Stolp nadal nie ustaje w poszukiwaniach swej ukochanej. Tytułowa Rita zaginęła przed laty i łowca w swych poszukiwaniach nieopatrznie nadepnął na odcisk władzy. A władza tego nie lubi, zwłaszcza jeśli ma charakter autorytarny. Bo tak w najłagodniejszy sposób można nazwać funkcję Naczelnika w posępnym i staczającym się Bardo. Rozpoczyna się więc gra z siłami porządkowymi, choć nie bez pomocy pewnej hipnotyzującej istoty. Potyczkę ułatwia jeszcze bardziej fakt, iż każdy reżim w swym kryzysowym okresie strzela ślepakami, sprawiającymi iż nawet tępe osiłki z resortów siłowych nie przykładają się do pracy i są podatni na manipulacje, a cała machina opresji ledwo działa przy licznych zgrzytach i awariach.
Słów kilka o Naczelniku. Jegomość to w wieku pomiędzy średnim a emerytalnym, który dzierży niemalże władzę absolutną w swej podupadającej metropolii. Aczkolwiek jego siła powoli słabnie, co odnosi się także do wpływu na swoją młodą, atrakcyjną partnerkę. Naczelnik mógłby być idealnym czarnym charakterem, mającym w ręku silne narzędzia do czynienia zła i motywacje do czynienia kuku swym poddanym. Tytuł głównego łotra odbiera mu jednak groteskowy Doktor Majnd i to występujący w liczbie mnogiej. To szalony naukowiec, uosobienie eugeniki w stylu doktora Mengele. Przy nim włodarz Bardo jest tylko figurantem, rodzajem narzędzia do pozyskiwania środków niezbędnych do dalszych badań.
Nie lubię, gdy ktoś porównuje polskich artystów do zagranicznych. Zwyczajowo robi się to umniejszając rodzimym twórcom na rzecz obcokrajowców, uwypuklając tym samym kolonialny kompleks. Powiem więc nieco inaczej. Dave McKean to brytyjski Wojciech Stefaniec, przynajmniej w niektórych przypadkach. Całostronicowe rysunki natężone w narkotycznych podróżach Stolpa zbliżone są do klimatu Klatek, z kolei standardowe kadry wywyższają Stefańca ponad twórcę okładek do Sandmana detalami. We wstępie pisałem już, że niektóre złowróżbne gatunki literackie łączą się ze sobą. I w pracach Wojciecha Stefańca dostrzec można nie tylko futuryzm architektoniczny rodem z Blade Runnera, ale i opresyjność reżimu osadzoną gdzieś między Brazil Terry’ego Gilliama i Rokiem 1984 Orwella.
Stolp podlany był dużą ilością oniryzmu i psychodeli. W drugim tomie tetralogii Bardo ich zawartość się zwielokrotnia. Zdaje się degenerować z dnia na dzień, a ujawnienie przez autorów mniej pokazowych dzielnic miasta wciąga czytelnika w ten proces. Bardo to nie tylko kwartały zrujnowanych pustostanów, ale też jego mieszkańcy w równie marnej kondycji. Tu kolejny ukłon w stronę rysownika. Tak szkaradnych, turpistycznych facjat próżno szukać nawet w trakcie obrad sejmowych. Pozostaje kwestia społeczna, gdyż lud Bardo to stadko nader bezmyślne, zajęte pochłanianiem zasobów, choć powoli budzące się z letargu. Moim skromnym zdaniem – zbyt powoli.
Rita to tytuł mroczniejszy od Stolpa. Zdegenerowanie Bardo, nieuchronność katastrofy demograficznej i postępująca korupcja władzy to czynniki znacznie wpływające na ogólny odbiór komiksu. Nie ma tu poetyki pierwszego tomu i nie ma też wielkich nadziei na poprawę sytuacji. Odija i Stefaniec nie są autorami, których dalsze kroki da się łatwo przewidzieć, więc kolejny tom może zaskoczyć. Rita to oryginalny komiks, który porusza aktualne kwestie i niecierpliwie przerzucając kartki nie odnotujecie wszystkich jego niuansów. Jest to historia niebywale złożona, która pełną moc ukaże, gdy światło dzienne ujrzą kolejne tomy. Oby jak najprędzej.
Scenariusz: Daniel Odija
Rysunki: Wojciech Stefaniec
Wydawca: Timof i cisi wspólnicy 2019
Liczba stron: 152
Ocena: 90/100