ostatniej chwili
Ocenia na: 65/100
O kinowym Assassin’s Creed napisano już bardzo wiele, przeważnie negatywnie, więc tym razem swoją ocenę ujmę w kilku zdaniach. Adaptacja kultowej serii gier komputerowych wcale nie jest taka zła, jak malują ją media oraz prasa. Mimo iż popełniono tutaj kilka rażących błędów – zbyt skomplikowany scenariusz przeładowany motywami psychologicznymi, filozoficznymi oraz religijnymi, jak również nie do końca przemyślany podział akcji pomiędzy współczesnością i przeszłością – to jedna z najlepszych dostępnych na rynku adaptacji, która bez problemu może stanowić pełnokrwisty obraz. W innych przypadkach produkcje oparte na grach stanowią jedynie dodatek niesprawdzający się w roli samodzielnego tworu. Justin Kurzel chciał miał po prostu zbyt wygórowane ambicje względem prostego obrazu. Gdyby bardziej skupił się na akcji i uprościł nieco fabułę, to otrzymalibyśmy przyjemne i widowiskowe kino rozrywkowe, na które chyba wszyscy liczyliśmy. Aktualnie mamy do czynienia z ciekawym, lecz niepotrzebnie zagmatwanym, a nawet bełkotliwym obrazem, będącym jednak światełkiem w tunelu dla przyszłych adaptacji gier komputerowych. Sympatycy serii nie powinni czuć się rozczarowani. Nie mają przecież powodu do wstydu.
Kamil Serafin – Dziennikarz
Ocenia na 55/100
Jestem zażenowany. Wstyd mi za to, jak Fox potraktowało ten film, jak potraktowało serię moich ukochanych gier. Pierwszoligowa obsada, świetny materiał źródłowy, doświadczony reżyser na stanowisku, znakomite zwiastuny (ta muzyka mi się podobała!), wysoki budżet… Trzeba mieć prawdziwy talent, żeby to zepsuć. Gdybym nie był maniakalnym fanem gier, nie zrozumiałbym większości z tego, co film próbuje nam wcisnąć w scenach rozgrywających się w teraźniejszości. Sekwencje z czasów hiszpańskiej inkwizycji to trwające zdecydowanie za krótko, najlepsze momenty całej historii, które mógłbym oglądać wiele razy. To jednak zaledwie kilkanaście minut, które powinno być kilkoma godzinami! A dialogi… trudno zdecydować, czy śmiać się z tego jak brzmią, czy wykonać głośny i bolesny facepalm. Scenariusz tak prosty, jednocześnie z ogromnym potencjałem na porządny film rozrywkowy, został przez producentów spuszczony do ścieku, razem ze wszystkimi marzeniami fanów, którzy wyczekiwali na ten film z niecierpliwością. Fox, zawiedliście mnie ostatni raz…
Tomasz Rewers – Redaktor naczelny
Ocenia na: 50/100
Assassin’s Creed to produkcja niemal idealna. Pod względem technicznym wiele scen uznać można za majstersztyk. Piękne zdjęcia z lotu ptaka wraz z wysoką temperaturą barw zbudowały niesamowity klimat. Dobre tempo akcji i podniosła muzyka wiernie oddały ducha najlepszych części gier z tej popularnej serii… I to byłoby na tyle jeśli chodzi o recenzje fragmentów filmu, których akcja rozgrywa się w przeszłości. Niestety pozostała część czasu ekranowego (ok 80%) to absolutna profanacja nawet najsłabszych tytułów z serii gier Assassin’s Creed. Dziurawy jak sito scenariusz, miałko zarysowane kreacje postaci, brak jakiejkolwiek logiki i wszędobylski patos, zmieniły projekt z potencjałem w jedną z najsłabszych ekranizacji gier ostatnich lat. Szkoda, że wątek Aguilara w rewelacyjnie przedstawionych czasach hiszpańskiej inkwizycji został potraktowany po macoszemu na rzecz pustej historii Cala Lyncha.
Bartosz Tomaszewski – Redaktor prowadzący działu Recenzje
Ocenia na: 45/100
Assassin’s Creed miał przełamać złą passę, jaka towarzyszy ekranizacjom gier wideo. Jak dotąd ze świecą szukać naprawdę porządnie zrealizowanej i jednocześnie dobrze ocenianej produkcji tego typu. Film Justina Kurzela to samograj, ale tylko na papierze. Mamy tu przecież jako podstawę serię gier firmy Ubisoft, które to mają na świecie rzeszę fanów. Mamy oscarową obsadę, na czele z Michaelem Fassbenderem, Marion Cotillard czy Jeremym Ironsem. Materiały promujące film oczywiście wyglądały szalenie widowiskowo, na czele z choreografiami walk, scenografią, czy strojami bohaterów, którzy w odpowiednich momentach mówią nawet po hiszpańsku. Wszystko to skłaniało mnie do myślenia, że w końcu dostanę porządny film na podstawie gry wideo. Twórcy jednak olali sprawę. To, co graczom sprawiało największą przyjemność, czyli przebywanie w animusie i utożsamianie się z bohaterem-asasynem oraz poznawanie jego historii, tutaj zepchnięte jest na boczny tor. W trakcie seansu aż ciężko się zdecydować, losy której postaci są nam bardziej obojętne – Calluma Lyncha czy jego avatara Aguilara. Twórcy nawet nie dają nam możliwości poznania głównego bohatera, jego przeszłości, czy zasad którymi się kieruje. Wiemy tylko, że jego przodkowie od lat należeli do zakonu Asasynów, a on sam w pewnym momencie swojego życia… dopuścił się morderstwa. Serio Ubisoft?! Mieliście czuwać nad scenariuszem, a zaserwowaliście ludziom syf gorszy, niż wszystkie bugi z gier razem wzięte. Jako fan serii Assassin’s Creed oczekiwałem czegoś innego. Przede wszystkim zupełnie innych proporcji – więcej akcji ukazujących Aguilara, mniej teraźniejszości, Calluma Lyncha i próbowania uratowania świata mocą Jabłka Edenu. Owszem, sekwencje rozgrywane w animusie (pomijając żałosne przebitki na to, co wyczynia Lynch uwieszony na jakimś wyciągniku) to najlepsze elementy filmu, jednak jest ich zdecydowanie zbyt mało, żebym mógł wyjść z seansu usatysfakcjonowany. Film nie jest też zbyt dobrze zagrany i na miejscu Fassbendera modliłbym się o to, żeby jak najmniej osób widziało jego popisy na ekranie. Assassin’s Creed nie jest filmem totalnie złym, bo widziałem gorsze ekranizacje gier, ale boli mnie to, że naprawdę miał zadatki być czymś znacznie, znacznie ambitniejszym i ciekawszym.
Szymon Góraj – Redaktor prowadzący działu Publicystyka
Ocenia na: 40/100
Idąc na seans, słyszałem już o bardzo negatywnych opiniach w związku z filmem Justina Kurzela. Miałem zatem wystarczająco zdystansowane spojrzenie, by nie rozpaczać przesadnie nad straszliwą cienizną, jaką obejrzałem (choć fakt, i tak spodziewałem się czegoś lepszego). I nie będę oryginalny – to, co było najlepsze, to akcje Aguilara w średniowieczu. Szkoda, że stanowiło to może ¼ 1 całego filmu (choć zwiastuny sugerowały, rzecz jasna, co innego). Poza samym faktem, że to zupełnie niezrozumiały zabieg z punktu widzenia materiału bazowego – przecież sceny “współczesne” to zaledwie przerywnik w grach! – kompletnie spartolono widowisko na poziomie scenariuszowym. I mógłbym teraz wymieniać kolejne idiotyzmy, jednak zamiast tego, po prostu wskażę na podstawowe źródło problemu. Assassin’s Creed na dobrą sprawę nie ma scenariusza, poza kilkoma standardowymi hollywoodzkimi kliszami, które są tylko po to, by film nie rozjechał się zupełnie w szwach i miał jako takie fundamenty. To skandaliczne wręcz, że nawet główni bohaterowie nie mają żadnego backstory (a nie, przepraszam, Callum Lynch trafił przed pobytem u templariuszy do więzienia o zaostrzonym rygorze, bo… zabił alfonsa). A jako że u Kurzela ciężko z ogarnianiem logiki w postępowaniu poszczególnych postaci, w ich działaniu zazwyczaj bardzo ciężko dostrzec jest jakiekolwiek sensowne motywacje. Prota – i antagoniści działają na zasadzie “bo tak”, niczym nie różniąc się od kręcących się anonimowych kolegów na planie. Coś tam próbują grać Fassbender z Ironsem, ale przecież nie wyciągną zbyt wiele z zupełnie pustych postaci – tak samo jak wyjątkowo mdła Cotillard. Jestem niestety prawie pewien, że gdyby nie moja nostalgia w stosunku do pierwszych dwóch gier assassyńskiej sagi, ocenę wystawiłbym jeszcze niższą.
Krzysztof Warzała – Dziennikarz
Ocenia na: 38/100
Ale ścierwo. Zero historii w przeszłości, nuda w teraźniejszości i na finał przypada absolutne apogeum bezsensu. Nawet Fassbender pyta – co tu się kurka wodna dzieje? Patałach za kamerą i leń na scenariuszu, oto przepis na katastrofę. Za fajni byli, żeby pykać w gierki, to niech teraz zbierają baty. Chcę sequela z Megan Fox jako seksowną asasynką i Snyderem na stołku reżyserskim.
Dominik Dudek – Redaktor
Ocenia na 35/100
Nie wiem, czy jest sens się dalej rozwodzić nad wadami tego badziewia, skoro wszystko zostało już wspomniane przez panów wyżej. Serię naprawdę uwielbiam, ale jej ekranizacji po prostu nie mogę przełknąć. Te 108 minut było dla mnie zupełnie obojętne. Jutro już pewnie nie będe pamiętał, co ten Kurzel zrobił. Potencjał był całkiem spory, zwłaszcza, że, jakkolwiek kolejna odsłona gier by nie była zła, i tak pokaźne grono fanów w nią zagra. Widać, że pomysł też jakiś tam był, ale twórcy ostatecznie nie wiedzieli, w którą stronę powinni pójść i poje…. dnały im się proporcje. Ja rozumiem, iż ciężko jest przedstawić te growe zawiłości w tak krótkim czasie, ale najrozsądniej byłoby chyba porzucić w pierwszej części filmu wątek Abstergo (bez niego gry również by sobie radziły) na rzecz historii Aguilara. Ewentualnie teraźniejszość mogłaby posłużyć za cliffhanger? Filmowego Assassin’s Creed niewątpliwie ciężko uznać za dzieło udane i jedyne co mogę mu w tej chwili powiedzieć to requiescat in pace…
Podsumowując! Średnia ocen naszej redakcji to 47/100! Assassin’s Creed miał przełamać złą passę ekranizacji gier wideo. Jak się okazuje, wpasował się idealnie w szereg filmów, o których gracze raczej woleliby zapomnieć… A czy Wy już oglądaliście film Assassin’s Creed? Jeśli tak, to jak Wam się podobał? Jaką byście mu wystawili ocenę?