Punktem centralnym tej opowieści po raz kolejny jest Jon. Chłopiec wciąż uczy się o sobie nowych rzeczy, a jego moce ujawniają się stopniowo, nieraz ku utrapieniu rodziców. Szczególnie, że z pozoru spokojne środowisko, w którym dorasta i się ukrywa, ma jeszcze wiele tajemnic. Wiele sekretów miasteczka Hamilton zostanie ujawnionych jeszcze w tym tomie, wzbudzając niepokój samego Mrocznego Rycerza oraz jego syna Damiana, czyli Robina, którzy oczywiście występują w serii Superman gościnnie.
Kiedy Batman pada ofiarą tajemniczej mrocznej siły, maska sielskiego miasteczka zaczyna opadać. Spokojni sąsiedzi okazuję się być czarnymi charakterami pozaziemskiego pochodzenia, a do tego na scenę wkracza nie widziany od jakiegoś czasu złoczyńca – Manchester Black. Ten odziany w czarną skórzaną kurtkę łotr będzie katalizatorem wydarzeń ważnych dla relacji Supermana i jego syna. Aż szkoda, że nieobeznanym ze światem DC czytelnikom nie będzie dane poznać biografii Blacka, który wyskakuje w tym tomie nieco jak przysłowiowy Filip z konopi.
Na kartach Superman tom 4 – Czarny świt dzieje się dużo: a to bohaterowie będą musieli naparzać się z gigantyczną kałamarnicą, a to Lois będzie groziło śmiertelne niebezpieczeństwo, a to Jonatan zostanie opętany przez mroczne siły i obróci się przeciwko swojemu ojcu. Wszystko to rysowane kreską Patricka Gleasona i Douga Mahnke nabiera ogromnej dynamiki i świetnie wygląda w jaskrawych kolorach, chociaż nigdy nie ukrywałem, że to właśnie drugi z rysowników robi na mnie większe wrażenie swoim realistycznym sznytem i umiłowaniem do bardziej mrocznej stylistyki.
Scenariusz Petera J. Tomasiego (przy udziale Gleasona) to wciągająca, emocjonująca i dobrze skonstruowana opowieść o rodzinie. Jej największą zaletą jest to, że nie jest przegadana i rzadko wpada w nieznośny patos, a jednocześnie sporo w niej akcji, chociaż nie tyle co w nomen omen Action Comics.
Superman tom 4 – Czarny świt uzupełnia jeszcze jednozeszytowa opowieść do scenariusza Michaela Moreci, opowiadająca o trudach wychowania. Założeniami nie odbiega od tego, do czego od początku przyzwyczajał nas Tomasi, jednak bardzo dobrze pokazuje też analogie pomiędzy młodym Clarkiem i młodym Jonem. Punkt odniesienia, który dla Supermana stanowił Jonathan Kent Senior, w pewnym momencie stanie się wzruszającą podróżą w przeszłość. Historia ta to także trafny komentarz na temat tego, jak młode pokolenia podchodzą do poznawania świata, starający się także odpowiedzieć na pytanie, czy naprawdę tak bardzo różnimy się od swoich rodziców. Szkoda tylko, że odpowiadający za warstwę graficzną Scott Godlewski nie potrafi zachwycić czytelnika praktycznie żadnym aspektem swojej twórczości.
Czytelnicy, dla których Superman stał się nieciekawym harcerzykiem, którego potencjał rozmył się, kiedy stanął na czele podstawowej komórki społecznej, mogą odetchnąć z ulgą. Superman pod przewodnictwem Tomasiego odzyskuje dawny blask i stanowi jeden z najbardziej udanych runów DC Rebirth. Jeśli zraziliście się do tej postaci po Nowym DC Comics, to po pierwsze nie jesteście jedyni, a po drugie – możecie śmiało wracać do lektury przygód Człowieka ze Stali.
Tytuł oryginalny: Superman Vol. 4: Black Dawn
Scenariusz: Peter J. Tomasi, Patrick Gleason, Michael Moreci
Rysunki: Patrick Gleason, Doug Mahnke, Scott Godlewski
Tłumaczenie: Jakub Syty
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 156
Ocena: 75/100
,, Aż szkoda, że nieobeznanym ze światem DC czytelnikom nie będzie dane poznać biografii Blacka, który wyskakuje w tym tomie nieco jak przysłowiowy Filip z konopi.”
No tak się poczułem, jakiś no name wyskakuje, choć nie uważam się za nowicjusza w świecie DC, ale znam głównie to co nam pokazał Tm- Semic, potem prawie zero aż do Rebirth. Taka cena za powrót po latach. 😉
Z racji sentymentu Action Comics Jurgensa jest może nie lepszy, ale przepełniony odniesieniami do lat 90, kiedy ten sam scenarzysta był jednym z najważniejszych architektów przygód Supermana. Co sprawia, że nie mam problemu z zrozumieniem akcji, intencji wrogów Supka w AC. W Supermanie Tomasiego w tym tomie łapie co i jak ,ale nie mam pojęcia kim jest główny wróg, kiedy się spotkali wcześniej itd. co sprawia, ze to kolejna nawalanka, bo postać wroga zobaczyłem pierwszy raz na oczy(dla mnie no name).
Mnie najbardziej cieszy, że w Polsce jeszcze przed 1939 ukazywał się Superman. W polskiej wersji komiksowej nazywał się Burzan – Nadczłowiek Jutra.