Wielki Grafoman nie boi się żadnego gatunku literackiego. W pierwszym skojarzeniu jednak nie wymieniłbym go, wyliczając pisarzy powieści postapokaliptycznej. I byłby to błąd, bo w tytułowym opowiadaniu pokazuje on wyraźnie, że jego wizja świata po upadku ma spory potencjał na większą opowieść. Podobnie jak w utrzymanej w tej samej stylistyce Operacji Dzień Wskrzeszenia i tu zauważyć można chłodną logikę autora. Pilipiuk nie idzie w mutantów, radiacje i stalkerów. Opiera świat na bardziej przyziemnych strukturach, choć pozwala sobie na monarchistyczne pomysły.
Autor ma dwóch stale powracających bohaterów. W zbiorze Przyjaciel człowieka znacznie więcej miejsca niż Robert Storm dostaje doktor Skórzewski. Postać ta jest zdecydowanie bardziej przeze mnie lubiana, choć może to kwestia epoki, w której przyszło jej żyć. Przełom XIX i XX wieku ma w sobie więcej tajemniczości, niż szarawo ponura teraźniejszość. Lekarz pojawia się tu dwukrotnie. W otwierającym tom opowiadaniu Duchy Poveglli przenosimy się do jednej z najpiękniejszych aglomeracji świata, czyli Wenecji. Tam Skórzewski spotyka się z dość śmiałym psychiatrą, który zapewne znalazłby wspólny język z siostrą Ratchet z pamiętnego Lotu nad kukułczym gniazdem. Głównym bohaterem nie jest tu tylko sam protagonista, gdyż dzieli on czas kartkowy z niejakim Antonio, młodzieńcem o polskich korzeniach, posiadającym szczególny dar pozwalający zajrzeć w przeszłość i chociażby dlatego chciałbym zobaczyć go znów.
Pisarz przyzwyczaił czytelnika, iż przygody Skórzewskiego nie zawsze są chronologiczne. My, bohaterowie dzieje się jednak cztery lata po Duchach Poveglli, w samym środku II Wojny Światowej. Medyk, ze swoją waleczną naturą, szybko naraża się okupantowi i trafia na Pawiak. Stamtąd ratuje go jego doświadczenie medyczne, nawiązujące wprost do debiutanckiego dla niego opowiadania 2586 kroków. Wierni fani będą wiedzieć, o co chodzi, gdy wspomnę, że chodzi o pewną tajemniczą chorobę, która teraz ma być kolejną cudowną bronią III Rzeszy. Pod koniec książki przedstawione są portrety Storma i Skórzewskiego. Ten drugi do złudzenia przypomina sir Christophera Lee. Wierzcie mi – nie bez powodu.
Robert Storm to postać pełna sprzeczności. Taka, z którą łatwo się utożsamić, by po chwili zirytować się, co też on wyczynia. Jest absolutnym dziwakiem, osobnikiem ciężkim w obyciu, a jednocześnie fascynuje niczym kuriozum i sprawia, że chce się czytać opowiadania z jego udziałem. Tym razem Wielki Grafoman przenosi nas na greckie wyspy, gdzie zdaje się ożywać pewna minojska legenda. O ile życie wyżej wspomnianego lekarza to scenariusz godny Allana Quatermaina, tak losy Storma mogłyby ulec pewnej poprawie. Zwłaszcza, że to materiał na cichego herosa. Inne możliwości nie jest może kamieniem milowym w jego życiorysie, ale trzyma średniej średnią wszystkich historii ze Stormem.
Czytałem wszystkie zbiory opowiadań Andrzeja Pilipiuka i nie przypominam sobie, bym pomstował choćby nad jedną jedyną historią. Przy całym nawale pisarzyków i pisareczek wydaje się on stanowczo niedoceniony. Może ze względu na kojarzenie go przez większość z fantastyką? A może to ta dość szczególna, sentymentalna dawka konserwatyzmu, jaką raczy nas silnie w niemal każdym opowiadaniu, która nie w smak jest pędzącemu i wiecznie nienażartemu światu? Przyjaciel człowieka to kolejna antologia, która swoimi zwięzłymi formami bije na głowę rozdmuchane powieści. Stężenie treści w treści jest tu tak wysokie, iż sam Jakub Wędrowycz marzyłby o spreparowaniu równie nasyconego eliksiru alkoholowego.
Książkę do recenzji dostarczyła księgarnia internetowa Inverso.pl.
Autor: Andrzej Pilipiuk
Wydawca: Fabryka Słów 2020
Stron : 400
Ocena: 85/100