Za kulisami Disneya. Książka „Przejażdżka życia” Roberta Igera już w przedsprzedaży w SQN!

Zarządza The Walt Disney Company od 2005 roku. W tym czasie firma przejęła takie marki jak Marvel, Lucasfilm, Pixar czy 21st Century Fox i pięciokrotnie zwiększyła swoją wartość. Jak dokonał tego Robert Iger? Jak zarządza zespołem 200 tysięcy pracowników? O tym dyrektor giganta rozrywki opowiada w książce „Przejażdżka życia. Czego nauczyłem się jako CEO The Walt Disney Company”.

Wejdź na www.idz.do/moviesroom-netflix i dowiedz się więcej:

– przeczytaj darmowy fragment książki o negocjacjach z Marvelem i przyjaźni ze Steve’em Jobsem;

– zobacz, czego dowiesz się z lektury;

– zamów książki w przedsprzedaży z ebookiem gratis!

Fragment książki:

Tuż przed światową premierą Kathy pokazała Przebudzenie Mocy George’owi, który nawet nie próbował ukryć rozczarowania. „To nic nowego”, powiedział. Kręcąc oryginalną trylogię, chciał w każdym filmie pokazywać nowe światy, nowe historie, nowe postacie i nowe zdobycze techniki. A tutaj, jak się wyraził, „brakowało wizualnego i technicznego skoku naprzód”. Nie mylił się, ale też nie brał pod uwagę presji, jaka towarzyszyła nam z powodu konieczności dostarczenia fanom dzieła, które byłoby niczym innym jak esencjonalnymi Gwiezdnymi wojnami. Umyślnie skonstruowaliśmy świat wyglądem i atmosferą nawiązujący do wcześniejszych części serii, nie chcąc odchodzić zbyt daleko od tego, co ludzie lubią i czego się spodziewają. Czyli George krytykował nas za to, co od początku chcieliśmy osiągnąć. Patrząc z perspektywy tych paru lat i kilku kolejnych naszych produkcji z uniwersum Gwiezdnych wojen, uważam, że J.J. osiągnął coś prawie niemożliwego, zbudował idealny pomost pomiędzy tym, co było, a tym, co dopiero miało nadejść.

Poza ostrą reakcją George’a mieliśmy również do czynienia z licznymi spekulacjami prasy i zagorzałych fanów na temat tego, że planujemy poddać Gwiezdne wojny istnej „disneizacji”. Dlatego tak jak w przypadku Marvela podjąłem decyzję o nieumieszczaniu Disneya w napisach i kampaniach marketingowych, nie zarządziłem też zmiany logo Gwiezdnych wojen. „Disney Pixar” brzmiało rozsądnie z perspektywy brandingu, ale miłośnicy Lucasa musieli być pewni, że i my jesteśmy przede wszystkim fanami, podchodzącymi z szacunkiem do twórcy sagi i chcącymi ją rozwinąć, a nie uzurpować sobie do niej prawo. Pomyślałem również, że pomimo niezadowolenia George’a jego obecność na premierze Przebudzenia Mocy jest niezwykle istotna. Początkowo nam odmówił, lecz Kathy, z pomocą Mellody Hobson, obecnej żony George’a, przekonała go, że jednak powinien przyjąć nasze zaproszenie. Pośród paru ostatnich rzeczy, jakie wynegocjowaliśmy przed domknięciem umowy, znalazła się również klauzula, na mocy której George nie mógł publicznie krytykować żadnych wyprodukowanych przez nas Gwiezdnych wojen. Kiedy mu o tym napomknąłem, powiedział: „Będę dużym akcjonariuszem The Walt Disney Company, czemu miałbym krytykować cokolwiek, co robisz? Musisz mi zaufać”. Uwierzyłem mu wtedy na słowo.

Pytanie brzmiało, jak podejdziemy do tej premiery. Chciałem, aby świat miał świadomość, że to film J.J. i Kathy i nasze pierwsze Gwiezdne wojny. Była to zdecydowanie największa produkcja wypuszczona przez nas, odkąd objąłem stołek dyrektora zarządzającego. Premiera – z ogromną pompą – odbyła się w Dolby Theatre, gdzie organizowano co roku oscarowe gale. Wyszedłem na scenę jako pierwszy i zanim zawołałem J.J. i Kathy, powiedziałem: „Zebraliśmy się tu z powodu jednej osoby, która stworzyła największą mitologię naszego czasu i powierzyła ją The Walt Disney Company”. George, który zajął już swoje miejsce, otrzymał od publiczności długi i entuzjastyczny aplauz. Siedząca za nim Willow zrobiła mu cudowne zdjęcie – był otoczony tysiącami ludzi, którzy oklaskiwali go na stojąco. Lubię na nie patrzeć. George był wtedy szczęśliwy i wdzięczny za tę spontaniczną falę uwielbienia i podziwu.

Film po premierze pobił parę rekordów box office’u i wszyscy odetchnęliśmy z ulgą. Nasze pierwsze Gwiezdne wojny mieliśmy za sobą i zagorzali fani wydawali się zadowoleni. Ale niedługo później ukazał się wywiad z George’em, który parę tygodni wcześniej przeprowadził Charlie Rose. George mówił o swojej frustracji wynikającej ze zignorowania przez nas jego wskazówek. Powiedział też, że sprzedaż firmy Disneyowi to jak oddanie dzieci „białym handlarzom niewolnikami”. Wyraził się niefortunnie i osobliwie na temat sprzedaży czegoś, co uważał za swoje dziecko, ale uznałem, że będę milczał i powstrzymam się od komentarza. Nie mogłem bowiem nic ugrać na rozpoczęciu publicznej debaty albo okopaniu się na pozycjach obronnych. Mellody wysłała mi później mail z przeprosinami, tłumacząc, że to dla George’a niełatwe doświadczenie. Potem zadzwonił do mnie on sam. „Przegiąłem – zaczął. – Nie powinienem był tak tego ująć. Chciałem wyjaśnić, jakie to dla mnie trudne, i wymsknęło mi się”. Odparłem, że rozumiem. Cztery i pół roku wcześniej jadłem z George’em śniadanie i już wtedy próbowałem mu przekazać, że wiem, jak to przeżywa, ale kiedy będzie już gotowy podjąć decyzję, to może mi zaufać. Wszystkie te negocjacje – dotyczące pieniędzy, a potem kwestii zaangażowania George’a w Gwiezdne wojny – były w gruncie rzeczy balansowaniem pomiędzy żywionym przeze mnie do niego szacunkiem (miałem bowiem świadomość tego, jak osobiście to potraktuje) a odpowiedzialnością za firmę. Potrafiłem z nim współodczuwać, ale nie mogłem mu dać tego, czego chciał. Na każdym kroku nieodzowne było dla mnie jasne określenie mojej pozycji, lecz nie bez poszanowania tego, jak bardzo emocjonalny był to dla niego proces.

O książce:

Kiedy w 2005 roku został dyrektorem zarządzającym The Walt Disney Company, firma przeżywała trudny okres. Rywalizacja była zacięta bardziej niż kiedykolwiek wcześniej, a technika jeszcze nigdy nie rozwijała się tak szybko. Wystarczyło jednak, że postawił na trzy filary: jakość, pogodzenie się z nowinkami technicznymi oraz umocnienie pozycji firmy na rynkach międzynarodowych, a po 14 latach zrobił z Disneya największy i najbardziej szanowany koncern medialny na świecie.

To właśnie Robert Iger doprowadził do tego, że dziś Disney może pochwalić się obecnością w swoich szeregach Pixara, Marvela, Lucasfilmu i 21st Century Fox. Wartość firmy pod jego przywództwem wzrosła niemal pięciokrotnie, a on sam został uznany za jednego z najbardziej innowacyjnych i skutecznych dyrektorów naszych czasów. W tej książce Iger dzieli się lekcjami, które odebrał podczas kierowania Disneyem i zarządzania grupą 200 tysięcy pracowników, a także opowiada o niezbędnych cechach dobrego przywódcy: optymizmie, odwadze, stanowczości i bezstronności.

Przejażdżka życia to jednak nie tylko biznesowy poradnik, ale także pełna anegdot biograficzna opowieść człowieka, który zaczynał na samym dole hierarchii w ABC. Nigdy jednak nie zapomniał, że życzliwość, szacunek i przyzwoitość są ważniejsze od pieniędzy. I to niezależnie od tego, czy chodzi o głęboką przyjaźń ze Steve’em Jobsem w ostatnich latach jego życia, czy nieprzemijającą miłość do mitologii Gwiezdnych wojen.

Redaktor

Z wykształcenia polonista i kulturoznawca. Stworzyły go filmy, może go też zabiją.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?