W Godwatch znów przenosimy się w czasie, aby lepiej poznać wydarzenia, które nastąpiły po Roku Pierwszym, już po tym, jak Diana bezpowrotnie opuściła rodzinną Temiskirę. Będziemy między innymi świadkami niefortunnej wyprawy Barbary Ann Minervy do dżungli, gdzie nastąpią brzemienne w skutki wydarzenia. Dowiemy się również, czemu Cheetah chowała do Wonder Woman tak dużą urazę, że wystarczyło to do napędzenia nienawiści godnej pierwszoligowego arcywroga.
Bardzo wyraźnie zaakcentowano również obecność Veroniki Cale, filantropki i milionerki, której córkę spotyka straszny los. To, co zrobili jej Deimos i Fobos, synowie Aresa, wzbudza autentyczne przerażenie i nadaje się jako motyw przewodni do jakiegoś wrzucającego ciarki na plecy horroru. Aby ratować dziewczynkę, Veronica nie cofnie się przed niczym, nawet jeśli wiązałoby się to ze skorzystaniem z pomocy potężnej wiedźmy Kirke. Jak wiemy, kwestią czasu pozostaje, kiedy na jej celownik zostanie wzięta Diana. Czy potężnej i nieustępliwej businesswoman uda się poznać lokalizację wyspy Amazonek?
Warto zwrócić uwagę, że gościnnie w ostatnim zeszycie pojawiają się Batman i Superman, w symbolicznej wizji pierwszego spotkania przyszłej Trójcy, trzonu Ligi Sprawiedliwości. To raczej krótka historyjka ukazana z humorem i miły dodatek dla czytelników.
Wonder Woman tom 4 – Godwatch to kolejny fragment studium postaci Diany, na który pozwolić mógł sobie tylko Greg Rucka. Scenarzysta jest ceniony za stworzenie przygód Wonder Woman sprzed ponad dekady, a jak wiemy z albumów wydanych w ramach kolekcji DC Deluxe poprzeczkę zawiesił sobie wysoko. Scenariusz nowej odsłony stara się jednak wyróżnić kilkoma aspektami, w tym skręcaniem w lewą stronę, na razie delikatnie i nieinwazyjnie, ale już zauważalnie. Czy to źle? Niekoniecznie, o ile twórcom uda się zachować umiar. W obecnym wydaniu pokazuje to raczej, że Diana to królowa i bohaterka dla wszystkich, a nie dla wybranej grupy osób.
A jak Wonder Woman tom 4 – Godwatch prezentuje się od strony graficznej? Tym razem mamy do czynienia z widoczną zmianą, ponieważ za rysunku w niniejszym albumie odpowiadają zupełnie nowi artyści, a właściwie artystki. Ten komiks to w dużej mierze koncert Bilquis Evely, wspomaganej przez moment przez Mirkę Andolfo, twórczynię bardzo ciekawe serii Wbrew naturze, wydawanej u nas przez Non Stop Comics. Jaki styl preferują wymienione panie? Na pewno odmienny względem innych rysowników, których prace mogliśmy podziwiać w tej serii. Miałem wrażenie, że rysunki są bardziej statyczne i mniej szczegółowe, nawet w scenach akcji, które powinny mieć więcej „powera”. Nie znaczy to oczywiście, że Godwatch jest brzydkie, chociaż występują okazjonalne problemy z kadrowaniem i prezencją postaci. Zresztą, w zestawieniu z pracami Liama Sharpa większość twórców wypadłaby gorzej.
Wraz z kolejnym tomem nastąpi też zmiana na stanowisku scenarzysty, a pałeczkę po Gregu przejmie Shea Fontana. Nie ukrywam, że będę tęsknił za Rucką, który przyzwyczaił mnie do wysokiego poziomu przygód Diany. Zabrakło mi wprawdzie mocnego, wyrazistego akcentu na koniec, swoistej „kropki nad i”, ale co z tego, skoro lektura serii Wonder Woman to wciąż świetna zabawa, chociaż nie tak dobra jak historie tego scenarzysty sprzed lat.
Tytuł oryginalny: Wonder Woman vol. 4: Godwatch
Scenariusz: Greg Rucka
Rysunki: Bilquis Evely, Mirka Andolfo
Tłumaczenie: Tomasz Kłoszewski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 120
Ocena: 70/100