Szalony Tytan to kawał bydlaka, przyjmujący z uśmiechem na swą pomarszczoną szczękę ciosy Thora, Hulka i innych zawodników wagi ciężkiej. Jeff Lemire znalazł sposób, by uderzyć w niego nieco inaczej. Thanos umiera z niewiadomych przyczyn, siejąc chaos w galaktyce niczym zraniona bestia, czująca swą rychłą śmierć. W tym samym czasie jego na poły zapomniany syn Thane, pod namowami pewnej mrocznej damy, zaczyna knuć przeciw ojcu. Do pomocy angażuje Nebulę, Starfoxa i Tryco Slatterusa. Rodzinny spór między dwoma niestabilnymi jednostkami szybko nabiera większej skali.
Lemire to jeden z czołowych aktywnych autorów, od których można co nieco wymagać. We współpracy z Marvelem najlepiej wyszedł mu Moon Knight, choć i Staruszek Logan to dobra rzecz. Thanos tom 1 plasuje się gdzieś pomiędzy nimi, choć powiem szczerze, że miejscami klimat przypomina twórczość Jasona Aarona związaną z Thorami. Sama historia podtrzymuje estymę kosmosu Marvela z okresu Anihilacji, ale zarzucanie Kanadyjczykowi wyłącznie używania sprawdzonych schematów byłoby niesprawiedliwe. Lemire na chwilę daje nam Thanosa w roli śmietnikowego poszukiwacza i członka pewnej superbohaterskiej grupy. Do tego samo zjawisko choroby w kontekście Szalonego Tytana to rzecz nieco abstrakcyjna, jak optymizm Batmana, ale została rozpisana przez autora rzetelnie, choć wątek ten dałoby się pociągnąć dłużej.
Mike Deodato to często powtarzające się nazwisko w uniwersum Marvela i jeszcze kilka razy przyjdzie nam zobaczyć jego prace. Tworzy co najmniej dobre rysunki, a tu robi to nawet na nieco wyższym poziomie, niż zwykle. Wszak mroczny protagonista i kosmos w wersji mniej kolorowo-przygodowej wymagają odpowiedniej oprawy. Towarzyszy mu German Peralta, bardziej szablonowy, choć radzący sobie z rzetelną wizualizacją historii artysta. To on odpowiada za najbardziej epickie sceny, jak te związane z Thane’em i jego ognistą rejzą w poszukiwaniu ojca i wreszcie związane z pojedynkiem z nim.
Jeśli chcesz przeczytać coś dobrego w klimatach superhero autorstwa Jeffa Lemire’a, to najpierw spójrz, kto jest głównym bohaterem historii. Musi to być nietuzinkowa, a mówiąc wprost, nieźle pokręcona postać, a z pewnością taki jest Thanos. Choć wygląda jak łotr z SF klasy C, z tymi swoimi nadmuchanymi muskułami, wiecznie wściekłą gębą i kombinezonem z minionej epoki, to nadal pozostaje jednym z ekstraklasy arcyłotrów współczesnej popkultury. Filmowa interpretacja Josha Brolina jest nieco mniej komiksowo-efekciarska i przyznam, że takie spojrzenie przemawia do mnie bardziej, ale medium komiksowe ma inne narzędzia przekazu i wymogi, więc mający napady szału oraz scenicznie okrutny Thanos sprawdza się tu doskonale. Ptaszki ćwierkają, że w kolejnym tomie będzie jeszcze ciekawiej, a znając tendencję Thanosa do robienia rozrób, pewnie ujrzymy jego okrutny uśmiech jeszcze wiele razy.
Tytuł oryginalny: Thanos vol.1: Thanos Returns, Thanos vol.2: The God Quarry
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Mike Deodato Jr.,German Peralta
Tłumaczenie: Bartosz Czartoryski
Wydawca: Egmont 2020
Liczba stron: 272
Ocena: 80/100