Tym razem Katie będzie miała do czynienia ze śledztwem, które może skompromitować całą Gardę. Ofiarami brutalnych morderstw stają się bowiem oficerowie, którzy zgłosili swoim przełożonym nieprawidłowości w różnych dziedzinach – od korupcji, przez rasistowskie traktowanie. Kapusiom ktoś odcina głowy i wtyka w ich miejsce tradycyjne irlandzkie flety, które pogwizdują na wietrze. Jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało, w gruncie rzeczy to całkiem przewrotny motyw językowy – sygnaliści to bowiem w języku angielskim „whistleblowers”, czyli dosłownie tłumacząc „dmuchający w gwizdek”. A to jeszcze nie koniec, bo drugie ze śledztw – związane z transportami narkotyków – wydaje się być jakoś połączone z pierwszym.
Skoro już jesteśmy przy odcinaniu głów, Świst umarłych to wciąż brutalny kryminał. Okładkowy blurb z Amazonu mówi wprawdzie o bardzo wysokim poziomie przemocy, ale nie do końca się z tym zgodzę. Mastertona znamy już z o wiele bardziej krwawych powieści i chociaż w nowej odsłonie przygód Katie spadają głowy i w ruch nieraz idzie piła mechaniczna, to odnoszę wrażenie że autor nie bawi się przemocą w stylu torture porn. Pokazuje tylko tyle, ile trzeba. Nie jest oszczędny w opisach przemocy, ale też nie popada w groteskową przesadę. Autor zaskakuje również w kwestii seksu. Tym razem jednak opisy są mało przyjemne w odbiorze, sami zobaczycie dlaczego. Jest to jednak ciekawa nowość.
Fabuła Świstu umarłych jest jak zwykle prowadzona umiejętnie, a fantastyczny warsztat doświadczonego pisarza uprzyjemnia lekturę na każdym kroku. Tradycyjnie już jednak śledztwa nie są w powieści najbardziej atrakcyjne – swoje asy w rękawie Masterton zostawił jak zwykle na życie osobiste głównej bohaterki, a w tym jak zwykle dzieje się bardzo dużo. Podobnie jak w poprzednich odsłonach, Katie rzadko miewa chwile radości, o wiele częściej przeżywa gorzkie, smutne momenty, co z kolei odbija się na jej pracy. W związku z czym nadkomisarz Maguire nie zawsze postępuje logicznie, ale zawsze idzie za głosem serca.
Jeśli miałbym książce coś zarzucić, to byłoby to pewnie nieco zbyt przewidywalne zakończenie – zarówno wątek kryminalny, jak i osobisty zmierzały do finału, który można było przewidzieć już w połowie książki. Jednak seria o Katie Maguire zawsze tak wyglądała – nie znaczy to, że Graham nie potrafi pisać thrillerów, tylko że rozkłada akcenty inaczej niż większość autor kryminałów, stawiając w świetle reflektorów świetną bohaterkę, która na swoich barkach wydaje się dźwigać ciężar całego świata. Jak widać taka taktyka się sprawdza, bo cykl powieści cieszy się niesłabnącą popularnością i ciągle powstają kolejne tomy.
Świst umarłych jest też kolejnym dowodem na spójność przedstawionego w powieści świata. W recenzji poprzedniej części zatytułowanej Tańczące martwe dziewczynki pisałem już, że szkoda byłoby rozpocząć przygodę z Katie Maguire od późniejszych tomów. Po lekturze najnowsze części zdania nie zmieniam, szczególnie że nie tylko powracające postacie, ale i wątki z poprzednich tomów stają się bardzo ważne dla aktualnych wydarzeń. Innymi słowy, jeśli nie znacie poprzednich perypetii głównej bohaterki, nie wszystkie wątki wydadzą się wam spójne czy interesujące, a byłoby szkoda. To właśnie elementy fabuły ciągnące się z tomu na tom są tutaj najlepszym smaczkiem.
Świst umarłych spodoba się wam tak, jak poprzednie powieści – to wciąż ten sam Graham Masterton i to wciąż ta sama Katie Maguire, chociaż po przejściach i nie zawsze podejmująca właściwe decyzje. Jeśli nie przeszkadza wam brak wielkiego suspensu, z pewnością docenicie znakomitą kreację postaci, dobrze brzmiące dialogi i dość duży ładunek emocjonalny. Jedna rzecz jest dla mnie natomiast niezrozumiała – jakim cudem producenci z Netfliksa czy HBO nie odezwali się jeszcze do Mastertona z propozycją przerobienia cyklu na mroczny crime drama? Byłby z tego wspaniały serial, a scenariusz jest w zasięgu ręki.
Autor: Graham Masterton
Tytuł: Świst umarłych
Wydawca: Albatros 2020
Tłumaczenie: Anna Esden-Tempska
Stron : 448
Ocena: 80/100