Zwykle uchylam nieco fabuły, czasem nawet za bardzo. W przypadku tego komiksu byłoby to jednak zbrodnią. Mocą Ricka i Morty’ego, podobnie jak w przypadku animacji, jest ogromna porcja nieprzewidywalności. Oparta jest ona zazwyczaj na klasycznych i ogranych wręcz motywach SF, które w wydaniu tego tandemu potrafią być niekiedy skrajnie szokujące. Wspomnę jedynie, że stale powracającym motywem w serialu są alternatywne wersje głównych bohaterów, czasami skrajnie różne, a nawet budzące niepokój. Tu Gorman pozwolił sobie na pewno uproszczenie, lecz czasem pozornie prostsze działania są najlepsze.
Nie obawiajcie się jakiejkolwiek zmiany stylistyki w dialogach i scenariuszu. Rick to nadal socjopatyczny typ, uwielbiający wywyższać się i poniżać głupszych od siebie (czyli niemal wszystkich) i preferujący dekadencki sposób życia, wynikający ze zbyt dużej świadomości irracjonalności szarego życia. Morty jest nadal tym samym chłopakiem przepełnionym lękiem i nadmierną ostrożnością, który w chwili niebezpieczeństwa potrafi udowodnić, iż płynie w nim krew Sanchezów.
Niestety, w żyłach Morty’ego buzuje również krew Jerry’ego. Psotna myszka z animacji, uprzykrzająca życie kotu, mogłaby zacząć wstydzić się swego imienia, widząc zięcia Ricka. Jerry to drobnomieszczański nudziarz. A właściwie stereotypowa pierdoła, z ego, które przerasta zdecydowanie zdolności intelektualne. Nie bez znaczenia jest również Beth i Summer, postaci z pozoru „normalne”, lecz w swej normalności straszne i bardziej szalone od pomysłów Sancheza. Może i tytułowi bohaterowie są lokomotywą swoich historii, jednak bez familii stale próbującej zaprowadzić porządek w swoim i ich życiu cała seria byłaby wydmuszką z popkulturowymi easter eggami i dosadnym humorem.
Nie oczekiwałem zegarmistrzowskiego skopiowania kreski animacji, zdając sobie sprawę, że nośnikiem historii jest inne medium. Mimo to nie mogłem oprzeć się wrażeniu, że prace Cannona i Ellerby’ego są nieco zbyt statyczne i niedbałe. Wiem, że to idiotyczny argument, zwłaszcza porównując dynamiczną animację z kadrami, ale mogło być odrobinę lepiej. Ten, kto obejrzy sobie najstarsze odcinki z udziałem Simpsonów, wie o czym mówię – niby wszystko jest na swoim miejscu, ale drobny detal tu i tam zmienia ogólny odbiór.
Pierwszy tom komiksu Rick i Morty nie będzie powodem do zawodu dla fanów zwariowanego naukowca i jego dziwacznego wnuka. Niezwykle się cieszę, że Egmont znalazł miejsce na tę pozycję. Może i Rick i Morty stoją lokatę niżej niż Simpsonowie w moim osobistym rankingu animacji, ale ujrzenie ich na kartach komiksu to po prostu czysta frajda. Na odtrutkę od superbohaterów, a tym bardziej od dzieł ambitniejszych polecam właśnie ten tytuł. Nie jest to infantylny ogłupiacz, a pozycja o dość oryginalnym, dosadnym, ale posiadającym pewną głębię humorze.
Tytuł oryginalny: Rick and Morty Vol.1
Scenariusz: Zac Gorman
Rysunki: CJ Cannon, Marc Ellerby
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Wydawca: Egmont 2018
Liczba stron: 132
Ocena: 80/100