Netflix. To się nigdy nie uda – recenzja książki o początkach Netfliksa

To bardzo ciekawy spostrzeżenie i czynnik decydujący o sukcesie ludzi, którym udało się w innowacyjnych biznesach związanych z rozrywką – o dziwo to zwykle nie są nałogowi „pochłaniacze” kultury czy popkultury, ale ludzie, którzy po prostu chcą założyć biznes. Czytając książkę Marca Randolpha, jednego z ojców platformy Netflix, powoli wyłania się obraz człowieka, którego kino lub filmy nieszczególnie interesowały. Chodziło o coś więcej – innowacyjność, która przegoni każdego, kto próbował swoich sił w podobnych biznesach.

Zaczęło się od internetowej wypożyczalni filmów DVD, która wydawała się jedynie aktualizacją istniejącego pomysłu. Netflix jednak postanowił brnąć dalej – skoro fizyczny nośnik miał szansę przejść w przyszłości do lamusa, może czas przekroczyć barierę „fizyczne” i „cyfrowe”? Stopniowo, dzięki relacji Randolpha, obserwujemy karkołomny pomysł dostarczania klientom filmów DVD do domu, który zmienia się w coś zupełnie nowego. Zwykła, rzemieślnicza robota, szukania dojść do klienta, próby zwiększenia efektywności, czasami spektakularnie nieudane… W tej warstwie książka Netflix. To się nigdy nie uda zaczyna się wyróżniać na tle materiałów, które mogłyby z łatwością wpaść na prześmiewczą półkę, wypełnioną uśmiechniętymi twarzami tak zwanych „ludzi sukcesu”. Randolph nie sili na bon moty, nie serwuje mądrości życiowych, które kusiłyby miłośników self-improvementu, aby je sobie wytatuowali na ciele. Nic z tych rzeczy – książkę czyta się jako relację z tworzenia biznesu od podstaw, w którym autor wcale nie stara się umniejszyć roli takich czynników jak odpowiednia chwila historyczna, a także… przypadki. Nie uświadczymy pompatycznej narracji, która mogłaby zostać okraszona na YouTube kawałkami muzycznymi z serii Rocky.

Co mamy w zamian? Tylko i aż człowieka, budowanie odpowiedniego zespołu, spotkania z inwestorami, wypatrywanie wahań słupków giełdowych, znój zmagania się z własnym biznesem, a także odbębnianie kolejnych, niezbędnych etapów tworzenia struktury biznesu. Dla wszystkich tych, którzy w analogiczny sposób powinni podchodzić do realizacji swoich pomysłów, jest to odświeżająca i nieinwazyjna książka.

Ta prozaiczna, ale bardzo rzetelna opowieść o spełnianiu swoich marzeń powinna znaleźć się na półce obok biografii takich osób jak Bill Gates czy Steve Jobs, ale nie jako kontynuacja, ale dopełnienie, swoisty suplement. Bo gdzieś między iskrzeniem pomysłów prawdziwych rewolucjonistów technologicznych, cierpliwie czekają takie osoby jak Randolph – chcące wstrzelić się w potrzebę rynkową, zanim zrobi to ktoś inny. Jak dowodzą ostatnie wydarzenia światowe – to był strzał w dziesiątkę pod względem rynkowych zapotrzebowań, a świat bez Netfliksa, przynajmniej w sferze rozrywki i zabijania wolnego czasu, mógłby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby nie zuchwałość kilku osób, które po prostu chciały wypożyczać filmy DVD, a potem je odrzucić jako anachroniczny pomysł.

 

 

Redaktor

Z wykształcenia polonista i kulturoznawca. Stworzyły go filmy, może go też zabiją.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?