Royal City to typowe robotnicze miasto w Stanach Zjednoczonych, trapione typowymi dla takich aglomeracji problemami. Brak perspektyw rozwoju, ucieczka młodych mieszkańców do większych ośrodków i tym samym coraz mniej wydajna lokalna gospodarka. Nic dziwnego, że Pat Pike opuścił miasto kilka lat temu, rozwijając poza jego granicami karierę pisarską. Sęk w tym, że talent Pata wykazuje tendencje spadkowe, a powrót do swej małej ojczyzny ma mu pomóc odzyskać wenę. Główny powód przyjazdu jest jednak znacznie poważniejszy. Senior rodu Pike’ów dostaje ataku serca pod wpływem niecodziennego, paranormalnego zdarzenia.
Małomiasteczkową atmosferę dobrze oddają postaci. Lemire już na łamach Czarnego Młota pokazał, że potrafi dać odbiorcy naprawdę złożonych bohaterów, bez zagłębiania się w bełkotliwą psychologizację. Familia Pike’ów to zgraja niebywale barwna, niebędąca jednak dziwakami. Nie będę wymieniał każdego z osobna. Wystarczy przytoczyć Richiego Pike’a, nieudacznika, życiowego lekkoducha i co tu dużo kryć, nieroba. Ów bumelant widzi jednak o wiele więcej, niż reszta rodziny. Mowa tu o wątku metafizycznym, łączącym wszystkich Pike’ów i nieco odsłaniającym ich osobowości, związanym ze zmarłym tragicznie członkiem rodziny.
Pisałem, że Lemire nie bawi się w pseudo-psychologię i nie zanudza czytelnika przemyśleniami rodem z opery mydlanej. Nie znaczy to jednak, że nie zdarza mu się odpłynąć w refleksyjność. Gorzką, szaroburą, codzienną. Niebagatelną rolę w budowaniu całego nastroju komiksu odgrywa tytułowe Royal City. Personifikacja miast to zabieg liczący sobie wiele lat. I tu twórca sprostał zadaniu stworzenia czegoś nowego, choć mającego solidne podstawy w klasyce literatury. Bo czy nie zdarzało się nam czytać o metropoliach, które w nieokreślony sposób wpływały na ludzi na różne sposoby?
Moje pierwsze spotkanie z rysunkami Jeffa Lemire’a miało miejsce na łamach Łasucha. Dopiero jednak Royal City wyciągnęło z nich to, co najlepsze. Artysta ma swoje spojrzenie nie tylko na anatomię, ale też na otoczenie. Rodzinne miasto głównego bohatera nie zawiera budynków ze snów surrealisty. Mimo to, nawet fabryczne kominy i zwyczajne domy mają w sobie pewien cudaczny element. Do tego nałożone przez autora barwy dopełniają tego efektu. Scenarzysta/rysownik/kolorysta Lemire nie bawi się w chirurgiczne nasycenie barwami. Daje je nam w skąpych dawkach tam, gdzie są niezbędne i tam, gdzie mają odegrać określoną rolę. Barwy Royal City tom 1- Krewni nie mają być barwami samymi w sobie. Są kolejną ścieżką przekazu, jaką tworzy autor.
Royal City tom 1 – Krewni to kolejny popis Lemire’a. W ubiegłym roku ukazało się kilka świetnych pozycji tego artysty, między innymi Łasuch i Czarny Młot. Również obecny rok będzie obfitował w jego dzieła, a to znakomita wiadomość. Royal City zawiera w sobie wszystko to, w czym Lemire jest najlepszy: niebanalny pomysł na fabułę, wyraziste, lecz nieprzerysowane postacie i najważniejsze – więzi między nimi i ogólny klimat. Czekam na kolejny tom, a czekanie to osłodzone zostanie kilkoma innymi pozycjami z jego bibliografii. Zarówno związanymi bliżej z klasycznymi herosami, jak i tymi o fabułach nieco bardziej skomplikowanych.
Tytuł oryginalny: Royal City Vol.1: Next of kin
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Jeff Lemire
Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
Wydawca: Non Stop Comics 2018
Liczba stron: 160
Ocena: 85/100