Starlight – Gwiezdny Blask to opowieść bardziej autentyczna. O bohaterze, którego sława minęła i nie jest znana w świecie, w którym żyje. O bohaterze, który w jesieni życia ponownie musi stać się młodzieńcem. Duke McQueen zrobił wiele w swojej superbohaterskiej karierze. Jego dokonaniami można by swobodnie obdzielić całą drużynę ludzi w maskach, a i to, co by zostało, byłoby materiałem na niezłą biografię. Lata jednak lecą, a bitwy się kończą. McQueen staje się szarym obywatelem, żeni się i wpisuje w społeczną normę. Gdy umiera jego żona, następuje nieoczekiwany przełom. Do będącego w żałobie byłego herosa przybywa posłaniec imieniem Krish Moor z tragicznymi wiadomościami. Świat, którego obrońcą był Duke, znów znalazł się pod jarzmem tyrana. Czy niemłody już mężczyzna będzie w stanie pomóc swojej niejako drugiej ojczyźnie?
Mark Millar trafnie ujął kilka poważnych kwestii, nie wychodząc ze space operowej konwencji. Jedną z nich jest wybiórcze podejście systemu do historii i jej bohaterów. Ogromna statua McQueena zadziwia jego samego. Duke wydaje się wręcz onieśmielony jej ogromem. Nie przeszkadza to jednak władzom w ściganiu go, gdy ten sprzeciwia się brutalnym metodom służb porządkowych. Nasza historia wiele razy pokazała, że wczorajszy bohater dziś może być potworem.
Starlight – Gwiezdny Blask to też historia o zderzeniu dynamicznej, napędzanej romantyczną naiwnością młodości z dorosłym konformizmem, a nawet starczym wycofaniem. Krish Moor i McQueen, stojąc obok siebie, wyglądają jak rezolutny i podążający za trendami młodzieniec i zgorzkniały, chłodny jegomość w wieku emerytalnym. Mark Millar sprawnie posługuje się schematami znanymi z kina czy literatury, przekuwając je na nowo, czerpiąc rzecz jasna z superbohaterskiego kotła garściami. Relacja obu panów żywo przypomina tę z Powrotu Mrocznego Rycerza, zanurzoną w lukrze oldschoolowego SF. Obaj panowie będą zmuszeni zweryfikować swoje poglądy i stawić czoła realnemu zagrożeniu.
Herosi to grupa, której rysowanie podlega pewnym regułom. O ile oczywiście mowa o klasycznych, pełnych cnót i zalet bohaterach, a nie o zamaskowanych obrońcach sprawiedliwości, którzy nie są ich pozbawieni. Goran Parlov, tworząc wizerunek starszego już herosa, zachowuje stabilność w tych kwestiach. McQueen nie ma może młodzieńczej buźki, ale posturą budzi respekt. Parlov daje czytelnikowi tym samym znać, że McQueen potrafi jeszcze wiele. Inna sprawa z Moorem. Chłopak wygląda jak postać żywcem wyjęta z japońskiej animacji. Kolorowa czupryna i żywa mimika twarzy świetnie zdradzają jego charakter. A co z pozostałymi elementami? Może to tylko moje odczucie, ale w kilku miejscach wyraźnie widać inspirację Jackiem Kirby’m i klasycznym retro SF. Znalazło się nawet miejsce dla miłośnika samego Elvisa.
Powiedzmy sobie to otwarcie. Typowym superbohaterom daleko do realizmu. Można pójść ścieżką Alana Moore’a i obedrzeć herosów z chwały i splendoru, dając im dużo mniej chwalebnych cech. Można też, jak Mark Millar, zachować wybrane nadnaturalne motywy, a resztę prowadzić mniej ponurą, lecz przemyślaną i pozbawioną superbohaterskiego kiczu drogą. Fani świata Czarnego Młota Lemire’a będą zachwyceni tą opowieścią, a i pochłaniacze klasycznych przygód superherosów nie zawiodą się na emerytalnych przygodach Duke’a McQueena. Mucha Comics regularnie wydaje komiksy Millara. Każda z tych pozycji pokazuje, że to autor warty poznania, a Starlight – Gwiezdny Blask to jedna z najlepszych pozycji tego twórcy.
Tytuł oryginalny: Starlight
Scenariusz: Mark Millar
Rysunki: Goran Parlov
Tłumaczenie: Marek Starosta
Wydawca: Mucha Comics 2018
Liczba stron: 160
Ocena: 85/100