Jacek Łukawski – Krew i stal – recenzja

Pierwsza część cyklu Kraina Martwej Ziemi ukazała się nieco ponad rok temu, dzięki wydawnictwu SQN. Krew i stal to debiut Jacka Łukawskiego na rynku polskiej fantastyki, który szybko zyskał rzesze fanów i porównywany był nawet do klasyka gatunku, czyli Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego.

Arthorn, królewski posłaniec, wraz z oddziałem komesa Dartora, wyrusza na misję ratunkową oddziału, który zaginął bez wieści. Aby ich odnaleźć, muszą przejść przez Martwicę – pas przeklętej ziemi, która odbiera życie wszystkiemu, co się na niej znajdzie. Martwa Ziemia powstała w wyniku magicznego kataklizmu, który miał miejsce ponad sto pięćdziesiąt lat temu. Teraz jednak magia zaczyna zanikać i w umarłych połaciach terenu pojawiają się przesmyki. Jednym z nich Arthorn wyruszy w podróż, której nie odbył jeszcze niemal nikt w królestwie Wondettel. Co znajdzie po drugiej stronie?

Mimo pierwszych wątpliwości, szczególnie po dość sztampowym zarysie fabuły, historia Łukawskiego wciągnęła mnie już po kilku pierwszych stronach. Mroczna, ciężka atmosfera, oprószona słowiańskim klimatem to coś, na co pewnie wielu fanów rodzimej fantastyki czekało. Ja także, szczególnie że autor świetnie buduje atmosferę i napięcie w swojej opowieści, targając emocjami czytelnika niemal tak wprawnie, jak twórcy serialowej Gry o Tron. Fabuła jest prowadzona naprawdę sprawnie, najpierw ostrożnie wprowadzając czytelnika w unikalny świat, przemycając informacje o nim to w opisach, to w dialogach. Nie rzuca na głęboką wodę, ani też nie przytłacza ilością wiadomości.

Arthorn oraz wszystkie inne postaci w książce, chociaż wyraźnie oparte o znane schematy, są ciekawe i wielowymiarowe. Łukawski z pełną świadomością wykorzystuje utarte wzory, jednak nie próbuje ich ani po prostu kopiować, ani też rewolucjonizować na siłę. Ich wyłapywanie budzi pewną nostalgię, a jednocześnie daje to, na co polska fantastyka od dawna czekała – prostą, ale nietuzinkową opowieść o zwykłym bohaterze, który tylko próbuje za wszelką cenę przeżyć i wypełnić swoje zadanie.

Słowiańskie nuty nie są co prawda niczym nowym, w dodatku od czasu sukcesu gry Wiedźmin 3 stały się niemalże marketingowym haczykiem. Tutaj są one sprawnie wplecione i świetnie wpisały się w średniowieczny klimat powieści.

Krew i stal to solidny debiut i miłe zaskoczenie. Pełnokrwiste dark fantasy, które zadowoli miłośników Wiedźmina czy Gry o Tron. Pełne jest nietuzinkowego, ciętego języka, a całość przesycona jest zręcznie budowanym, mrocznym klimatem.


 front krew i stal

Autor: Jacek Łukawski

Tytuł: Krew i stal

Wydawca: Sine Qua Non

Stron: 384

Data wydania: luty 2016

Ocena: 90/100

Dziennikarka

Z wykształcenia antropolożka kulturowa. Z pasji graczka, filmożerczyni i mól książkowy.

Więcej informacji o
, ,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?