Stare porzekadło wuja Bena mówiące, iż wielka moc równa się wielkiej odpowiedzialności, powinno być wyryte w pamięci każdego herosa. Skutki oddziaływania Czarnego Wiru są tego najlepszym przykładem. Nagłe podniesienie mocy do skali kosmicznej dla niektórych bohaterów jest ciężkim jarzmem. Jest to przy okazji całkiem realistyczne zagranie ze strony BMB. Spora część bohaterów o mocy niemalże absolutnej była do bólu nierealistyczna, wręcz wyciosana. Tutaj bohaterowie tacy jako Gamora nie są do końca ucieleśnieniem potęgi, jaką prezentują, wciąż pozostając istotami obdarzonymi emocjami i słabościami.
Od początku runu Bendisa istotną postacią jest ojciec Star-Lorda, J’son. Sfrustrowany faktem, iż poddani wielbią jego niesfornego i buntowniczego synalka, co nie poprawia mu nastroju, podobnie jak udział wyżej wymienionego w wydarzeniach wokół Czarnego Wiru. Otaczający się podejrzanymi typami i pozbawiony zahamowań wynikających z funkcji władcy Spartaxu ,stanowi poważne zagrożenie, może nawet większe niż wojska Chitauri. Gorycz kontaktów z ojcem osładza Star-Lordowi relacja z Kitty Pride. Jej udział ma charakter nie tylko zawodowy i muszę przyznać, że ten mariaż jest ciekawszy, niż dziwaczny związek z Icemanem.
Żyjemy w kraju, w którym prezydentem był już komunistyczny generał, więc nie powinno nas dziwić, że lud Spartaxu po latach rządów J’sona na swego przywódcę wybrał kosmicznego awanturnika Star-Lorda. Rzecz jasna nawykły do przygód u boku swej zwariowanej ferajny Peter Quill niespecjalnie cieszy się z tego zaszczytu i stara się wszelkimi możliwymi sposobami uniknąć odpowiedzialności. Niestety, jak to bywa w życiu, nieuniknione przeznaczenie przychodzi bezlitośnie, zmuszając do zaprzęgnięcia w kierat dorosłości. Tu warto się zatrzymać i przyjrzeć postaci Star-Lorda, która uległa diametralnej przemianie od początku swego istnienia. Wystarczy zerknąć na karty Anihilacji, by pojąć, jak wielkiej transformacji uległ coraz to popularniejszy heros.
Dodatkowo otrzymujemy historię, w której grupa Star-Lorda sprzymierza się z S.H.I.E.L.D. w walce ze Skrullami. Jednak czy zmiennokształtni kosmici to prawdziwe zagrożenie i czy Nick Fury to faktycznie ten sam Irlandczyk z cygarem w zębach? Historia ta to klasyczna superbohaterska potyczka, która większy nacisk kładzie na postać Carol Danvers, w tej chwili będącej bliżej dziedzictwa Mar-Vella niż kiedykolwiek wcześniej i aż szkoda, że nie tak długi czas pozostał do Civil War II.
Plusem obecności stałych rysowników w danym cyklu jest stabilność i brak nieprzyjemnych niespodzianek. Prace Franka Cho i Valerio Schitiego pojawiały się wielokrotnie w Marvel NOW! i mimo że nie są to dzieła oryginalne, to prezentują pewną sprawdzoną jakość. Jednak gdy porównamy to z All New X-Men, którego lektura uzupełnia powyższy tom i zobaczymy prace Sorrentino czy Del Mundo, mamy prawo oczekiwać czegoś więcej.
W Strażnikach Galaktyki Briana Michaela Bendisa brakowało mi odrobinę SF, która była charakterystycznym elementem początków zespołu za czasów Dana Abnetta i Andy’ego Lanninga, gdy do teamu należeli jeszcze Adam Warlock i Mantis. Bendis zastąpił to sensacyjną akcją i przyjemnymi wątkami humorystycznymi sprawiając, że teraźniejsi Strażnicy Galaktyki są nieco bardziej strawni dla masowego odbiorcy. Czy więc Strażnicy Galaktyki tom 6 – Po drugiej stronie lustra w dobry sposób podsumował cały cykl? Myślę, że mogło być lepiej, lecz nie ma i na co narzekać. Szósty tom prezentuje poziom, jakiego oczekiwałem, szkoda jedynie, że podobnie jak w przypadku siódmego tomu All New X-Men, pojawia się szereg nieścisłości fabularnych, wynikających z faktu, iż zamieszanie wokół Czarnego Wiru nie zostało przedstawione u nas w całości. Co prawda pojawiają się wstawki z tekstem streszczającym to i owo, lecz nawet z lekturą wyżej wspomnianego tytułu z mutantami nie daje pełni satysfakcji, szczególnie dla fanów pozaziemskiej strony Marvela. Brian Michael Bendis jednak w obu przypadkach rekompensuje to innymi wątkami, nie wtłaczając tym samym obu grup wyłącznie w kolejny event, a otwierając nowe ścieżki w przyszłość.
Tytuł oryginalny: Guardians of the Galaxy Vol. 5: Through the Looking Glass
Scenariusz: Brian Michael Bendis
Rysunki: Frank Cho, Valerio Schiti
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 144
Ocena: 80/100