Gdyby ktoś położył przede mną The Old Guard – Stara gwardia bez okładki, kazał przeczytać i zgadywać, kto jest autorem tej opowieści, istnieje duża szansa, że swoje pieniądze postawiłbym na Marka Millara. Mamy tu bowiem podobną próbę wykorzystania oklepanego motywu w nowy sposób, bliźniaczą ekspozycję postaci i raczej prostą fabułę, wyraźnie zmierzającą z punktu A do B. W żadnym wypadku nie są to jednak wady – świat komiksu potrzebuje takich opowieści.
Tematem przewodnim jest nieśmiertelność, która dotknęła pięć osób, dwie kobiety i trzech mężczyzn. Ich losy zdążyły spleść się ze sobą na przestrzeni wieków, bo podczas gdy jedni żyją kilkaset lat, inni tkwią na Ziemi od tysiącleci. Widzieli, jak upadały cywilizacje, walczyli w niejednej wojnie, wreszcie wszyscy byli świadkami, jak ich rodziny i najbliżsi starzeją się i umierają. To ogromne brzemię do dźwigania. Do ekipy robiącej aktualnie za najemników – taką nieśmiertelną Drużynę A – dołączyła niedawno Nile, kobieta jeszcze przed 30-tką. W porównaniu z innymi członkami grupy ten wiek jest ledwie mgnieniem oka. Mamy tutaj więc coś na kształt nieco dysfunkcyjnej rodziny, takiej międzypokoleniowej, jakby praprapraprapradziadków zestawiać z praprapraprawnukami.
Jak to zwykle bywa, niecodzienne cechy naszych bohaterów przyciągają uwagę tych, którzy chcieliby zbić na nich fortunę. Nie inaczej jest i w The Old Guard – Stara gwardia – Księga pierwsza: Otwarcie ognia. W świecie, gdzie rządzi internet, a informacja obiega kontynenty w sekundę, ukrycie swojej tożsamości jest trudniejsze, niż kiedykolwiek. Szczególnie jeśli ludzie zaczynają zadawać niewygodne pytania. Andy, Nile, Booker, Nicky i Joe muszą mieć się na baczności. Tym bardziej, że wśród nich może czaić się zdrajca.
Rucka postawił na sprawdzoną formułę – zaintrygować czytelnika odsłaniając tylko część tajemnicy i skupić się na akcji. Nie udało mu się jednak do końca sprawnie przedstawić wszystkich bohaterów. Owszem, na łamach pięciu zawartych tu zeszytów znalazły się retrospekcje, zabierające czytelników w historyczną wycieczkę, jak nie do czasów starożytnych, to do napoleońskich, ale to trochę za mało by lepiej poznać motywacje postaci. A może właśnie o to chodziło? Wszak jeśli ktoś żyje od kilku tysięcy lat i nie może umrzeć, to traci po prostu sens życie. Wegetuje, licząc, że prędzej czy później jednak nastąpi jego kres. I być może tak się właśnie stanie, ale kiedy i dlaczego? Tego nie wie nikt.
Za warstwę graficzną The Old Guard – Stara gwardia – Księga pierwsza: Otwarcie ognia odpowiada Leandro Fernández, którego polski czytelnik kojarzyć może m.in. z serii Punisher MAX i trzeciego tomu Ludzi północy. I tutaj mam problem. Kreska argentyńskiego rysownika przypomina nieco styl Eduardo Risso z takiego 100 naboi, niewiele ma wspólnego z realizmem, często wpada w bardzo ciemną paletę barw, dużo jest operowania czernią. Sprawdza się to może w retrospekcjach cofających nas w daleką przeszłość, ale już przy licznych „nowoczesnych” masakrach z użyciem broni palnej (a tych jest niemało) nieco za często wkrada się chaos. Jestem pewien, że ten styl znajdzie niemało zwolenników, ja jestem jednak zwolennikiem nieco bardziej realistycznej i bardziej czytelnej kreski.
The Old Guard – Stara gwardia – Księga pierwsza: Otwarcie ognia to przyzwoite i całkiem intrygujące otwarcie nowej serii (doczekamy się na pewno przynajmniej jeszcze jednego tomu). Mamy tu bohaterów z potencjałem, przewodni motyw, który być może jeszcze zaskoczy, a jednocześnie nie jest głupawy, ekspresyjne rysunki, które znajdą swoich amatorów, a całość czyta się szybko i przyjemnie. Nie jest to komiks wybitny, ale na pewno stanowi miłą odskocznie i ciekawe uzupełnienie portfolio Mucha Comics.
Tytuł oryginalny: The Old Guard – Opening Fire
Scenariusz: Greg Rucka
Rysunki: Leandro Fernandez
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Mucha Comics 2020
Liczba stron: 184
Ocena: 70/100