Roger Moore nas opuścił. Osiemdziesięciodziewięcioletniego Anglika zapamiętamy przede wszystkim dzięki postaci Jamesa Bonda, której odegranie przypadło mu aż siedem razy, w latach 1973 – 1985. Jak dotąd, to właśnie on najdłużej utrzymał się na stanowisku Agenta 007. Dla jednych był najgorszym jego wcieleniem, dla innych – jedynym prawdziwym. Jego życie obfitowało również w wiele innych, równie ciekawych ról, wydarzeń i znajomości. W swojej drugiej poNazywam się Moore, Roger Moore książce, przedstawia nam jednak nie tyle swoją historię, a raczej rzeczywistość, w której przyszło mu kiedyś żyć – skąpany w czerni i bieli zapomnianych fotografii świat show-biznesu drugiej połowy XX wieku. Królestwo spełniających się marzeń, łatwych sukcesów i jeszcze łatwiejszego ich zaprzepaszczenia…
Moore ukazuje nam Hollywood i jego zaplecze od strony najznakomitszych gwiazd i twórców filmowych swych czasów. Prezentuje wizerunki kolejnych legendarnych osobistości, które trafiły na jego długą listę znajomych i przyjaciół, od aktorek i aktorów zaczynając, przez reżyserów, scenarzystów aż po producentów. Zależnie od ilości czasu jaką z nimi spędził, oraz wiedzy jaką na ich temat posiadał, wyjawia nam kolejne, często nie tylko zabawne ale wprost kompromitujące anegdoty.
Jego książka jest więc serią zabawnych historyjek, wystrzeliwanych z kolejnych stron niczym seria z karabinu maszynowego. Czytelnikowi z całą pewnością nie wszystkie przypadną do gustu, a niektóre mogą wydać się wręcz niesmaczne. Całości dobrze jednak robi taka różnorodność, bo dzięki niej, każdy znajdzie tu coś dla siebie. Roger Moore uznany za policjanta przez przechodnia na ulicy, Michael Caine wymyślający własne nazwisko dzięki inspiracji szyldem sklepowym, Dirk Bogarde połykający ząb, Walt Disney zrugany przez kelnerkę w studiu Pinewood… To zaledwie kilka z dziesiątek anegdot, za pomocą których autor maluje przed nami dawno zapomniane strony świata kina i rozrywki, którego większość przedstawicieli dawno już opuściła ten świat. Łącznie z samym Moore’m niestety.
Trzeba mu również oddać honor za bolesną i bezkompromisową szczerość, z jaką komentuje on wszystkie przedstawione tu osobowości. Nikogo nie oszczędza i wspomina zarówno o wielkich osiągnięciach, sukcesach, jak i wstydliwych, a czasem wręcz żenujących wydarzeniach, o których opinia publiczna nie miała jak dotąd pojęcia. I tak oto dowiadujemy się o gigantycznym wręcz skąpstwie producenta Harry’ego Alana Towersa, którego za długi ścigali nawet recepcjoniści europejskich hoteli, brutalnym psie Noshera Powella, czy też o słabości Roberta Newtona do alkoholizmu, co koniec końców niemal zaprzepaściło jego aktorską karierę. Przemysł filmowy pełen jest przecież zarówno blasków jak i cieni…
Jeśli zaś idzie o styl pisarski, o którym przecież wypada wspomnieć, łatwo zauważyć, z jaką lekkością i swobodą Moore przenosi swoje opowieści na papier. Nie intelektualizuje, nie wprowadza niepotrzebnego podniosłego języka – prowadzi z czytelnikiem luźną pogawędkę, jakby siedział tuż obok, po drugiej stronie stołu nad szklanką swojej ulubionej herbaty. Nie sposób nie czuć do niego sympatii już od pierwszych stron tej lektury, a kończąc ją, trudno oprzeć się wrażeniu, jakby poznało się go osobiście.
Ostatni z żywychto nie lada okazja by poznać dawne realia Hollywood od podszewki. Czytelnik może cierpliwie zanurzać się w roztaczanej przez autora wizji kolejnych planów produkcyjnych, po których przechadzają się legendy kinematografii, takie jak Christopher Lee, Bette Davis czy Frank Sinatra. Lekturę polecam więc każdemu żywo zainteresowanemu przeszłością popkultury, jej korzeniami, oraz zasadami, które niegdyś nią rządziły.
Tytuł: Roger Moore: Ostatni z żywych – Opowieści z Fabryki Snów
Autor: Roger Moore
Wydawca: Rebis
Stron: 304
Data wydania: 21 kwietnia 2015
Ocena: 80/100