Zabij albo zgiń tom 4 to konkluzja, na którą czekałem od roku, kiedy to w moje ręce wpadł pierwszy tom i dość niespodziewanie pochłonął mnie bez reszty. Na zwieńczenie historii Dylana czekałem jak na zbawienie, jednocześnie niepokojąc się o to, czy Edowi Brubakerowi uda się zgrabnie pozamykać wszystkie wątki w równie satysfakcjonujący sposób, jak szło mu ich rozwijanie.
Dylan trafia do psychiatryka i tam rozpoczyna leczenie, mające pomóc mu zrozumieć czym jest (lub był) demon gnieżdżący się w jego głowie. Czy przekonanie o konieczności zabijania złoczyńców, które wciąż jest w nim bardzo silne, to wynik choroby psychicznej, klątwy czy może nadprzyrodzonych sił? Na odpowiedzi nie będziemy musieli już długo czekać, chociaż nie będą one do końca jednoznaczne.
Pomimo tego, że nasz bohater przebywa w zakładzie, zamaskowany i uzbrojony mściciel wciąż grasuje na ulicach, co wpędza w szok i konsternację samego Dylana. Czy mamy do czynienia z naśladowcą? A jeśli tak, to pod czyim wpływem działa? Kiedy nowy mściciel natknie się na policyjny patrol, sprawa może nie skończyć się dobrze.
Kiedy śledztwo powoli zmierza ku końcowi, a wszyscy zainteresowani otwierają szampana, tylko dwie osoby wiedzą, że sprawa mściciela nie została do końca rozwiązana – sam Dylan oraz policjantka, która na własną rękę zaczyna prowadzić ostatnie śledztwo. Dodajcie do tego jeszcze rosyjską mafię – która przecież nigdy nie zapomina – i macie gotowy na przepis na ostatnią jazdę bez trzymanki.
Chociaż historia zmierza ku końcowi, miałem wrażenie, że w Zabij albo zgiń tom 4 scenarzysta zaserwował nam jeszcze więcej monologów wewnętrznych, składających się na pierwszoosobową narrację bohatera. Jego rozterki, dylematy i rozmyślania pozwalają nam tuż przed końcem opowieści poznać go jeszcze lepiej. Zazwyczaj nie jestem fanem takiego rozwiązania, ale tutaj wyszło ono doskonale. Brubaker nie pozwolił Dylanowi przekroczyć pewnej granicy, czyniąc historię jeszcze lepszą i bardziej złożoną.
Bałem się o zakończenie tej historii, które mogło potoczyć się właściwie w dowolną stronę. Na szczęście Brubaker udźwignął ostatni zeszyt i udanie zakończył historię, nie idąc na łatwiznę. Nie napiszę nic o nim z jednego prostego powodu – praktycznie do ostatnich stron twórcy starają się jeszcze zaskoczyć czytelnika. Sam pochłonąłem cały album Zabij albo zgiń tom 4 na raz, chociaż założyłem sobie rozłożyć lekturę na dwa dni.
Pozostaje mi tylko polecić serię Zabij albo zgiń wszystkim miłośnikom mocnych, niegłupich, świetnie napisanych i dobrze zilustrowanych historii. Zarówno scenariusz Eda Brubakera, jak i klimatyczne rysunki Seana Phillipsa oraz chłodne, mroźne kolory nałożone przez Elizabeth Breitweiser, to przepis na gwarantowany sukces. To jedna z najlepszych, najbardziej wciągających i porywających historii, jakie miałem przyjemność przeczytać w komiksach w ciągu ostatniego roku. Mam nadzieję, że kiedyś powstanie film albo serial, który pozwoli mi na nowo cieszyć się tą historią. A ocena? Ocenę przyznaję za całokształt, no bo czemu nie?