Tajne wojny – recenzja komiksu

Uniwersum Marvela, ale także jego konkurencji, to potężny monument budowany od wielu dekad, z rozlicznymi przybudówkami i wieżycami alternatywnych światów i wizji różniących się od głównego nurtu fabularnego. Prędzej czy później zdarza się więc, że ten ogromny kolos wymaga odświeżenia, mniej lub bardziej oczyszczającego resetu.

Strona komiksu Tajne wojny

Jonathan Hickman od początku okresu Marvel NOW! sukcesywnie budował swoją wizję diametralnej zmiany, jaka miała spotkać świat Domu Pomysłów. Częstując nas Nieskończonością, dramatyczną walką z Inkursjami, rozbił wszystko w pył w Avengers: Czas się kończy, po czym odbudował w trzecim już z kolei komiksie noszącym tytuł Tajne wojny. Przed nami jedna z najważniejszych premier komiksowych tego roku, a zarazem początek nowej drogi dla Marvela.

Multiwersum uległo zagładzie. Ostał się jedynie specyficzny twór znany jako Bitewny Świat. Jego jedynowładcą jest Doktor Doom, teraz potężniejszy niż kiedykolwiek. Ze swoją prywatną armią złożoną z Thorów i podwładnymi, wśród których znajdziemy m.in. Apocalypse’a czy nieco odmienionego Stephena Strange’a, jego władza wydaje się absolutna. Buntownicy są bezlitośnie tępieni, a szanse herosów, którzy ostali się po multiwersalnej apokalipsie, nie wydają się zbyt wielkie. Można wręcz w pewnym momencie zadać sobie pytanie – czy tak właśnie będzie wyglądało uniwersum Marvela? Herosi wychodzili przecież z niemal każdej opresji w dobrej kondycji. Tym razem chodzi jednak o coś więcej, niż szaleństwo pewnej potężnej mutantki czy ukryta inwazja kosmitów.

Strona komiksu Tajne wojny

Tajne wojny to crossover nieco inny niż pozostałe. Przez ostatnie lata Marvel wydał pokaźną liczbę eventów, z których część sporo namieszała, a część tylko krótkotrwale wpłynęła na przyszłość Domu Pomysłów. Jonathan Hickman nie śpieszył się z tempem, żonglując pełnymi dynamiki wydarzeniami i zagmatwanymi intrygami. Przysporzył tym sobie wielu sceptyków. Zarzuca mu się wiele niedopowiedzeń, naciąganie fabuły i mnożenie treści bez głębi. Jestem co prawda fanem tego autora i przez to z dezaprobatą podchodzę do narzekań na jego twórczość, ale i widzę w niej pewne niedoskonałości. Czy wielki finał również je posiada?

Tajne wojny to prawdziwa kulminacja. Czego tu nie ma! Phoenix, Thanos, Rękawica Nieskończoności, policja złożona z Thorów, Maestro i jego hulkowa banda… Nie jest jednak ważne to, jakimi szaleństwami raczy nas Hickman. Ważniejsze, że scenarzyście udało się wszystko spiąć spójną klamrą, nie pomijając nawet wątków osobistych. Tajne wojny są komiksem wytrącającym broń z ręki krytyków autora, a przynajmniej nieco podwyższającym jego noty w ich oczach. Historia jest opowiedziana z werwą, jednak bez oczarowywania odbiorcy dymem i lustrami. Hickman wytrzymał ciężar, jaki na niego nałożono i jaki sobie sam ukuł. Momentami chciałbym, aby historia opowiedziana była w dwunastu tomach i kilka wątków zostało rozwiniętych, lecz forma, jaką ostatecznie przybrały Tajne wojny, jest wystarczająca.

Strona komiksu Tajne wojny

Esad T. Ribić wyraźnie czerpie satysfakcję z tworzenia przestrzennych lokacji. W serii Thor Gromowładny czy komiksie Loki widać było to wyraźnie i ten trend utrzymuje się i tutaj. Włości, jakimi zarządza Doom, ale też sposób ukazywania bohaterów bliższy jest gatunkowi fantasy, niż typowemu komiksowi superbohaterskiemu. Sam charakter władzy Dooma ma wszak znamiona rojalistyczne z nieco dyktatorskimi zapędami, co musiało być w odpowiednio dostojny sposób przedstawione. Prace rysownika są tutaj niezwykle żywe, wielopoziomowe. Artysta doskonale poradził sobie ze skalą fabuły Hickmana. Dodatkowo Tajne wojny ozdobione są okładkami Alexa Rossa, a jego prac nigdy za wiele.

Z racji tego, iż Tajne wojny są zwieńczeniem pewnej ery Marvela, miałem w stosunku do nich dość wysokie oczekiwania. To nie kolejna bratobójcza potyczka między herosami czy grupami herosów. To coś znacznie większego, silniej definiującego przyszły obraz świata. Co prawda na pierwszy rzut oka najwidoczniejsze będą zmiany personalne, ale reperkusje Tajnych wojen sięgają o wiele głębiej. Przy całym ogromie wydarzeń Hickman nie popada w dłużyzny i nie przytłacza lawiną informacji, jak zdarzało się w porównywalnym Kryzysie na nieskończonych ziemiach. Nie idzie też na łatwiznę, jak zrobiło to DC w Odrodzeniu. Tajne wojny to porządne, superbohaterskie widowisko, jedno z najważniejszych w historii Marvela. Obecnie sytuacja zdaje się nieco powracać do korzeni, lecz nie jest to powrót naznaczony ofiarami nowych bohaterów czy zmian, jakie się tutaj dokonały. To tylko świadczy o tym, że Tajne wojny nie były fajerwerkiem, a komiksem epokowym, wartym poznania, nawet jeśli nie przepada się za twórczością Hickmana i wielkimi rewoltami przynoszącymi wyraźne zmiany.


Okładka komiksu Tajne wojny

Tytuł oryginalny: Secret Wars
Scenariusz: Jonathan Hickman
Rysunki: Esad T. Ribić , Paul Renaud
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 300
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?