Powellowi wciąż wystarcza pary, by opowiadać ciekawe, rozrywkowe, ale i zmuszające do refleksji historie – ogromnym uproszczeniem byłoby stwierdzenie, że to tylko komiks o mało przyjemnym, nieobytym zabijace klepiącym różne monstra po obleśnych pyskach. Oczywiście do pewnego stopnia tak właśnie jest, ale kiedy tylko zaczynamy myśleć, że autor serwuje nam kolejną prostą historyjkę, Powell wyskakuje z czymś nowym, zaczyna eksperymentować, bawić się formą i robi to odważnie i bezpardonowo.
I tak urodziny Zbira są zapowiedzią powrotu jednego z antagonistów i okazją do kilku sprośnych i niezbyt wyszukanych żartów. Autoironii jest tu sporo – z jednej strony pojawia się np. gwałtogoryl, by zaraz z kadru wyskoczył sam Eric Powell oraz… Frank Darabont, karcący autora za żartowanie z napaści seksualnej i posługujący się przykładem Skazanych na Shawshank. Geniusz i szaleństwo w jednym. Drugi rozdział – kompletnie niemy – opowiada historię wyłącznie za pomocą obrazków. I to w dymkach. Wszystko jest oczywiście absolutnie czytelne, biorąc pod uwagę, że Powell rysuje jak nikt inny, a wszystkie emocje można bez problemu wyczytać z twarzy postaci.
The Goon tom 4 to także opowieść dedykowana Sępowi – skazanemu na wieczne potępienie wędrowcowi z nieustającym życzeniem śmierci. Niestety, przekleństwo tej postaci objawia się głównie tym, że umierają wszyscy wokół niej, a on trwa, żeby tym tragediom świadkować. Być może Sęp nie wzbudza wielkiej sympatii, ale jak mało kto zasługuje na opowieści dedykowane wyłącznie jemu. A dla scenarzysty to okazja, żeby zwolnić, wzruszyć, chwycić za serce. Na szczęście tylko na chwilę, bo już kolejny rozdział brutalnie rozprawia się z dziełami pokroju Zmierzchu – Powell bezlitośnie wyśmiewa iskrzące się brokatem wampiry i wilkołaki z kaloryferami na brzuchu, by chwilę potem wysłać Zbira i Franky’ego do pokracznego lunaparku na odludziu, gdzie rządzą dziwaki, robiąc cyrkowe widowisko z „normalnych” ludzi, a zaraz po tym konfrontuje bohaterów z przebiegłą tancerką burleski Roxi D. Licją. Nie muszę dodawać, że Franky z miejsca się w niej zakocha, szczególnie, że połączy ich zainteresowanie…cyckami. Taki to właśnie komiks!
Rewelacyjnie wypada zarówno refleksyjna opowieść o strajku szwaczek, w której autor sprzeciwia się wyzyskowi pracowników przez pracodawców, jak i parodia opowieści superbohaterskich, gdzie Powell nabija się z trendów sprzedażowych „wielkiej dwójki”, wcielając się w spostrzegawczego, bystrego satyryka. Krytykuje polityczną poprawność, w imię której mainstreamowe media piszą głównie o komiksach, w których występuje czarnoskóry Żyd-gej, a nakręcające sprzedaż wariantów okładkowych i figurek zmiany kostiumów czy powroty zza grobu taplają się w fabularnej mieliźnie. Powell rozprawia się z tymi trendami ostro, ale że jego komentarze są niezwykle celne i trafne, znów uchodzi mu to na sucho. Podobnie jak wszystko inne w The Goon.
The Goon tom 4 to mieszanka, którą trudno szczegółowo opisać – jest tak złożonym amalgamatem gatunków, motywów i puent. Serwuje całą gamę emocji, nie uznaje absolutnie żadnych świętości, a przy tym jest dziełem niezwykle inteligentnym i przecudownie narysowanym. Jestem pod ogromnym wrażeniem praktycznie wszystkich części składowych tego komiksu – tych małych scenariuszowych perełek, głębokich szkiców Powella, niepodrabialnie dobranych kolorów Dave’a Stewarta, humoru, obrazoburczości, ale i powagi, refleksji, czy wreszcie udanych komentarzy na temat kondycji współczesnego społeczeństwa.
W czwartym tomie znalazło się wprawdzie kilka opowieści słabszych, którym zabrakło wyraźnych wyróżników, ale nikną one na tle tych wybitnych, Nie dajcie się zwieść, to komiks dojrzały, skierowany do wyrobionego, może nawet trochę wybrednego czytelnika, szukającego w komiksie brawury, odwagi i eksperymentów w formie i treści. Trzeba znać.
Tytuł oryginalny: The Goon Library Volume 4
Scenariusz: Eric Powell
Rysunki: Eric Powell
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Non Stop Comics 2020
Liczba stron: 416
Ocena: 85/100