Siri Pettersen – Zgnilizna – recenzja

Po bardzo dobrze przyjętym Dziecku Odyna, przyszedł czas na wydanie w naszym kraju kolejnej części trylogii Kruczych pierścieni. Trzeba przyznać, że tak solidny debiut Siri Pettersen zaostrzył apetyt na Zgniliznę, co z pewnością przyczyniło się do jak najszybszego przetłumaczenia książki i zaprezentowania jej polskim czytelnikom. 

Zgnilizna bezpośrednio kontynuuje wątki z zakończenia Dziecka Odyna. Hirka przenosi się do świata ludzi, chcąc ocalić tych, których kocha. Zagubiona, mając jedynie swego kruka jako towarzysza, snuje się po nieznanym miejscu, nieświadoma tego, w jakim niebezpieczeństwie się znajduje. W tym samym czasie Rime, już jako Powiernik Kruka, usiłuje dojść ze sobą do ładu po ostatnich wydarzeniach oraz zadecydować o przyszłości swojej oraz ludu, który prowadzi.

Od samego początku lektury możemy być pewni, że jakiekolwiek zarzuty wysunęlibyśmy przeciwko dziełku Pettersen, z pewnością nie będzie to jechanie na pomysłach z pierwszej części. Sam prolog – scena pościgu z muzyką Nine Inch Nails w tle – nas w tym skutecznie utwierdza. Co więcej, kraina Ym, w której rozgrywała się akcja Dziecka Odyna, zostaje zepchnięta na pobocze fabuły, pełniąc rolę niemalże samych przerywników pomiędzy właściwą intrygą. Przez w zasadzie całą pierwszą część książki nie tylko to nie przeszkadza, ale stanowi dość istotną zaletę. Bez wątpienia mamy tu do czynienia ze zwiększeniem dynamiki historii. Dziecko Odyna narrację miało raczej leniwą, i choć wtedy zdało to egzamin, zapewne tutaj mogłoby to już znużyć – zwłaszcza, że tempo finału było już znacznie szybsze, ponowne zwolnienie nie miałoby zatem większego sensu. Akcja jest wartka i powinna wciągnąć bez reszty większą część fanów poprzedniego tomu. Niestety, całość, choć wciąż nie spada poniżej przyzwoitego poziomu, prezentuje się o wiele gorzej od Dziecka Odyna. Po pewnym czasie widać jest znaczące pogorszenie jakości świata, który wykreowała Pettersen. Chyba przede wszystkim z kompletnie niezrozumiałych powodów autorka zrezygnowała niemal całkowicie z pogłębiania przed nami wizji świata ætlingów, ograniczając się do samej powierzchni. Kosztem tego toczą się wydarzenia w naszym świecie. No i właśnie, zaledwie toczą się, bo o niczym więcej nie możemy za bardzo powiedzieć. Petersen nawet nie kwapi się, by jakoś mocniej nakreślić świat zaskoczony przez wydarzenia nie z tego świata, opisując perypetie samych jednostek. Coś tam na marginesie zostało przedstawione, jednak w żaden sposób nie można tego zaliczyć do bardziej skomplikowanego elementu uniwersum. Lwia część całość to Ziemia, jaką znamy.

Równie mocnym – jeżeli pod pewnymi względami nie mocniejszym – zarzutem w stronę dzieła Petersen jest spadek jakości kilku ważnych dla fabuły postaci. Hirka, choć już wcześniej mogła męczyć swoimi dość monotematycznymi, chwilami nieco infantylnymi przemyśleniami, teraz aż nazbyt często staje się nie do zniesienia w swojej manierze. Jakby tego było mało, Pettersen zaczyna przesadzać z faworyzowaniem swojej protagonistki. Szczególnie w drugiej połowie książki na siłę wyciąga ją na piedestał, w sztuczny sposób kreując ją na zbawczynie świata (a w zasadzie – światów), niebezpiecznie zbliżając się do przesady a la Katniss Everdeen. Jeszcze innej maści problem leży w Rimem – najważniejszej męskiej postaci Kruczych pierścieni. O ile nie jest już tak bardzo nieskazitelny, jak w Dziecku Odyna, Norweżka przesadza z tym bohaterem w drugą stronę. Najmłodszy Powiernik Kruka jest także prawdopodobnie najbardziej nieodpowiedzialnym i najczęściej marudzącym w historii tegoż urzędu. Wcześniej jego bunt przeciwko władzy Ym był w pełni uzasadniony – szczególnie po dowiedzeniu się prawdy o Radzie. Teraz jednak jego problemy składają się z kaprysów, myśleniu o Hirce i dla odmiany podejmowaniu szeregu najgłupszych możliwych decyzji (jedna z nich mało co nie doprowadziła do katastrofy). Dlatego zdziwienie tym, że wszyscy wokół go chwalą, jest jak najbardziej uzasadnione. O nakreśleniu sytuacji politycznej w Ym nawet nie ma co mówić, bo albo jej po prostu nie ma, albo jej realizacja jest zupełnie pretekstowa. Z kolei Stefan, przyjaciel Hirki na Ziemi, jest już kompletnie położony. Jak na trzydziestolatka ścigającego groźnych odmieńców, jest po prostu niewiarygodny, gdy widzimy jego nieporadność i brak niezależności. Mocnym punktem, ratującym kwestię bohaterów, jest Graal – nieśmiertelna istota, jeden z głównych sprawców całego zamieszania i wyjściowo główny antagonista. Tutaj Pettersen poradziła sobie naprawdę dobrze, tworząc intrygującą i niejednoznaczną postać, która niejednego jeszcze pewnie zaskoczy.

Mimo naprawdę wielu uwag na minus, drugi tom Kruczych pierścieni to wciąż solidna lektura, która potrafi wciągnąć czytelnika, jednak nie równa się z debiutem autorki. Pettersen zatraciła swój bodaj największy atut z Dziecka Odyna – świetnie wykreowane uniwersum na bazie rodzimej mitologii, pozbywając się jednocześnie jakoby na własne życzenie niepowtarzalnego, oryginalnego klimatu. Niemalże całkowite przeprawienie historii na urban fantasy ma co prawda swe plusy i wprowadza pewną swoistą różnorodność, jednakże ceną jest upowszednienie świata, wyzucie go z wyróżniających go cech. Dodatkowo ma się wrażenie, że spora część postaci została zrobiona po łebkach. Na szczęście bardzo obiecująca końcówka sugeruje nam poznanie trzeciego świata, co daje nadzieję na odbudowanie najmocniejszych atutów Kruczych pierścieni.


Znalezione obrazy dla zapytania zgnilizna pettersen

Siri Petersen
„Zgnilizna”
Wydawca: Rebis 2016
Tłumaczenie: Anna Krochmal i Robert Kędzierski
Stron: 528
Ocena: 60/100

Zastępca redaktora naczelnego

Miłośnik literatury (w szczególności klasycznej i szeroko pojętej fantastyki), kina, komiksów i paru innych rzeczy. Jeżeli chodzi o filmy i seriale, nie preferuje konkretnego gatunku. Zazwyczaj ceni pozycje, które dobrze wpisują się w daną konwencję.

Więcej informacji o
,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?