Bruce’a Lee znają dzisiaj chyba wszyscy – jako mistrza Wing Chun, ikonę kina XX wieku. Rzadziej jednak mówi się dziś o tym, że zajmowała go również filozofia, tak ściśle związana ze sztukami walki, które sam trenował oraz przekazywał innym. Niedawno udostępnione przez Bruce Lee Foundation listy, które pisał do samego siebie, pokazują, jak wiele czasu poświęcał na refleksję nie tylko nad sobą, ale również nad kondycją ludzką. Niespodziewana śmierć Lee sprawiła, że te listy, poprzedzone nagłówkiem W moim własnym procesie (ang. In My Own Process) stały się jego ostatnią pracą. Redagował je co najmniej dziewięć razy, nigdy nie skończył, a także – nigdy ich nie opublikował.
In My Own Process zaczęło powstawać w ważnym momencie życia Lee – po latach bycia na marginesie hollywoodzkich castingów, w końcu zagrał główną rolę w Wejściu Smoka (1973), którego scenariuszem był zresztą współautorem. Gdy Warner Bros postanowiło wyciąć wszystkie elementy filozoficzne z produkcji i zmienić film w zwykły film akcji – Lee w ramach protestu nie pojawił się na planie. Uważał, że kung fu jest jedynie naczyniem dla głębszego, filozoficznego przesłania, a nie rozpraszaczem uwagi od scen walk. Wiedział doskonale, że w ten sposób mógł zaprzepaścić szansę, na którą czekał tak wiele lat, jednakże po dwóch tygodniach Warner Bros ustąpiło.
Zobacz również:Nancy Kress – Ogień krzyżowy – recenzja
I to właśnie w tym bardzo intensywnym czasie Lee szukał dla siebie przestrzeni, aby móc zastanowić się nad sobą, tym, co robi, spisać swoje credo. Opracował koncepcję artysty życia (ang. artist of life), w której rozważał z niesamowitym wręcz wglądem przemiany, jakie zachodzą w swoim ja (ang. self).
Więcej (w języku angielskim) na stronie Brain Pickings.
Źródło: Brain Pickings / Ilustracja wprowadzenia: wiki media / Ilustracie w tekście: Brain Pickings i Bruce Lee Foundation