Providence tom 1 – recenzja komiksu

Od czasu do czasu słyszy się w rozmaitych miejscach o sektach i im podobnych zgromadzeniach. O ludziach, którzy zrzeszyli się w podejrzane grupki, najczęściej działające na niekorzyść naiwnych duszyczek. Gdy słyszę o ezoteryzmie i wszelakich sztukach mistycznych, nie mogę pozbyć się wrażenia, że to jeden wielki teatr pozorów. Autor Providence tom 1 również para się okultyzmem, lecz w jego przypadku nie ma wątpliwości, że w jednej dziedzinie naprawdę używa czarów. Czy w opowieści, nad którą unosi się ciężar dziedzictwa H.P. Lovecrafta znów ujrzymy jego magię słowa?

Strona komiksu Providence tom 1

Głównym bohaterem Providence tom 1 jest Robert Black, pisarz i dziennikarz pracujący dla nowojorskiego „Heralda”. To typ irytującego inteligenta, który zaczyna jąkać się, gdy tylko trafi na nieco mniej korzystne dla siebie okoliczności. Pewnego dnia trafia na ślad tajemniczej księgi, której to sama lektura jest niebezpieczeństwem. Krok po kroku coraz bardziej zagłębia się w jej poszukiwaniach, chcąc przy okazji napisać książkę o nieznanym obliczu Ameryki. I tu kilka zdań o panu Blacku. Jak pisałem, człek to oczytany i chełpiący się wiedzą. W praktyce, mając do czynienia ze zjawiskami dość niecodziennymi, zachowuje się jak naiwna staruszka w stosunku do telefonującego do niej „wnuczka”. Zero domyślności. Zero zmysłu samozachowawczego. Człowiek ten łyka na dodatek nawet najbardziej głupie wytłumaczenia niewytłumaczalnego. Bez tego jednak Providence tom 1 zamieniłby się w typową opowieść z wątkami paranormalnymi, a sam bohater stałby się pomnikową kukłą.

Jak ma się Providence do Neonomiconu? Gdybym dzisiaj oceniał ten drugi album, obniżyłbym mu finalną notę. Klimat grozy Lovecrafta jest o wiele bardziej przerażający w realiach jego epoki. Również Moore zdaje się czuć o wiele lepiej w końcu drugiej dekady XX wieku. Wówczas świat był o wiele bardziej dziki, niż dziś. Ci, którzy pragnęli coś ukryć bądź żyć na uboczu, nie mieli z tym problemu. Nadbrzeżna społeczność Salem raczej nie uchowałaby się w świecie, gdzie każdy nosi kamerę w kieszeni, a wszelkie kurioza zdobywają ogromną popularność w sieci. Z tego powodu w Neonomiconie nie udało się stworzyć tak wiarygodnego lovecraftowskiego klimatu, jak ma to miejsce w Providence tom 1. Sugeruję jednak nie wybierać pomiędzy tymi dwoma dziełami, gdyż są one ze sobą połączone. Cykl Providence jest dla Neonomiconu jednocześnie prequelem i sequelem.

Strona komiksu Providence tom 1

W Strażnikach i Lidze Niezwykłych Dżentelmenów pojawiały się już materiały dodatkowe, których poznanie znacznie poszerało świat z komiksowych kadrów. W Providence tom 1 jest podobnie. Najczęściej są to prywatne notatki Blacka, z tak zwanego raptularza. Ciekawsze są jednak takie perełki jak gazetka parafialna pewnej szczególnej społeczności. Bonusowo dostajemy spis nawiązań do twórczości H.P. Lovecrafta, który dla wielu może się stać zapalnikiem do rozpoczęcia przygody z jego twórczością. Doskonale również widoczne jest w nim to, jak Moore subtelnie nawiązywał do jego dzieł.

W Neonomiconie nie zauważyłem istotnego szczegółu rysunków Burrowsa. Autor dość często przedstawia akcję ze statycznej perspektywy, tak jakby ktoś ciągle obserwował postaci i wydarzenia w kadrze, pozostając niezauważony. Podoba mi się też oddanie realiów epoki. Rysownik nie koloryzuje, nie stara się dostosować pod wyobrażenia współczesnego czytelnika. Stąd też więcej tu brzydoty niż piękna. Ciekawe są same okładki, które w całej swej normalności są do bólu niepokojące. Weźmy tę z pierwszego tomu (a zarazem czwartego zeszytu). Bielmo księżyca wisi nad ponurym i zaniedbanym domostwem. Wokół niego skrzą się gwiazdy, które przypominają raczej ślepia złych kosmicznych bóstw niźli ciała niebieskie. To, co niepojęte i niesamowite, miesza się z codziennym i przyziemnym. Przykład starego Wheatley’a i jego córki jest tu chyba najlepszy.

Strona komiksu Providence tom 1

Providence tom 1 zostawia ślad po przeczytaniu. Niepokój? Można tak to nazwać. Moore, opierając się na schematach Samotnika z Providence, pokazuje nam oblicze świata, które lepiej aby pozostało nieznane. Szeroko rozumiana groza nie jest tu oczywista. Opiera się na domysłach, skrywa w cieniu. Jest jednak na tyle widoczna, iż nie można uznać jej za majaki. Seria liczyć będzie sobie trzy tomy, a kolejny ukaże się już w październiku. A to nie ostatnia pozycja z bibliografii mistrza z Northampton, mająca swą premierę w tym roku.


Okładka komiksu Providence tom 1

Tytuł oryginalny: Providence vol.1
Scenariusz: Alan Moore
Rysunki: Jacen Burrows
Tłumaczenie: Jacek Żuławnik
Wydawca: Egmont 2019
Liczba stron: 176
Ocena: 85/100

Dziennikarz, felietonista. Miłośnik klasyki SF, komiksów i muzyki minionych bezpowrotnie dekad.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Zarejestruj się, jeśli nie masz konta Nie pamiętasz hasła?