W poprzednich tomach Pająk Jeruzalem poruszał się po różnych dziedzinach życia publicznego. A to rozbił religijny targ, a to znowu schodził w samą głębię dzielnic nędzy. W Transmetropolitan tom 5 robi się nieco poważniej. Prezydent Callahan sięga po środki ostateczne, których nie powstydziliby się watażkowie totalitarnych państw. Amerykanie to jednak nie zastraszeni obywatele z rozbitą latami propagandy wolą, a ludzie niepokorni. I tu pojawia się wątek publicznych demonstracji. W naszym kraju pojawiają się one cyklicznie, jak przystało na spolaryzowane społeczeństwo, skłonne na dodatek od wieków do kłótni. Starcia ludu ze służbami obecnie to jednak betka przy posępnych latach komunizmu i dławienia protestów oddziałami milicji.
Czemu wspominam o aktach terroru z czasów PRL-u przy recenzji cyberpunkowego komiksu? Dlatego, że tu również dochodzi do przekroczenia granicy, jak choćby w masakrze na Wybrzeżu. Nie wiem, czy Warren Ellis wie coś o protestach w rzekomo najweselszym baraku w obozie socjalistycznym, ale na pewno uchwycił atmosferę tamtejszego szoku i strachu. Bezsilności wobec bestialstwa aparatu władzy. Nie zatracił również klimatu komiksu, łącząc wszystkie melodie w jedną symfonię.
Nie tylko w tym twórca Planetary wykazał się mistrzostwem. Afery w dzisiejszych realiach politycznych to norma. Sądzę, że gdyby politycy przestali nagle fikać, można by zacząć obawiać się o bezpieczeństwo kraju. Dlatego patrząc na Callahana nie dostrzegam przejaskrawionej fikcyjnej postaci literackiej. Nie widzę nawet polityka demonicznego, na wskroś złego. To po prostu klasyczny typ karierowicza bez kręgosłupa moralnego, nieco może silniej zdeterminowany do utrzymania się na stołku. Lwia część rządzących to typy podobne, nader śliskie. Mający jedynie szczęście, że środowisko sprzyja im w ukrywaniu swoich grzeszków. Z bandą posłusznych żurnalistów, piszących co trzeba i reagujących w jasno określony sposób, mogą harcować, wiedząc, że ochronią ich słowem przed linczem wyborców. Ellis nieco idealizuje tu swoją wizję dziennikarstwa, o czym wspomina nawet we wstępie. Pająk Jeruzalem to bowiem fantastycznie niezależna jednostka. Uderza mocno, bez oglądania się na własny światopogląd, ponad wszystko wynosząc prawdę. Piękne, choć niestety nierealne.
Transmetropolitan tom 5 zawiera nie tylko finałowe zeszyty serii, ale również dwa zbiory felietonów Jeruzalema. Związane są one ściśle z akcją komiksu i poszerzają świat wykreowany przez Ellisa. Wśród nich są zarówno zjadliwe i prowokatorskie teksty, jak i te bardziej autorefleksyjne, łagodniejsze w odbiorze. Ogromną zaletą Nienawidzę tego miejsca i Brudu tego miasta są ilustracje stworzone między innymi przez takich twórców jak Bill Sienkiewicz, Alex Maleev czy Glenn Fabry. Ciekawostką jest też plansza ołówka Briana Michaela Bendisa, rzadko udzielającego się jako grafik. A co do prac samego Daricka Robertsona, ilustratora całej serii, człowiek ten stworzył oryginalną wizję przyszłości, oscylującą gdzieś pomiędzy Blade Runnerem a komiksami z Sędzią Dreddem, dodając przy tym sporo ulicznego brudu w najmocniejszym tego słowa znaczeniu.
Ciężko rozstawać się z dobrymi tytułami, których zakończenie jest niepodważalnie definitywne. DC znalazło wprawdzie sposób na przedłużenie Strażników czy Sandmana, lecz w przypadku Transmetropolitan jakakolwiek kontynuacja byłaby absurdalna. Tematyka cyklu wciąż jest aktualna i nawet rozwiązania technologiczne nie są nietrafione, na czym wyłożyć się zdarzyło nawet Lemowi. Gdzieś tam w głowie marzy się jednak jakaś kontynuacja bądź chociaż serial. Skoro Kaznodzieja i Chłopaki Gartha Ennisa mogły wejść na ekrany, to czemu i nie Pająk Jeruzalem ze swoimi paskudnymi asystentkami?
Tytuł oryginalny: Transmetropolitan VOL. 9/ VOL. 10, Transmetropolitan: I Hate It Here, Transmetropolitan: Filth of the City
Scenariusz: Warren Ellis
Rysunki: Darick Robertson, Alex Maleev, Glenn Fabry, Bill Sienkiewicz i inni
Tłumaczenie: Krzysztof Uliszewski
Wydawca: Egmont 2019
Liczba stron: 355
Ocena: 95/100