Po roku oczekiwania Outlander powrócił z drugim sezonem. Serial nominowany do Złotych Globów, który szturmem zdobył fanów na całym świecie w pierwszym odcinku, rozpoczyna podbój Francji i zdradza kilka szczegółów fabularnych nadchodzących epizodów.
Większość z nas zapewne spodziewała się, że rozpoczniemy tam, gdzie zakończyliśmy pierwszy sezon. Nic bardziej mylnego. Już w pierwszej scenie twórcy zdradzili, że Claire (Caitriona Balfe) na powrót znajdzie się w XX wieku. Główna bohaterka wróci do męża po dwóch latach nieobecności, do roku 1948. Wydarzenie to jest zaskoczeniem dla wszystkich, głównie dla niej. Claire ma trudności z zaadaptowaniem się do nowej rzeczywistości, przeszkadza jej radio i hałas na ulicy, a przede wszystkim brak Jamiego (Sam Heughan). Z kolei Frank (Tobias Menzies) wykazuje się ogromnym współczuciem i zrozumieniem. W dalszej części odcinka przenosimy się już do przeszłości. Państwo Fraser docierają do Francji, a tam postanawiają zinfiltrować Jakobinów i zmienić wynik walk o Szkocję.
Zobacz również: „American Gods” – nowe twarze w obsadzie
Mimo, że spodziewałam się innego pierwszego odcinka, ten mnie nie zawiódł. W końcu dowiedzieliśmy się, jak ze zniknięciem Claire poradził sobie Frank, jak się czuł i jak próbował sobie wytłumaczyć odejście żony. Z drugiej strony, nasza bohaterka bardzo rozpacza po stracie Jamiego. Odnosi się wrażenie, że szybciej odnalazła się w XVIII wieku niż teraz. Wytłumaczeniem mogą być silniejsze uczucia w stosunku do Szkota i to, że nosi jego dziecko. Tobias Manzies błyszczy w tym odcinku. W ubiegłym sezonie wszyscy poznali go za sprawą okrutnego Black Jacka, kapitana brytyjskiej armii. Teraz jest kochającym i wyrozumiałym mężem, który pomimo momentów zwątpienia trwa przy żonie. Caitriona Balfe i Sam Heughan prezentują równy poziom. Jamie nadal zmaga się z konsekwencjami wydarzeń z końcówki pierwszego sezonu. Wydaje się, że Fraserowie rozumieją się bez słów, są zdeterminowani i powoli będą dążyć do wyznaczonego celu.
Zobacz również: Recenzja – Black Sails / Piraci sezon 3.
W pierwszym odcinku nie zaznaliśmy jeszcze wielkiej wytworności Francji, którą zapowiadali twórcy i aktorzy. Pierwsza część odcinka to w dalszym ciągu chłodne i ponure krajobrazy Szkocji, a druga to francuski port, który nie charakteryzuje się niczym szczególnym. Na potrzeby drugiego sezonu zmieniono również czołówkę. Pojawiają się w niej obrazy francuskich dostojników, a część tytułowej piosenki przetłumaczono na tenże język.
Premierowy odcinek drugiego sezonu jest spokojny. Nie oferuje wielkich zwrotów akcji, brutalnych scen czy intensywnych seksualnych doznań. Mimo to jest dobrze napisany i utrzymuje wysoki poziom narzucony w poprzednim sezonie. Czego zatem można się spodziewać po kolejnym? Prawdopodobnie, tak jak i ten epizod, będzie spokojniejszy pod względem fizyczności. Skupi się bardziej na manipulacjach, na różnicach pomiędzy wyrafinowaną i kolorową Francją a błotnistą i deszczową Szkocją. Jamie i Claire nadal będą zmagać się z traumą mężczyzny, którą spowodował Black Jack. Już z zapowiedzi wiemy, że kolory serialu staną się znacznie bardziej wyraziste i zrobi się zdecydowanie bardziej modnie.
Te wszystkie zmiany nie muszą jednak świadczyć, że Outlander całkowicie zmienił podejście i stał się serialem powierzchownym. Już w pierwszym odcinku scenarzyści prezentują psychologiczne podejście wobec Claire i Franka. Kobieta pozostaje tak samo silna i zdecydowana, pomimo że echa przeszłości nadal z nią pozostają. Serial dba o wszystkie szczegóły, jest fantastycznie zrealizowany i znakomicie się go ogląda – głównie za sprawą dobrze napisanego scenariusza. Po raz kolejny Outlander stawia bardzo dobre fundamenty pod dalszą część sezonu, który zapowiada się jeszcze lepiej niż poprzedni.
plakat i zdjęcia: materiały prasowe