Większość celebrytów nie zalicza się do zwolenników obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych. Komediowy Saturday Night Live popadło w absolutną monotonię, skupiając większość swoich skeczów na krytyce Donalda Trumpa i jego najbliższych. Ostatnio nawet Scarlett Johansson wzięła udział w tym przedstawieniu. Hollywoodzcy aktorzy ze swoich „szklanych domów” zarzucają wiele nowemu przywódcy USA, aczkolwiek najdalej posunął się chyba Finn Jones. Aktor znany z głównej roli w komiksowym serialu Netflixa pt. Iron Fist przyczyn artystycznej porażki swojej najnowszej produkcji nie szuka w niej samej, lecz postanawia zrzucić winę na otaczający go świat. Oto co powiedział w jednym z wywiadów.
Świat się sporo zmienił od czasu, gdy kręciliśmy serial. Gram białego amerykańskiego miliardera, podczas gdy archetyp białego amerykańskiego miliardera jest wrogiem publicznym numer jeden, szczególnie w USA. Nagrywaliśmy na długo przed wyborem Trumpa, stąd bardzo interesujące jest patrzeć, jak perspektywa Trumpa u władzy utrudnia optować za kimś z białego, uprzywilejowanego środowiska, skoro te cechy kojarzą się z wrogiem publicznym numer jeden.
Dalej oczywiście aktor też buntowniczo dodał, że nie interesują go recenzje krytyków, tylko opinie fanów, o czym pisaliśmy już wczoraj w tym miejscu. Idąc jednak jego tokiem myślenia, nie ma więc szans, żeby w najbliższych latach powstał film o Batmanie, który przypadnie ludziom do gustu. Podobnie kiepski los spotkałby też Iron Mana, aczkolwiek ten został już podmieniony z białego miliardera na biedną, czarnoskórą dziewczynę. Czyżby obecny czas w popkulturze nie sprzyjał rasie kaukaskiej?
Zobacz również: recenzja pierwszej połowy netflixowego serialu Iron Fist
źródło: comicbook.com / ilustracja wprowadzenia: Marvel